Miesiąc: maj 2020

Gąsiorek

Gdy ostatnim razem w końcówce kwietnia pisałem o przylotach ptaków migrujących, brakowało jeszcze tylko dzierzby gąsiorka i jerzyka. I jeden i drugie już się oczywiście pojawiły, choć w przypadku tych drugich pojawienie się ich miało charakter bardzo przelotny: czasem polują na moim kawałku niebam ale nawet nie wiem, gdzie są ich najbliższe gniazda. Może na wieży kościoła w Gierczynie? Tam ich kiedyś większe stada widywałem. 

Łatwiej jest z gąsiorkami, bo co roku zakładają gniazda w ogrodzie. Przyleciały chyba w początkach maja i zaraz zabrały się do budowy gniazda. Teraz widzę już, że przestały zbierać materiał na gniazdo, więc pewnie zaczyna się składanie jaj i ich wysiadywanie. Są wiele tygodni za większością innych “moich” ptaków, których młode już albo latają (szpaki, drozdy) albo lada moment z gniazd wylecą (pliszki, kopciuszki, mazurki). 

A do wpisu tego zachęciło mnie bardzo ładne zdjęcie samczyka gąsiorka zrobione własnoręcznie, z wolnej ręki apartame z długą lufą – tak robione zdjęcia rzadko wychodzą mi dobrze.

A to mazurek, który w drodze do gniazda w dachu, z pokarmem w dziobie przysiadł na tarasie.

Borowik majowy

Tradycji stało się zadość – pierwszy tegoroczny borowik pojawił się jeszcze w maju. A nie zawsze tak jest – w zeszłym roku pierwsze grzyby pojawiły się czerwcu. 

W niektórych rejonach grzybem majowym nazywa się borowika szlachetnego; gdzie indziej z kolei borowikiem majowym nazywa się wszelkie borowiki znalezione w maju. Ja z tej drugiej szkoły jestem, ale że w naszym lesie o tej porze roku nie zdarzyło nam się jeszcze znaleźć innego borowika niż ceglastopory, więc to on jest dla nas borowikiem majowym. 

A tym samym na  śniadanie była dziś pierwsza tegoroczna jajecznica na grzybach – jaja od własnych kurek, grzyb własnoręcznie rankiem zebrany w pobliskim lesie, do tego szczypiorek z własnego ogrodu, chleb własnego wypieku i to wszystko popite kefirem własnej roboty z mleka od kóz kupowanego regularnie po sąsiedzku. 

Fliegerhäusel

poprzednim wpisie pokazałem nową kartkę, której związek z Przecznicą nie był dla mnie jasny. Po pierwsze – czy to na pewno Przecznica i gdzie ewentualnie taki nietypowy – chyba nie całoroczny – domek mógł stać? Po drugie – kto mógł być autorem tej grafiki?

Z pomocą pospieszyła Pani Maria Höfer, potwierdzając, że był to przecznicki dom i przekazując parę szczegółów co do lokalizacji, nazwy i właściciela. Zainspirowani tymi informacjami, wybraliśmy się na poszukiwanie tego miejsca. I o tym będzie ten wpis.   

Dom przedstawiony na kartce miał do 1945r. numer 171 i był to jeden z najdalej w górę i w stronę lasu wysunięty dom Przecznicy – a ściślej mówiąc, jej przysiółka zwanego Hegewaldhäuser (pl. Radoszków). Jego dokładną lokalizację w terenie znakomicie ułatwia mapa wsi załączona do książki Pani Marii i Pana Andrzeja Zuterka “Przecznica w Górach Izerskich – historia i widokówki”. A znając już umiejscowienie domu w topografii wsi, przeszukałem także moje pocztówkowe archiwum i znalazłem parę kartek, które w ogólym planie ten rejon Przecznicy pokazują. Obok powiększony fragment jednej z kartej i zaznaczony na niej dom 171.

Szczerze mówiąc, gdy już się na wstępie tyle wie, to trudno taką wycieczkę nazwać poszukiwaniem. Choc nigdy wcześniej tam dokładnie nie byliśmy, wiemy dokąd iść i jak tam trafić. 

Będąc już w pobliżu i mając mapę w pamięci, rozpoznajemy to miejsce bez wahania. Tak jak z planu sytuacyjnego wynikało, domek miał stać w trójkącie schodzących się dwóch dróg – kiedyś przez wieś, dziś przez las i zarośla przechodzących.

Stojąc w wierzchołku tego trójkąta, patrzę w gęstwinę, w której kiedyś stał dom 171.

I faktycznie on tam jest. Już za pierwszymi drzewami widzimy ruiny niewielkiego domu. 

W całości zachowała się ściana zachodnia i fragment południowej.

Dobrze też widać zachowane niemal w całości fundamenty. Ich kształt, wielkość i orientacja zgadzają nam się zarówno z drzeworytem, jak i ze zdjęciem na kartkach.

To co się ciągle jednak nie zgadza, to fakt, że grafika pokazuje domek – niemal altankę – z płaskim dachem, podczas gdy na zdjęciu widzimy wprawdzie dość mały – jak na warunki przecznickie – dom, ale z dwuspadowym dachem. Same pozostałości domu nie rozstrzygają tej kwestii. 

Ta płaskość dachu jest tu istotna również i dlatego, że domek ten zwał się Fliegerhäusel (dosł. domek lotnika?), gdyż zwykły na nim lądować ptaki. Hmmm…. Więc ta część zagadki pozostanie pewnie nierozwiązana.

 

To zdjęcie zrobione zostało mniej więcej z tej samej perspektywy, którą przyjął grafik do drzeworytu.

W salonie stoi dziś ambona myśliwska

W południowej ścianie jest okienko i otwór drzwiowy.

Poza obrysem fundamentów resztki studni przykrytej dużym płaskim łupkiem. Lustro wody znajduje się na poziomie mniej więcej 3m.

Wiele takich studni zachowało się we wsi, ale każda budzi jakieś zainetresowanie: jak głęboka ona? co może leżeć na jej dnie? 

Widok z domu 171 na stojący kiedyś powyżej dom o numerze 174. Był to już najwyżej położony dom we wsi. Dalej tylko las i góry…

A zatem pierwszy cel wycieczki osiągnięty – znaleźliśmy miejsce i resztki domu. Dowiedzieliśmy się również – od Pani Marii i z “Chronik Querbach” – że właścicielem domu był Eberhard Wolfgang Giese (1884-1968) – urodzony w Breslau, przez większość życia związany z Görlitz, urzędnik miejski, publicysta, pisarz. Domyślam się, że dom w Przecznicy był dla niego – używając języka naszych przyjaciół po drugiej stronie mapy – daczą.

Z “Chronik..” wiemy również, że dom stał jeszcze i był zamieszkany w 1945 roku, a w latach 60. odnotowany został już jako nieistniejący.

A druga zagadka, czyli sama grafika?

Nic pewnego nie wiem. Przypomnę, że moja pierwsza intuicja i argument decydujący o zakupie kartki, to skojarzenie tego drzeworytu z pracami Arno Henschela. Pani Maria ma również takie skojarzenia, ale potwierdzić tego się nie udało. Na usprawiedliwienie naszych skojarzeń przypominam tu zatem autoportret Henschela (z widokiem Przecznicy w tle) również wykonany w technice drzeworytu, którego kopia zdobi naszą wieś.

Znane są i inne jego prace wykonane w tej technice i też pokazujące Przecznicę – jedną z nich zamieszczam obok. Co tylko potwierdza, że autorem drzeworytu prezetujacego Fliegerhäuser mógł być Arno Henschel, ale nie musiał. Jakoś wolałbym, żeby był…

Zaspokoiwszy znaczną część apetytu, pozostaliśmy jeszcze chwilę w okoliy domów 171 i 174. Zatrzymały nas zwłaszcza widoki na Góry Kaczawskie.  

Polana przy byłym domu 174 Niedawno teren został oczyszczony z zarośli i drzew i znowu – jako do 1945r. – jest tu łąka.

Widok na wyłaniające się z chmur Góry Kaczawskie. Charakterystyczny stożek to oczywiście Ostrzyca.

Czyż nie to miejsce powinno było nosić dumne miano “Goldene Ausicht”?

Schodzimy do wsi. 

Mijamy powalone drzewa starannie okorowane przez sarny i jelenie.

Poniemieckie chyba słupki leśne. Jeden bez żadnych oznaczeń, drugi z naniesionymi już polskimi znakami.

Intensywnie kwitną i pylą świerki. Poznajemy to na co dzień po żółtych od pyłku kałużach.

A ze świezych odrostów świerkowych i sosnowych robi się już nowa nalewka. Polecam!

W drodze do domu mijamy nielicznych turystów idących w przeciwnym kierunku. Biorąc pod uwagę tempo, ten samotny wędrowiec przed nocą do wsi nie wróci. Na szczęście zarezerwował domek…

Intrygująca kartka z Przecznicy

Drogą kupna nabyłem ostatnio taką kartkę: 

(czerwone kreski i adres strony nałożone przeze mnie)

Z samego obrazka nigdy bym nie wywiódł jakiegokolwiek połączenia tej kartki z Przecznicą. Ale tytuł kartki nie pozostawia wątpliwości: “Berghäusler im Hegewald. Querbach im Isergebirge, Post Greiffenberg i. Schles.” 

Kartkę wykonano w technice drzeworytu (niem. Holzschnitt) – jak żadną inną kartkę z Przecznicy czy Gór Izerskich.

Wydana na dość cienkim papierze – połowa grubości typowej kartki. Choć papier wydaje się być stary, można by na siłę dopatrywać się współcześniejszej podróbki.

Brak obiegu. Nie ma nazwy wydawcy. Nie była zapisana. Format strony adresowej niespotykany na innych znanych mi kartach, a graficznie najbliższe jej wydawnictwa pochodzą z lat 1910-1917. 

Nie jest mi również znany w naszej okolicy toponim Hegewald. Najbliżej nazwa ta występuje po stronie czeskiej i do 1945r. oznaczała miejscowość Hajniste koło Novego Mesta. Niby blisko, ale nie na tyle by czy do Querbach, czy pod pocztę w Greiffenberg podpadała. 

Obrazek przedstawia dość nowocześnie wyglądający domek leśny. Oprócz zapachu lasu, modernizmem tu również pachnie, co wskazywałoby na lata po pierwszej wojnie. Może ktoś w latach 30. postawił sobie taki domek na własnym kawałku lasu w okolicach Querbach i nazwał go Hegewald?

Samo Hegewald można tłumaczyć jako rezerwat leśny – bardziej dosłownie: obszar lasu podlegający ochronie. Może więc Hegewald to nie toponim, a zwykły niemiecki rzeczownik pisany  jak to po niemiecku – wielką literą i oznaczający kawałek lasu objęty ochroną?  

Inny trop: miłośnikom Przecznicy znana jest z pewnością postać Arno Henschela – malarza niemieckiego związanego z Przecznicą. Mamy w Przecznicy jego autoportet. I tenże autoportret – oraz parę innych jego prac – jest wykonany właśnie w technice drzeworytu. Choć dużo subtelniejszym dłutem jednak… Miałaby ta kartka coś wspólnego z Henschelem?

Tak czy inaczej – niewiele wiem o tej kartce: skąd ona i co przedstawia? Gdyby nie podpis, wątpiłbym w jakikolwiek jej związek z Przecznicą i Górami Izerskimi. 

Ktokolwiek wie, ktokolwiek słyszał… Może inni znawcy pocztówek przecznickich; może osoby, które dokładniej poznały twórczość Henschela; może Ci z Was, którzy mieli lub nadal mają bliższe kontakty z Querbacherami… – może znacie odpowiedź? Podrzućcie choć luźne skojarzenia, którymi będę mógł podążyć. 

 

Udane łowy

Tłoczno na stawach w Rębiszowie się zrobiło: wędkarzy więcej niż kiedykolwiej wcześniej wdziałem i – co najważniejsze – ptactwa mnóstwo. Co miało tam zlecieć już zleciało, roślinność jeszcze nie wybujała, zatem warunki do obserwacji doskonałe.

Na wodzie królują trzy gatunki: łabędzie, krzyżówki i łyski. 

Łyski już wodzą – jak dosłownie to słowo tu brzmi – młode

A tak łyska startuje z wody – technika na łabędzia, czyli długi bieg po lustrze stawu.

W trzcinach słychać głównie…. trzciniaka. Fantastyczny śpiew – na tak małego ptaszka głos ma mocny, melodię złożoną i nie do pomylenia z inymi, jeśli już raz się rrzciniak po głosie rozpoznało.

Na marginesie…. W rozpoznawaniu głosów ptaków nie jestem dobry. Trudna to sztuka, gdyż samodzielne nauczenie się wymaga jednoczesnej obserwacji ocznej i usznej danego ptaka i to w różnych sytuacjach i porach roku. A biorąc na każdy spacer psy, o spokojną i dłuższą obserwację bardzo trudno. Dałbym pewnie radę rozpozać śpiew 30-40 gatunków, co przy niemal 500 gatunków ptaków odnotowanych w Polsce, jest mizernym wynikiem. No ale od czego technologia… Znalazłem w końcu porządną apkę BirdNET, która w parę sekund z dużą trafnością pomaga w identyfikacji. Warto spóbować.

Nad wodą widzieliśmy kilka mew śmieszek, liczne jerzyki i jaskółki, jedną czaplę siwą. Czy na poinższym zdjęciu dobrze widać, w którą stronę ten ptak leci? Czy to żuraw lecący w lewo, czy może czapla lecąca w prawo?

Najceniejsze dziś trofeum to błotniak stawowy. Jedneg z błotniaków – łąkowego – już kiedyś widziałem i to z bliska. Nie u nas. Ale stawowego nigdy. I choć się te dwa błotniaki różnią od siebie, to pamiętając sylwetkę łąkowego, już przy pierwszym rzucie oka wiedziałem, że to c krążyło dziś nad satwami, to też jakiś błotniak musi być. A kontekst i zachowanie ptaka jednoznacznie wskazywały na błotniaka stawowego. W domu jednak musiał potwierdzić obserwację w mądrych książkach. Mimo że to najliczniejszy polski błotniak, to jest ich w naszym kraju tylko kilka tysięcy par.

Obserwowany osobnik był z pewnością samcem – wskazywały na to czarne końcówki skrzydeł. A samica pewnie już w gieździe siedzi. 

Słychać lub widać było mnóstwo inengo ptasiego drobiazgu – kosy, strumieniówki, gajówka, sikorki i potrzosy. A potrzeszcz dał się nawet całkiem blisko podejść.

Dobre wieści z gniazd

Mimo byle jakiej aury ptaki są w szczycie sezonu lęgowego. Ostatnie gatunki przystępują do lęgów, u pierwszych trwa już karmienie młodych. W porównaniu do poprzednich lat największym sukcesem w tym sezonie może pochwalić się parka krzyżówek.

Z końcem marca na pływającej wyspie naszeg stawu kaczka zaczęła składać pierwsze jaja. Zwykle trwało to ponad tydzień, prawie dwa, a pomiędzy kolejnymi lęgami kaczka opuszczał gniazdo na całe dni. W tym roku trwało to dużo krócej – zniesienie ok. 9 jaj zajęło jej niecały tydzień. Od początku kwietnia zaczęło się czterotygodniowe wysiadywanie. Inaczej niż w poprzenich latach kaczka prawie w ogóle nie opuszczała gniazda, a jeśli już musiała coś zjeść, to raczej pozostawała w stawie.  No i zawsze towarzyszył jej samiec – choć on nieco częściej opuszczał staw, za każdym razem szybko wracał.

Z jakiegoś powodu w poprzednich latach kaczki, opuszczając gniazdo częściej i na dłużej, traciły lęg juz na tym etapie.

Po przepisowych czterech tygdniach (+/- 28 dni) przedwczorajszym rankiem nie zastałem już kaczki na gnieździe. Kaczora też nie było w pobliżu. W gdzieździe były już tylko 3 jaja i jedna pływająca skorupka. Na szczęście nie był to rabunek gniazda, lecz oznaka, że pierwsze kaczątka się wylęgły. Te pozostałe w gnieżdzie jajka pewnie w ogóle nie miały się już wylęgnąć, albo też samica zdecydowała się je porzucić, by zapewnić schronienie tym młodym, które już przyszły na świat. 

Krzyżówki to zagniazdowniki. Natychmiast po wylęgu i oschnięciu kaczątek, matka zabiera je z gniazda i ukrywa się z nimi w większych zaroślach.  Kiedy raz parę lat temu udało się “naszej” kaczce wyprowadzić lęg, zniknęła z małymi natychmiast i już więcej ani jej ani pisklaków nie widziałem. Tym razem kaczka nie odeszła daleko – przez pierwsze dwa dni trzymała się brzegów stawu, czasem wypływając na jego środek wraz z pisklakami.. Dzięki temu mogłem je policzyć i wiem, że wykluło się ich co najmniej 6. Czyli jaj było nie mniej niż 9. 

A co u innych ptaków?

We wszystkich trzech szpaczych budkach odbywa się już bardzo intensywne karmienie piskląt. A baza pokarmowa przy chłodnej i mokrej pogodzie nie jest duża, więc to niełatwy okres dla wszystkich ptaków żywiących się głównie owadami.

W pobliżu domu, w budce przeznaczonej oryginalnie dla kopciuszka, lęgną się pliszki siwe. Dziurę w poszyciu dachu tam, gdzie w zeszłym roku gniazdo miały pliszki, tym razem zajęła para mazurków. Tylko kopciuszek założył gniazdo w starym miejscu – tuż nad głównym wejściem do domu. Ruch nieduży a poza tym kopciuszek – jako gatunek – przystosował się do życia w pobliżu ludzi i jest mniej płochliwy niż większość innych gatunków.

Blisko domu gniazdo mają również kosy, drozdy, dzwońce i wiele sikor. Ale nie tropię ich – niech się lęgną w spokoju.