Miesiąc: wrzesień 2019

I jeszcze o Michelsbaude

Gerhart Hauptmann “A Pippa zatańczy”. Akt II (tłum. W. Kunicki i T. Małyszek):

Wnętrze samotnej chaty w górach. Duża i mała izba są niesłychanie zaniedbane. Sufit czarny od dymu i starości. Jedna belka pęknięta, pozostałe wygięte i w prowizoryczny sposób podparte nieociosanymi balami. Pod bale podsunięto małe deszczułki. Podłoga jest gliniana, z zagłębieniami i wybrzuszeniami; tylko wokół ruiny pieca jest wyłożona cegłami. 

Są to didaskalia otwierające drugi akt dramatu. Opisuje górską chatę, prawdopodobnie Michelsbaude. Na ile realistyczny jest to opis niech świadczy dokument z tamtych czasów, do którego dokopał się Marcin Wawrzyniec:

Do dzierżawcy Michelsbaude pana Roberta Adolpha

Według żandarma pana Rohledera piec w pańskiej izbie mieszkalnej od frontu jest niezdatny do użytku. Niniejszym nakazuję niezwłocznie przywrócić piec do stanu używalności i po wykonaniu powyższego zgłosić do odbioru.

 

Szklarska Poręba, 29 sierpnia 1889

zarządca majątku, Franz Pohl

Dramaty Hauptmanna pisane były w konwencji realizmu baśniowego. W jak najbardziej rzeczywiste miejsce i czas wplatał postaci i wydarzenia całkowicie baśniowe. Ale robił to w taki sposób, że nie wiadomo, gdzie kończył się świat rzeczywisty a zaczynały lokalne legendy. Już teraz wiemy, że chata starego Huhna, w której odgrywa się Akt II, faktycznie istniała i wiemy jak wyglądała. Sama Pippa i Huhn to już produkt lokalnych baśni.

Drugie życie Michelsbaude

Sympatyczna i kulturotwórcza zarazem uroczystość miała miejsce na Jeleniej Łące w Górach Izerskich. W miejscu, gdzie do początku XX wieku stała Michałowa Buda (Michelsbaude), został postawiony kamień, na którym dziś została odsłonięta tablica upamiętniającą tę chatę. A ponieważ miejsce to znajduje się z dala od dróg samochodowych, była to również mała wycieczka.

 

Grupa ok. 25 osób zebrała się na parkingu w Jakuszycach i o godz. 11 wyruszyła w kierunku Rozdroża Pod Cichą Równią.

Już na na miejscu Marcin Wawrzyńczak, główny inspirator i prowokator wydarzenia, przedstawił historię poszukiwań informacji o budzie i pomysł jej upamiętnienia. Podziękował przy tym osobom zaangażowanym w projekt: Ullrichowi Junkerowi za tłumaczenia licznych materiałów źródłowych, sponsorom za pokrycie kosztów tablicy i panu leśniczemu, w którego rewirze rzecz miała miejsce.

Ullrich Junker przedstawił kontekst historyczny. Jego biegłej umiejętności czytania pisanego niemieckiego gotyku historia Michelsbaude ukazała nam swe liczne oblicza.

Nasze psy też słuchały, ale sądząc po pyskach, historia akurat tej budy nie wzbudziła ich zainteresowania.

Odsłonięcie tablicy

Wybierając się z domu na takie wydarzenie, nie mogłem nie zabrać ze sobą dramatów Gerharta Hauptmanna z “A Pippa tańczy” na czele. Nie planując tego wcześniej i – cytując klasyka – bez żadnego trybu, zająłem na chwilę mównicę i odczytałem didaskalia do drugiego aktu dramatu, w których autor dość precyzyjnie opisuje wnętrze chaty będącej najprawdopodobniej – ale nie na 100 % – pierwowzorem była właśnie Michelsbaude w jej już schyłkowym okresie na początku XX wieku.

Organizatorzy pomyśleli nawet o poczęstunku – na drewnianej ławie stojącej tuż przy odsłoniętej tablicy wylądowały lokalne wyroby: chleb, masło, sery, serwatka i butelka oryginalnego Echt Stonsdorfera. 

Dla mieszkańców naszej małej izerskiej ojczyzny i miłośników historii jednocześnie takie wydarzenie to nie lada gratka. Było nas tam ponad 20 osób z Polski, Czech i Niemiec, ale sądząc po aktywności w mediach, osób zainteresowanych tą tematyką jest znacznie więcej. Znacznie mniejsze grono stanowią osoby, które te historie wynajdują, badają i udostępniają innym – za to właśnie jestem wdzięczny Marcinowi. Oby odkrył jeszcze przed nami inne izerskie światy.

Polecam stronę wydawnictwa Wielka Izera utworzonego celem wydania książki oraz jej fejsbukową siostrę. A także archiwalne wpisy na blogu Marcina nieczęsto już niestety odświeżanym.

Pieśni z lasów i pól

Choć to już 54. edycja, po raz pierwszy wybraliśmy się na wydarzenie związane z festiwalem Wratislavia Cantans. Był to koncert tradycyjnej polskiej pieśni ludowej w wykonaniu solistów i zespołów z Dolnego Śląska pt. “Pieśni z lasów i pól”. Całym przedsięwzięciem kierował Henryk Dumin, znany i w Jeleniej Górze antropolog i menedżer kultury.

Podczas dwugodzinnego występu w Sali Czerwonej wrocławskiego NFMu cztery zespoły i pięć solistek wykonało niemal 30 oryginalnych, czasem kilkusetletnich utworów. Najmłodsza solistka miała 19 lat, najstarsza 87. Całość pięknie wykonana, bez akompaniamentu instrumentalnego, momentami zabawna a nawet wzruszająca. 

Wszystkie występy były na bardzo wysokim poziomie. Z solistek najciekawiej dla mnie wypadła Oliwia Łuszczyńska z Krosnowic, wykonująca – z racji młodziutkiego wieku – pieśni panieńskie: silny wysoki modulowany głos, gra emocji na twarzy, liryczne utwory… Pod tym linkiem piosneczka, która najbardziej wpadła mi w ucho.

Wśród zespołów poza konkurencją była Łastiwoczka – wielopokoleniowy, mieszany Zespół Łemkowski z Przemkowa. Od ich wielogłosowych pieśni już tylko mały krok do pieśni prawosławnych chórów cerkiewnych.

Wniosek z tego koncertu wyniosłem taki, że nawet na Dolnym Śląsku, pozbawionym  – zdawałoby się – korzeni i tradycji, można z powodzeniem śpiewać stare polskie pieśni. Przywieźli je tu  ekspatrianci z Podola, Serbii, Bukowiny i w trzecim już pokoleniu ciągle je wykonują. Nie muszą uciekać się do ludowej wersji disco polo.

Polecam relacje w radiu (PR2) lub na YT, jeśli się takowe pokażą. 

Ponieważ zdjęć w trakcie koncertu robić zakazano, załączam tylko kilka ujęć z samego początku i zakończenia (po licznych bisach oklaskiwanych na stojąco).

Dudek

Pierwsze własne zdjęcie dudka. Do tej pory widywaliśmy go często w ogrodzie warzywnym, gdzie chodzimy bez aparatu. A i dudek jest bardzo płochliwy i nie pozwolił się podejść na mniej niż 50m. 

Dzisiaj jednak pojawił się na trawniku pod samym domem. Pierwsze kilka zdjęć czym było pod ręką zrobiłem ja dla celów dokumentacyjnych. Potem małżonka wyszła na dwór i podeszła dudka na mniej niż 10m. Pozował kilkanaście sekund po czym  spokojnie odleciał o kilkanaście metrów.

Może to tegoroczny osobnik – młodym wielu gatunków ptaków zajmie parę miesięcy zanim nauczą się bać człowieka. 

Letni Bieg Piastów

Z powodu licznego wystąpienia gości i grzybów w końcu sierpnia z opóźnieniem zamieszczam wzmiankę o Letnim Biegu Piastów. A właściwie letnich biegach i spacerach, bo indywidualnych konkurencji pod tą nazwą było kilka. I po raz pierwszy z tak liczną, bo pięcioosobową, naszą polsko-włoską reprezentacją. 

 

W koronnej dyscyplinie, czyli ‘jedenastce” wzięła udział nasza córa (w środku zdjęcia) z Massim i Paolo (po jej obu stronach). Paolo zwyciężył w swojej kategorii wiekowej 70+ z czasem 1:07. 

 

 

 

Paolo na trasie…

 

 

 

 

 

… i na podium

 

Aga i Massi ukończyli bieg z czasami lekko słabszymi niż w zeszłym roku -upał nie sprzyjał biciu rekordów.

 

 

 

Kryzys przy podbiegu na Samolot.

W nordic walking na tej samej trasie też mieliśmy swoją drużynę w osobach małżonki (PL) i Eulalii (IT). Czasy mierzono, ale medali za miejsca nie przyznawano.