Kategoria: Kulturalnie

Jazz fajny jessst!

Krokus Jazz Festiwal 2019 – to już 17. edycja, ale nasza druga. Tym razem wybraliśmy koncert kwintetu Wojtka Mazolewskiego (WMQ). Tego od późnowieczornej audycji radiowej “Jazz fajny jest”.

I jak się okazało, jazz w jego wykonaniu i na żywo może być jeszcze fajniejszy. Długie brawa na stojąco na koniec całkowicie zasłużone. 

Polecam płytę zespołu, która ma wyjść w grudniu, a inspirowaną utworami Komedy. Np “Ja nie chcę iść spać” wykonanym na bis.

I jeszcze o Michelsbaude

Gerhart Hauptmann “A Pippa zatańczy”. Akt II (tłum. W. Kunicki i T. Małyszek):

Wnętrze samotnej chaty w górach. Duża i mała izba są niesłychanie zaniedbane. Sufit czarny od dymu i starości. Jedna belka pęknięta, pozostałe wygięte i w prowizoryczny sposób podparte nieociosanymi balami. Pod bale podsunięto małe deszczułki. Podłoga jest gliniana, z zagłębieniami i wybrzuszeniami; tylko wokół ruiny pieca jest wyłożona cegłami. 

Są to didaskalia otwierające drugi akt dramatu. Opisuje górską chatę, prawdopodobnie Michelsbaude. Na ile realistyczny jest to opis niech świadczy dokument z tamtych czasów, do którego dokopał się Marcin Wawrzyniec:

Do dzierżawcy Michelsbaude pana Roberta Adolpha

Według żandarma pana Rohledera piec w pańskiej izbie mieszkalnej od frontu jest niezdatny do użytku. Niniejszym nakazuję niezwłocznie przywrócić piec do stanu używalności i po wykonaniu powyższego zgłosić do odbioru.

 

Szklarska Poręba, 29 sierpnia 1889

zarządca majątku, Franz Pohl

Dramaty Hauptmanna pisane były w konwencji realizmu baśniowego. W jak najbardziej rzeczywiste miejsce i czas wplatał postaci i wydarzenia całkowicie baśniowe. Ale robił to w taki sposób, że nie wiadomo, gdzie kończył się świat rzeczywisty a zaczynały lokalne legendy. Już teraz wiemy, że chata starego Huhna, w której odgrywa się Akt II, faktycznie istniała i wiemy jak wyglądała. Sama Pippa i Huhn to już produkt lokalnych baśni.

Drugie życie Michelsbaude

Sympatyczna i kulturotwórcza zarazem uroczystość miała miejsce na Jeleniej Łące w Górach Izerskich. W miejscu, gdzie do początku XX wieku stała Michałowa Buda (Michelsbaude), został postawiony kamień, na którym dziś została odsłonięta tablica upamiętniającą tę chatę. A ponieważ miejsce to znajduje się z dala od dróg samochodowych, była to również mała wycieczka.

 

Grupa ok. 25 osób zebrała się na parkingu w Jakuszycach i o godz. 11 wyruszyła w kierunku Rozdroża Pod Cichą Równią.

Już na na miejscu Marcin Wawrzyńczak, główny inspirator i prowokator wydarzenia, przedstawił historię poszukiwań informacji o budzie i pomysł jej upamiętnienia. Podziękował przy tym osobom zaangażowanym w projekt: Ullrichowi Junkerowi za tłumaczenia licznych materiałów źródłowych, sponsorom za pokrycie kosztów tablicy i panu leśniczemu, w którego rewirze rzecz miała miejsce.

Ullrich Junker przedstawił kontekst historyczny. Jego biegłej umiejętności czytania pisanego niemieckiego gotyku historia Michelsbaude ukazała nam swe liczne oblicza.

Nasze psy też słuchały, ale sądząc po pyskach, historia akurat tej budy nie wzbudziła ich zainteresowania.

Odsłonięcie tablicy

Wybierając się z domu na takie wydarzenie, nie mogłem nie zabrać ze sobą dramatów Gerharta Hauptmanna z “A Pippa tańczy” na czele. Nie planując tego wcześniej i – cytując klasyka – bez żadnego trybu, zająłem na chwilę mównicę i odczytałem didaskalia do drugiego aktu dramatu, w których autor dość precyzyjnie opisuje wnętrze chaty będącej najprawdopodobniej – ale nie na 100 % – pierwowzorem była właśnie Michelsbaude w jej już schyłkowym okresie na początku XX wieku.

Organizatorzy pomyśleli nawet o poczęstunku – na drewnianej ławie stojącej tuż przy odsłoniętej tablicy wylądowały lokalne wyroby: chleb, masło, sery, serwatka i butelka oryginalnego Echt Stonsdorfera. 

Dla mieszkańców naszej małej izerskiej ojczyzny i miłośników historii jednocześnie takie wydarzenie to nie lada gratka. Było nas tam ponad 20 osób z Polski, Czech i Niemiec, ale sądząc po aktywności w mediach, osób zainteresowanych tą tematyką jest znacznie więcej. Znacznie mniejsze grono stanowią osoby, które te historie wynajdują, badają i udostępniają innym – za to właśnie jestem wdzięczny Marcinowi. Oby odkrył jeszcze przed nami inne izerskie światy.

Polecam stronę wydawnictwa Wielka Izera utworzonego celem wydania książki oraz jej fejsbukową siostrę. A także archiwalne wpisy na blogu Marcina nieczęsto już niestety odświeżanym.

Pieśni z lasów i pól

Choć to już 54. edycja, po raz pierwszy wybraliśmy się na wydarzenie związane z festiwalem Wratislavia Cantans. Był to koncert tradycyjnej polskiej pieśni ludowej w wykonaniu solistów i zespołów z Dolnego Śląska pt. “Pieśni z lasów i pól”. Całym przedsięwzięciem kierował Henryk Dumin, znany i w Jeleniej Górze antropolog i menedżer kultury.

Podczas dwugodzinnego występu w Sali Czerwonej wrocławskiego NFMu cztery zespoły i pięć solistek wykonało niemal 30 oryginalnych, czasem kilkusetletnich utworów. Najmłodsza solistka miała 19 lat, najstarsza 87. Całość pięknie wykonana, bez akompaniamentu instrumentalnego, momentami zabawna a nawet wzruszająca. 

Wszystkie występy były na bardzo wysokim poziomie. Z solistek najciekawiej dla mnie wypadła Oliwia Łuszczyńska z Krosnowic, wykonująca – z racji młodziutkiego wieku – pieśni panieńskie: silny wysoki modulowany głos, gra emocji na twarzy, liryczne utwory… Pod tym linkiem piosneczka, która najbardziej wpadła mi w ucho.

Wśród zespołów poza konkurencją była Łastiwoczka – wielopokoleniowy, mieszany Zespół Łemkowski z Przemkowa. Od ich wielogłosowych pieśni już tylko mały krok do pieśni prawosławnych chórów cerkiewnych.

Wniosek z tego koncertu wyniosłem taki, że nawet na Dolnym Śląsku, pozbawionym  – zdawałoby się – korzeni i tradycji, można z powodzeniem śpiewać stare polskie pieśni. Przywieźli je tu  ekspatrianci z Podola, Serbii, Bukowiny i w trzecim już pokoleniu ciągle je wykonują. Nie muszą uciekać się do ludowej wersji disco polo.

Polecam relacje w radiu (PR2) lub na YT, jeśli się takowe pokażą. 

Ponieważ zdjęć w trakcie koncertu robić zakazano, załączam tylko kilka ujęć z samego początku i zakończenia (po licznych bisach oklaskiwanych na stojąco).

Panorama i Dwa Ołtarze

Kulturalna jednodniowa wycieczka do Wrocławia. 

Panoramę Racławicką widziałem tuż po jej otwarciu, pewnie w 1986r. Wtedy ze szkołą, teraz z rodziną. Jak wtedy, tak i teraz, Panorama robi olbrzymie wrażenie. Sam malunek, poszczególne sceny i historia do nich dopowiadana przez lektora a także sposób ekspozycji, zacierający całkowicie granicę pomiędzy naturalistyczną scenerią na pierwszym planie a obrazem na drugim.

Następna wizyta pewnie za kolejne 30 lat…

Wydarzeniem z innej półki jest wystawienie do publicznego oglądu Ołtarza Jerina.

O jego historii za długo by pisać, polecam liczne artykuły prasowe i strony wrocławskiego Muzeum Narodowego. Na zachętę dość powiedzieć, że szesnastowieczny ołtarz z Katedry Wrocławskiej po niemal 75 latach jest ponownie w drodze do Katedry. A w międzyczasie zatrzymał się w muzeum dla restauracji i rekonstrukcji elementów utraconych na zawsze. Od wiosny tego roku udostępniony publiczności. Chyba jeszcze w tym roku wróci tam, skąd się wziął – do katedry.

Zdjęcia ze strony Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

Karpniki i muzyka klezmerska

Coraz więcej Kotlina Jeleniogórska ma latem kulturalnie do zaoferowania. 

Dopiero co zakończył się Festiwal Teatrów Ulicznych – już 37.  A pamiętam jak w 1983 roku startował. 

Aktorzy z Teatru Nikoli występujący jako pierwsi, złożyli na koniec przedstawienia hołd obecnej wśród widowni Pani Alinie Obidniak – pomysłodawczyni imprezy. Jak najbardziej zasłużony. 

I tylko szkoda, że ten festiwal tak popularny – trudno o dobre miejsce do oglądania.

Sporo oferuje Dolina Pałaców i Ogrodów – prawie codziennie w którymś z pałaców coś się dzieje.

Na sobotni wieczór wybraliśmy się do Karpnik. Po raz pierwszy odwiedziliśmy tamtejszy pałac od czasu jego remontu zakończonego już parę lat temu. Ładnie położony, dobrze odrestaurowany i zagospodarowany, ze znakomitą obsługą w recepcji i restauracji. Polecam!

A wczesnym wieczorem na dziedzińcu pałacu wystąpił zespół Magda Brudzińska Klezmer Trio

Za muzykę klezmerską wielu się brało. W głównie instrumentalnym wydaniu bez końca mógłbym słuchać zespołu Kroke z Nigelem Kennedym z płyty East Meets West

Czym Pani Magda Brudzińska z zespołem zachwyca to aranżacje (na vocal, altówkę, akordeon i kontrabas), mocny i niski głos wokalistki oraz wykonywanie utworów w ich oryginalnym języku. Oprósz jidysz (kto wiedział, że tekst do “Bei Mir Bistu Schein”  powstał najpierw w tym języku?) śpiewała też po serbsku znane nam chyba wszystkim “Ajde Jano” – rewelacja!

Muzykom akompaniowały też jaskółki dymówki, których liczne gniazda obrosły mury pałacu.

A w sierpniu Fundacja Dolina Pałaców i Ogrodów organizuje kolejny Festival dell Arte – też warto będzie się wybrać.

A pod koniec sierpnia (23-25) Miedzianka Fest – tym razem pod hasłem BYŁO-NIE-BYŁO.

Bedford School

Sobota wieczór, deszczowo i wspaniały koncert Grzegorza Turnaua we wrocławskim NFMie. 

Trasa koncertowa promuje jego ostatni album Bedford School, który jest  wspomnieniem muzyki z jego – i naszej – młodości. Były Scarborough Fair Simona i Garfunkela, Full on the Hill The Beatles, Imagine oraz Jealous Guy Lennona, My Valentine McCartneya przeplatane własnymi kompozycjami (tytułowa Bedford School, klasyczne już Bracka i Naprawdę nie dzieje się nic) i utworami innych polskich twórców (np. Historia pewnej podróży Grechuty).

Turnauowi towarzyszyło kilkoro muzyków głównie z zespołu Shannon znanego z wykonywania muzyki celtyckiej – nietradycyjne instrumentarium i aranżacje dodały uroku i tak już pięknym utworom.

Bardzo ciekawa konferansjerka w wykonaniu autora, żywa reakcja publiczności wypełniająca całą – dużą przecież – salę… Miły wieczór. Polecam, jeśli Turnau ponownie będzie w pobliżu.

 

Spare Bricks

… czyli Pink Floyd (częściowo) po polsku.

W Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze wystąpił wczoraj i występuje dziś jeleniogórsko-wrocławski zespół Spare Bricks grający utwory zespołu Pink Floyd. Bardzo ciekawe widowisko dźwiękowo-wizualne zrealizowane na wysokim poziomie. W piosence Another Brick in the Wall wystąpił chór mieszany z Mechanika – dali radę! Dwie godziny zleciały bardzo szybko. Polecam, kto jeszcze nie widział.