Po kilku latach intensywnego, ale ciągle bardzo amatorskiego, przypatrywania się ptakom w styczniu tego roku postanowiłem sprawdzić swe umiejętności, organizując sam dla siebie Wielki Rok. O jego koncepcji już kiedyś pisałem – Wielki Rok to osobiste wyzwanie, nieformalne współzawodnictwo, ale przede wszystkim zabawa polegająca na zaobserwowaniu jak największej liczby gatunków ptaków w ramach jednego roku kalendarzowego (1 stycznia – 31 grudnia) na terenie jakiegoś terytorium czy najczęściej kraju. W 2021 roku zrobiłem przymiarkę i przez kilka wiosenno-letnich miesięcy udało mi się spotkać 110 gatunków. Najlepsi w całym roku zaobserwowali ich ponad 300, co pokazywało mi moje miejsce w szeregu, ale też i ogrom możliwości przede mną.
Celem na 2022 było co najmniej pobić swój własny wynik z roku poprzedniego. Skromnie, ale gwarantował, że nie będę rozczarowany rezultatem, nawet jeśli obserwacje będę prowadził tylko w mojej okolicy. Ale właściwy cel był dużo wyższy – 150 gatunków. A to już oznaczało konieczność wyrywania się na ptaki w nieco dalsze rejony.
I jak poszło…?
Po styczniu miałem już 59 gatunków. Siłą rzeczy, były to głównie ptaki pospolite z najbliższej okolicy. Z ciekawszych i nieco tylko rzadszych gatunków widziałem dzięcioła zielonego, orzechówkę (u nas pospolita, w skali kraju rzadka) czy pluszcza, po którego wybraliśmy się na specjalną wyprawę z biegiem Mrożynki. W lutym przybyły 24 gatunki, w marcu kolejne 32. Tak więc na koniec pierwszego kwartału cel minimum już został dobrze przekroczony – na liczniku miałem już 115 gatunków w tym kilka bardzo ciekawych: bielaczek, bocian czarny, krwawodziób, łabędź krzykliwy, perkoz rdzawoszyi, szlachar, uhla, sóweczka, włochatka i puchacz. Spotkanie ich wymagało już nieco dalszych – choć nadal jednodniowych – wycieczek po Dolnym Śląsku lub, jak to było w przypadku puchacza, wybrania się w konkretne miejsce o konkretnej porze. Można więc powiedzieć, że etap przypadkowych obserwacji skończył się na samym początku roku.
Końcówka marca i kwiecień to szczyt powrotów migrantów na lęgowiska w Polsce. Nowych gatunków przybywa wtedy bardzo szybko – nawet po kilkanaście w jednym tygodniu. W krótkim czasie mój ambitny wydawałby się cel pękł – na koniec kwietnia miałem już 155 gatunków, po maju było ich 175, po czerwcu 188. Aby tyle tego ptactwa zobaczyć, po raz pierwszy wybraliśmy się na kilkudniowe wyjazdy w Dolinę Baryczy i poza Dolny Śląsk: nad Narew i na Karsibór. Sporo ciekawych obserwacji tam miałem: kulik wielki, orlik krzykliwy, ohar, sieweczka obrożna, nieznane mi wcześniej gatunki mew i rybitw.
Apetyt rósł w miarę jedzenia. Już nie ścigałem kolejnego rekordu, bo i nie wiedziałem, na jakim poziomie miałbym go ustawić. Wiedziałem, że kolejne gatunki do listy dojdą, jeśli tylko znajdę czas na kolejne nieco dalsze wyprawy.
Lipiec i sierpień są trudnym okresem do obserwacji ptaków – sezon lęgowy niemal zakończony, ptaki chowają się z młodymi w bujnej roślinności, migrantów mało. Dlatego też w czasie tych dwóch miesięcy przybyło tylko 5 nowych gatunków. Ale za to we wrześniu pojechaliśmy na Wybrzeże (Wyspa Sobieszewska, Ujście Wisły, Mierzeja Wiślana) – w parę dni licznik podskoczył aż o 23 gatunki! Na koniec kwartału trzeciego miałem już 217 gatunków. A do końca roku jeszcze sporo czasu.
W październiku jeszcze raz wyjechaliśmy na parodniową wycieczkę w Dolinę Baryczy. Choć wypoczynkowo i krajoznawczo wyjazd się bardzo udał, to przybyły tylko dwa – ale jakże cenne! – nowe gatunki: bernikla kanadyjska i łabędź czarnodzioby. I na tym wyjeździe mój Wielki Rok 2022 się skończył. Dodałem jeszcze co prawda trzy kolejne gatunki w listopadzie i grudniu, ale były to obserwacje przypadkowe. A wbrew pozorom sporo się w ptasim świecie w tym czasie dzieje – na dolnośląskie zimowiska przylatują bernikle, gęsi, lodówki, markaczki, nury, śnieguły, jemiołuszki a nad Bałtykiem pojawiają się alki, edredony, nurzyki, płatkonogi, wydrzyki, głuptaki.
Zakończyłem więc Wielki Rok 2022 na okrągłej liczbie 222 gatunków. Jeśli w ostatnich minutach roku nic w klasyfikacji już się nie zmieni, da mi to 63. miejsce z tegorocznych zawodach w Polsce. Zaczynając rok, nie marzyłem nawet o takim wyniku. Czyli chyba dobrze…
A to mapa moich zdobyczy i naszych wspólnych wojaży – w kółeczku pokazana jest liczba obserwacji.
Z ponad dziewięciu tysięcy zapisanych obserwacji aż 6810 przypadło na okolicę domu, kolejny tysiąc na resztę Dolnego Śląska i tysiąc na resztę kraju.
Może w kolejnym wpisie podsumuję Wielki Rok pod względem fotograficznym…?