Miesiąc: luty 2021

Wiosenny spacer ornitologiczny

Mijający właśnie luty w ptasim świecie to już wiosna. Nie dlatego, że akurat w tym roku miesiąc ten był bardzo ciepły, ale dlatego, że zaczynają się wtedy dziać rzeczy, których w grudniu i styczniu nie było. Pierwsze ptaki, np. kruki, składają już jaja, przylatują pierwsi wcześni migranci (np. skowronki), wiele innych gatunków zaczyna się już łączyć w pary (krzyżówki na moim stawie), niektóre już penetrują budki (szpaki, bogatki), a w po lasach i krzakach niesie się hałaśliwy wielogatunkowy świergot, którego wcześniej nie było.

Dziś do południa przy pięknej pogodzie – choć jeszcze przy przygruntowym mrozie gdzieniegdzie – zrobiliśmy ośmiokilometrowy spacer spod domu przez Lasek do górnego Gierczyna i z powrotem do Przecznicy górniczym szlakiem. Trochę łąkami, trochę lasem i skrajem lasów – przez zróżnicowane habitaty, by różnym gatunkom awifauny dać szansę na spotkanie z nami.  

Liczba gatunków niezbyt imponująca –  14. O dwie długości dzioba licznością zwyciężyły szpaki (14sztuk) i bogatki (13). Za nimi trznadle (7), zięby (4), skowronki (5), myszołowy (4) i dzięcioły duże (4). Po dwa, trzy osobniki kosów, mazurków, krzyżówek, sójek i kruków. A jeszcze z punktu widokowego w Gierczynie słychać było dochodzący z Kotliny Mirskiej żurawi klangor  – i to nie z kierunku stawów, ale raczej z zieleniejących się łąk bliżej Mirska, gdzie pewnie już od rana żerowały. Nie widziałem ich, ale “obserwacja” uszami też się liczy – nie wiem tylko ile ich było.

Najbardziej cieszy tak liczne już pojawienie się skowronków – pierwsze z nich zaczynają już podśpiewywać. 

Nadchodzące ochłodzenie w marcu ptasiej wiosny już nie zawróci.




Lecą żurawie. I łabędzie.

Powierzchnia Stawów Rębiszowskich jeszcze parę dni temu była – oprócz małego oczka utworzonego przez wędkarzy – w całości pokryta lodem. Raj dla ptaków to nie jest. Trzy łabędzie (chyba para z młodym), które postanowiły tu przezimować, muszą szukać wody gdzie indziej. Podczas naszej wizyty akurat nadleciały, zrobiły parę rund wokół stawów i wylądowały na stałym lodzie. Łopot skrzydeł jakby mały helikopter leciał.   

Licznie już występują wokół stawów żurawie. To raczej nie dalecy migranci, a osobniki, które zdecydowały spędzić zimę w okolicy. Najpierw o ich obecności dowiadujemy się z klangoru trzech sztuk na brzegu jednego ze stawów. 

Potem nadleciało po kilka innych osobników w dwóch grupach. 

Wylądowały w kilku miejscach na łąkach i wyschniętych stawów i też zaczęły swój koncert, w którego środku przez moment byliśmy.

Żurawie są dość płochliwe, dystans ucieczki w nieco otwartym terenie to pewnie przynajmniej 150-200m. Nam za linią rzadkich drzew i krzewów udało się podejść na jakieś 100m bez wzbudzania ich niepokoju.

Łącznie było tych żurawi ponad 15 sztuk. 

Poza stałą ptasią drobnicą nic więcej nie dało się zobaczyć. Trzeba poczekać aż większa powierzchnia stawów rozmarznie.

Parę innych widoków znad stawów:

I nasz stareńki towarzysz

Spieszmy się odwiedzać muzea..

.. zanim nam ich znów zaraz nie zamkną!

Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze zaprasza na czasową wystawę fotograficzną “W poszukiwaniu światła” – skromny ale warty zobaczenia zestaw prac kilkorga artystów.

W zeszłym roku odbyła się w Muzeum Karkonoskim wystawa pt. “Wokół jeleniogórskiego ratusza” prezentująca historię rynku od XVIII do połowy XX wieku. Samej wystawy już nie ma, ja sam jej nie zobaczyłem, ale ciągle można obejrzeć makietę rynku wykonaną na tę wystawę (obok na zdjęciu zdjętym ze strony Muzeum). Przedstawia ona wygląd budynków sprzed lat 50. XXw. kiedy to rozebrano i przebudowano większość kamienic. 

A o historii, wyglądzie i przeznaczeniu każdej kamienicy można poczytać w książce wydanej z okazji tej wystawy i ciągle dostępnej w sklepiku muzeum.

Szklarski oddział Muzeum Karkonoskiego, czyli Dom Hauptmannów, stał się czasową siedzibą zbiorów Wlastimilówki na czas jej remontu. Domu Hofmana nigdy nie odwiedziliśmy, trochę wstyd, więc tym bardziej tę wystawę musimy obejrzeć w najbliższych dniach. A póki co kupiłem w Muzeum książkę-album “Wlastimil Hofman Autobiografia” wydaną w 2020r. z okazji 50 rocznicy śmierci malarza. Oprócz autobiografii znajdziemy w niej dziesiątki ładnie wydanych reprodukcji prac artysty, w tym jego piękne ludowe Madonny i autoportrety.

Od Rozdroża

Dziś był dzień unikania tłumów, więc na nartki nie pojechaliśmy ani do Jakuszyc ani do Świeradowa. Samochodem dotarliśmy na Rozdroże Izerskie i po raz pierwszy  zdecydowaliśmy się dostać na Wysoki Grzbiet Pieszo i rowerem już się zdarzało, na biegówkach jeszcze nigdy. 

Przewyższenie tylko wydaje się duże, bo żółty szlak bardzo powoli się wspina. Na dystansie równych pięciu kilometrów podchodzimy tylko 226 metrów w pionie, czyli ok. 4,5%. 

Widok z Rozdroża Izerskiego na Garby:

Niby droga idzie w górę, ale nie bardzo to w nogach czuć

Pogoda dopisuje – słonecznie, mróz niewielki. Ale trasa nieco żmudna – idziemy w ciągłym tunelu, widoków na okolicę brak. Tylko drzewa, drzewa…  

Nieco ponad godzinę zajmuje nam podejście do Rozdroża pod Kopą. Dziś to nasz punkt centralny wycieczki.

Stąd mamy trzy możliwości dalszej jazdy – w lewo i w górę an Garby, w prawo i w dół na Polanę Izerską, przed siebie płaską trasą do mostu na Jagnięcym Potoku. 

Wybieramy najpierw czerwony szlak prowadzący przez Garby na Wysoki Kamień. Tak daleko nie zamierzamy iść. Wystarczą nam Sine Skałki.

Podejście już bardziej strome, do 10%, momentami wrzucamy tryb choinkowy.

 Powoli krajobraz się otwiera. Za nami widok na Stóg Izerski.

Wchodzimy na Sine Skałki. Jesteśmy na 1122 metrach n.p.m. Wyżej w Górach Izerskich można wejść już tylko na Smrek (1124m) i Wysoką Kopę (1126m).

Szczyt Sinych Skałek jest niemal wydrzewiony 

Choć nartki po takim sypkim dziewiczym śniegu nie idą, nie można nie czuć frajdy z szurania po nim.

Szeroka panorama przed nami. Po prawej Smrek, lekko w lewo od środka zdjęcia to Jested.

Dwa obłe szczyty to Stóg Izerski po prawej i Smrek po lewej z ledwo widocznym czubkiem wieży widokowej. A w dole Izerska Łąka – bez Chatki Górzystów przesłoniętej przez drzewa. Ale turystów do niej zmierzających nawet gołym okiem było widać.

Niewielka biała plama niemal na środku zdjęcia to Polana Izerska. A gdyby dobrze oko wysilić,  to można by też zobaczyć cieniutką linię Drogi Telefonicznej prowadzącej od Polany do przełęczy Łącznik pomiędzy Stogiem a Smrekiem.  

Z drugiej strony Sinych Skałek można zobaczyć grzbiet Karkonoszy. Widać bardzo wyraźnie przekaźnik na Śnieżnych Kotłach i mało  wyraźnie Śnieżkę. Karkonosze z tej perspektywy wydają się niemal tak płaskie, jak  Góry Izerskie

Do Garbów jeszcze parę kilometrów. My szybkim zjazdem wracamy do Rozdroża pod Kopą. Stąd tylko kilometr trawersem do mostku nad Jagnięcym Potokiem.

Byliśmy tu tydzień temu, dochodząc od strony Jakuszyc. Stąd zeszliśmy wtedy do Chatki Górzystów. Tym razem pod figurką Matki Boskiej Izerskiej urządzamy tylko mały postój na herbatę i zawracamy. 

Po raz trzeci i ostatni dziś przechodzimy przez Rozdroże pod Kopą. Przed nami pięć kilometrów zjazdu. 

Ale skoro pod górę nie było ciężko, to trudno się spodziewać, by z góry natki jechały same. Choć ślizg jest dobry, to ręce muszą się mocno napracować, by utrzymać ciągłość jazdy.  Średnia prędkość zjazdu to tylko 10km/h, maksymalna ok 14.

Po nieco ponad 15 kilometrach dojeżdżamy do Rozdroża Izerskiego. Czystej jazdy wyszło 2 godziny i 11 minut, z odpoczynkiem i podziwianiem widoków godzinę więcej.

Przebieg i profil trasy: 

Odmrażanie Cietrzewia

Odmrażanie branży turystycznej zbiegło się z największymi tej zimy mrozami. Sądząc po frekwencji w Jakuszycach, mało komu to odmrażanie przy minus dziesięciu stopniach przeszkadzało. I nam nie przeszkadzało, tuż po dziewiątej w niedzielny poranek byliśmy już na Polanie Jakuszyckiej. Zajętych było już pewnie z 80-90% miejsc parkingowych – na jeden z parkingów wjechaliśmy jako przedostatni.  

Wspinamy się Górnym Duktem do Rozdroża pod Cichą Równią. Był to jedyny podbieg w pierwszej części trasy. Pod Równią opuszczamy dobrze wyciśnięte i zatłoczone szlaki i zapomnianą częścią Szlaku Cietrzewia suniemy w kierunku Chatki Górzystów. 

Szlak Cietrzewia w jakuszyckiej części nie jest szczególnie popularny i nie jest on również wyciskany. Na tej mapce szlak zaznaczono brązowymi kropkami – tędy właśnie zasuwamy.

  

Trawersujemy bliźniacze wzniesienia Złote Jamy i Sine Skałki na wysokości ok. 970m. Trasa na długim odcinku niemal płaska. Nikt dziś jeszcze tędy nie jechał, ale świeżego śniegu nie ma dużo i stare ślady nart są dobrze widoczne, ułatwiając poruszanie się. 

Dopiero na tym dziewiczym śniegu widzimy to, o czym prasa w weekend pisała: śnieg ma kolor delikatnie pomarańczowy. Na zdjęciu ledwo widać te ciemniejsze plamy, ale w naturze różnica była znaczna. Ten kolor zawdzięczamy pyłom znad Sahary, które przez Północną Afrykę, Morze Śródziemne i pół Europy przywiało do nas.

 

Mijamy kamień upamiętniający średniowieczne wyrobiska, w których w wiekach XII-XIV poszukiwano złota. To od nich pochodzi wiele tutejszych jam w nazwach szczytów, miejsc i dróg. 

Jagnięcy Potok przechodzimy kamiennym mostem.

Wkrótce zatrzymujemy się na dłużej przy kapliczce Matki Boskiej Izerskiej. Powstała ona w 2014 z inicjatywy leśniczego Pana Tomasza Jukniewicza z miłości do Gór Izerskich i dla uczczenia wysiłku wielu ludzi pracujących nad przywróceniem naszych lasów do życia po klęsce ekologicznej z początku lat osiemdziesiątych. 

Wiersz-modlitwa:

`A to również Matka Boska Izerska w ikonopodobnym malunku na naszej bombce choinkowej. 

Tuż za kapliczką rozpoczyna się prawie trzykilometrowy zjazd do Chatki Siną Drogą. Jest to część żółtego szlaku wiodącego z Przecznicy przez Rozdroże Izerskie na Izerską Łąkę. Większa jego część jest całkowicie przejezdna, ale na krótkim odcinku trzeba albo zdjąć narty albo iść na krawędziach po garbatym, stromym i oblodzonym szlaku.

Do Chatki podjeżdżamy od tyłu. Jeszcze w lesie czuć było przyjemny zapach palonego drewna i gotowanego jedzenia.

Przy schronisku akurat w tym momencie nikogo nie ma. 

Bez kolejki zamawiamy po herbacie i jeden naleśnik na pół – tym razem w wersji wytrawnej z serem i pieczarkami. Na nizinach nie byłby to żaden przysmak, ale w tych okolicznościach przyrody zjadamy ze smakiem.

Od Stacji Orle dochodzą kolejni turyści – i pieszo i na nartach. Będziemy wracali trasą, którą oni przyszli – nieco się martwiliśmy, czy będzie przejezdna, więc ich widok i dobra forma cieszą.

Opuszczając Chatkę, muskamy “naszą” część Szlaku Cietrzewia, czyli tę wiodącą na Stóg Izerski, a należącą do gminy Mirsk. Cieszy nowe oznakowanie trasy ufundowane siłami Ski&Sun.

Gdy szliśmy z Jakuszyc do Chatki i z powrotem jakieś dziesięć dni temu, warunki były znacznie gorsze. Tym razem nawet na otwartej przestrzeni szlak jest dobrze widoczny, nie przedzieramy się przez zaspy, kijki nie wbijają się w śnieg po łokcie. 

Przeszkadza jedynie silny zimny wiatr na otwartym terenie Torfowisk Izerskich. Odczuwalna temperatura poniżej -10, palce w rękawiczkach marzną. Mocna herbata z cytryną z termosu pomaga. Na takie temperatury trzeba być dobrze przygotowanym.

Krótki postój przy Izerze. Baśniowe krajobrazy.

Im bliżej Orla, tym więcej spotykamy osób. A przy samej Stacji już tłumy. 

Dla większości turystów to najdalszy punkt wyprawy z Polany Jakuszyckiej. I jedyny po drodze, gdzie można się zagrzać, coś wypić i przekąsić, więc zainteresowanie ogromne. I dobrze. Zimowy turysta jest mniej awanturujący się, niż letni, więc choć tłoczno, to nikt sobie w drogę nie wchodzi. 

Mimo że po paru godzinach trasy jesteśmy już zmęczeni i nieco zziębnięci, decydujemy się wracać na Polanę przez Samolot – krótsza trasa, ale z z prawie trzykilometrowym podejściem. W nagrodę na koniec zaliczamy półtorakilometrowy zjazd na samą Polanę.

Po pokonaniu osiemnastu kilometrów trasy, ponad trzystu metrach przewyższeń i prawie czterech godzinach (w tym 2h40min czystej jazdy) docieramy na Polanę. A po sześciu godzinach od wyjścia jesteśmy w domu. 

Mapa i profil trasy: