Wpis ten rozpoczyna dłuższy cykl relacji z ponadtygodniowej wycieczki na Wyspę Sobieszewską i Mierzeję Wiślaną.
Cel wycieczki był wielorako-różnorodny: ptasi, rowerowy, krajoznawczy, itd. Najmniej albo wcale – odpoczynkowy. Pobyt na morzem podzieliliśmy na dwa nierówne odcinki: po kilka noclegów na Wyspie Sobieszewskiej i w Kątach Rybackich u samej nasady Mierzei Wiślanej.
Wyspa Sobieszewska, choć administracyjnie to część Gdańska, jest odcięta od stałego lądu wodami Wisły i Bałtyku i stanowi osobny świat. Od wschodu oddziela ją od Mikoszewa nurt Przekopu Wisły, od południa niemal stająca woda Martwej Wisły, a od zachodu – czyli od Gdańska – Wisła Śmiała. Z lądem wyspa łączy się tylko jednym mostem w Sobieszewie oraz dzienną przeprawą promową w Świbnie. Zabudowania tych dwóch małych miejscowości zajmują tylko małą część wyspy – reszta to plaże, wydmy, las, pola i… dwa rezerwaty: Ptasi Raj oraz Mewia Łacha. Nie muszę więc tłumaczyć, dlaczego akurat tam się wybraliśmy.
Pierwsze parę noclegów mamy w Starej Wędzarni na terenie Górek Wschodnich. Polecamy to miejsce: uprzejma i pomocna obsługa, wyborne śniadania, widok z pokojów na Martwą Wisłę. I akceptacja psów – chyba wszyscy goście oprócz nas byli z psami. I na całej wyspie jakoś znacznie więcej psów widzieliśmy niż gdziekolwiek indziej.
Budynek Starej Wędzarni – to faktycznie kiedyś była wędzarnia
Inny podobny budynek w pobliżu – sporo musieli to kiedyś wędzić. Pewnie ryby. Ale niewiele z tradycji rybackiej w tym rejonie wybrzeża pozostało, więc i wędzić nie ma już co.
Ulica po sąsiedzku
Przy tej ulicy znajduje się Stacja Biologiczna Uniwersytetu Gdańskiego. A jeszcze bliżej nas, niecałe 100m od Starej Wędzarni, stoi nowy budynek Stacji Ornitologicznej PAN, czyli krajowej centrali obrączkowania ptaków. Czyli dobrze trafiliśmy…
Pierwszego dnia przyjeżdżamy na miejsce po południu – jest czas na obiad i pierwszą wycieczkę po najbliższej okolicy. Na obiad ryba – i tak będzie tu codziennie, choć z mieszanymi wrażeniami smakowymi. A ta najbliższa okolica to Ptasi Raj – rezerwat przyrody oddalony od naszego hotelu o niecały kilometr. Dawniej, gdy prowadzony był na terenie rezerwatu wypas bydła, był on domem licznych gatunków ptaków siewkowatych. Dziś wypasu już nie ma, łąki zostały zastąpione jeziorami, trzcinowiskami i lasem, więc i gatunki dziś inne – głównie takie, które już znam, więc akurat po tym miejscu nowości do mojej rocznej listy nie oczekuję.
Mimo to, jest to nadal wartościowe przyrodniczo miejsce i zobaczyć je trzeba.
Idąc przez las, dostrzegam taki oto znajomy widok
To budki ptasie typu „słonik” – eksperyment budowalno-ornitologiczny dobrze znanego mi tutejszego zawodowego ornitologa Kuby Typiaka prowadzącego na YT kanał „Ptasia Strefa”. Eksperyment ten polega na zrobieniu znacznie dłuższego kanału wlotowego do budki, by lepiej chronić ptaki i lęgi przed drapieżnikami. Oglądałem materiały na ten temat, więc widok tych budek w terenie tym bardziej cieszy.
Do wież obserwacyjnych na terenie rezerwatu dziś nie dochodzimy – nie spieszy nam się, będzie czas na to jutro. Ale za to bardzo nam się spieszy, by zobaczyć Bałtyk. I oto jest pierwszy widok na morze
I drugi
Kiedy ostatni raz nad naszym morzem razem byliśmy? Pewnie w czasach, gdy z małymi jeszcze dziećmi na wakacje jeździliśmy.
Robi się ciemno – ostanie rzuty okiem komórki na „zasznięte” już słońce
Część drogi powrotnej pokonujemy wzdłuż Martwej Wisły. Widok z okolic hotelu na wschód, gdzie stoi całkiem nowy zwodzony Most Stulecia Odzyskania Niepodległości Polski – jedyna stała przeprawa na wyspę.
Zaletą coraz dłuższych wieczorów jest możliwość/konieczność wcześniejszego pójścia spać, a tym samym wcześniejszego wstania. Jeszcze przed śniadaniem wskakujemy na rowery, by objechać Ptasi Raj. Tym razem, by dotrzeć do obydwu wież obserwacyjnych i ponownie złapać kontakt z Bałtykiem.
Pierwszy raz na rower tarabanię się z plecakiem, w którym jest lustrzanka z telezoomem i luneta ze statywem. A na szyi lornetka. Dobrze, że głównie po płaskim mamy jechać.
Pół do siódmej meldujemy się pod pierwszą wieżą przy jeziorze Karaś. Wieżę postawiono na skraju lasu w widokiem na taflę jeziora. Tak było, gdy ją stawiono i widoki musiały być dobre. Niestety obrosła ona drzewami sięgającymi już dachu, a trzcina zarosła sporą część jeziora. Z punktu widzenia obserwacji ptactwa wieża jest bezużyteczna.
To tłumaczy niewielką liczbę obserwacji ptasich robionych z tego miejsca w portalu ornitho.pl. Ptaki można dziś podziwiać już tylko z umieszczonych tam plansz. Ewentualnie zimą, gdy drzewa przez parę miesięcy bezlistne pozostają.
Do drugiej wieży stojącej na brzegu jeziora Ptasi Raj mniej niż kilometr, ale droga staje się dla rowerów coraz trudniejsza. Zwęża się, zarasta, a niedaleko wieży wręcz ginie i na ostatnie sto metrów spiesza nas.
Wieża wydaje się lepiej ulokowana: brak wyższych drzew zapewnia rozległy widok na taflę jeziora. Tyle że na jeziorze w zasięgu strzału lornetką pustki. Rozkładam statyw i lunetę bez nadziei na cokolwiek, ale przecież właśnie na takie okazję lunetę kupowałem i po to ją tu dziś przytargałem. Łabędzie nieme, łyski, krzyżówki, gągoły, perkozy dwuczube,… – w dużej liczbie, ale różnorodność gatunkowa niewielka.
Jedziemy dalej oficjalnym szlakiem przez las, ale jeszcze mniej uczęszczanym. Coraz częściej rowery trzeba prowadzić. Gdy pod kołem roweru głośno pęka gałąź, z pobliskich krzewów wyskakuje duże zwierzę. Odbiega kawałek, zatrzymuje się i patrzy na mnie.
Łoś
Dojeżdża Dorotka, wyciąga aparat, zmienia obiektyw… Trwa to chwilę, ale i łosiowi się nie spieszy. W międzyczasie widzę, że bykowi towarzysze klępa i dwa młode. Czyli wtargnęliśmy w sam środek rodzinnego śniadania
Z bezpiecznego dystansu łosie dają się fotografować: podchodzą, obchodzą, podpatrują. Aż w końcu i my i one mamy dosyć. Fajne spotkanie – tym bardziej, że nie umówione. Pierwszy i do dzisiaj jedyny raz łosie luzem nad Biebrzą już lata temu oglądaliśmy. Nie mam tylko jak tych łosi do ornitho.pl wpisać…
Docieramy do pasa wydm. Ciężko w piachu się rowery prowadzi
Port Wisła w Gdańsku już po drugiej stronie Wisły Śmiałej
Wracamy do Starej Wędzarni na śniadanie. Przejechaliśmy zaledwie 11km – na rozruch starczy. Będą jeszcze dużej bardziej wymagające wycieczki.
Nasza dzisiejsza trasa
Kilka więcej widoków z plaży w wykonaniu Doroty w Galerii