Miesiąc: lipiec 2020

I po kaczęciu…

Wspomniałem naście dni temu o drugim krzyżówkowym lęgu na naszym stawie: pewna kaczka zniosła trzy jajka, z których wylęgło się jedno kaczę. 

Przez parę dni po wykluciu się pierwszego kaczęcia kaczka starała się dzielić obowiązki pomiędzy opieką nad maleństwem a wysiadywaniem dwóch pozostałych jaj. Po paru dniach chyba jednak zdała sobie sprawę, że z jaj już nic nie będzie i już tylko wodziła swe jedyne kaczę po stawie. Chyba z tydzień to trwało. Aż dzisiejszego ranka….. Kaczuszki nie było a kaczka krążyła po stawie nawołując młode. A im dłużej nawoływała, tym bardziej kaczęcia nie było. Niestety, w ten czy inny sposób to jedyne kaczę zostało pożarte – kun, lisów, zaskrońców i kotów mamy wokół stawu i w samym stawie dostatek i dopóki nie zostanie udowodnione inaczej, wszytkie one będą na mojej krótkiej liście podejrzanych.\awu

I na tym historia lęgów kaczych w tym roku się kończy. W dwóch lęgach na naszym stawie dwie kaczki zniosły 9 jaj, z których wykluło się 7 kacząt. Ze stawu w dalsze życię wyszło 6 kacząt. Ile do dziś przeżyło? Dwa, może trzy – statystyka jest nieubłagana. Wieku rozrodczego dożyje pewnie jedno z nich. Taki klimat…

 

Pocztówka z Jelenich Skał

W latach 30 wydano nakładem trzech drukarni kilka kartek z widokiem Jelenich Skał (Hirschstein/Hirschsteinen). Wydawało mi się, że wszystkie je już mam – można je obejrzeć na starej wersji strony http://przecznica.pl/old/. Ale trafiłem ostatnio na nową kartkę i udało mi się ją tanio kupić:

Kartka bez obiegu, czyściutka Nie ma nawet nazwy wydawnictwa, choć na wszystkich innych kartkach z widokiem Jelenich Skał ich autor się ujawniał. Z techniki wykonania kartki obstawiam zakład Oswalda Kühne. Ale dlaczego tym razem się nie podpisał? 

Sam widok też niewiele mówiący i nie wiem, czy możliwy do dokładnego zlokalizowania. 

Ale zawsze to jeszcze jedna kartka, o której istnieniu nawet nie miałem pojęcia. Kartka ta dostała numer 306 w moim zbiorach.

Ceik

Letnie pokolenie rusałki ceika rozpoczęło obloty.

Samczyk, siedząc na ziemi, patroluje swój rewir. 

Kaczę

Dość niezwykły jest ten sezon lęgowy wśród dzikiego ptactwa wokół naszego domu, ogrodu i stawu.

Szpaki odbyły dwa liczne lęgi i już parę tygodni temu zniknęły. Liczniej widać je jeszcze w dolnej części wsi, część z nich już pewnie odpoczywa w cieplejszych krajach południowej i zachodniej Europy.

Dwa udane lęgi wyprowadziły także kopciuszki. Maluchy z drugiego miotu parę dni temu opuściły gniazdo.

Lęgi – ale już jednokrotne – udały się także gąsiorkom. Młode też już opuściły gniazdo, ale rodzice nadal intensywnie kursują z pokarmem.

Największy sukces odniosły jednak krzyżówki. W gnineździe na stawie dwie różne chyba pary wyprodziły dwa lęgi. O pierwszym już kiedyś pisałem – z dziewięciu złożonych jaj wylęgło się sześć kaczątek. I już ten jeden udany lęg znakomicie wykraczał poza średnią z ostatnich lat, gdyż z jakichś powodów zwykle gniazdo z jajkami w trakcie wysiadywania było porzucane. 

Po pierwszym lęgu na stawie pojawiła się inna para kaczek.W parę dni samica zniosła jajka i dość szybko przystąpiła do wysiadywania. Był to znak, że jaj w gnieździe nie jest dużo, ale też ani razu nie zdarzyło mi się zobaczyć gniazda bez obecności kaczki, więc do końca nie wiedziałem ile jaj jest w gnieździe. Aż tu dziś rano na gnieździe nie było kaczki i ujrzeliśmy taki widok:  

A wiec mamy już jedno kaczątko z tego lęgu a dwa pozostałe jajka również wydają się powoli pękać. Jeśłi nie dziś jeszcze, to jutro nad ranem będziemy pewnie mieli trzy kaczątka.

A teraz coś z zupełnie innej beczki – na małym ogrodowym stawiku zakwitły pierwsze lilie.

Maluchy na stawach

Środek lata to trudny okres na podglądanie ptaków na Stawach Rębiszowskich – ścieżki wokół stawów zarośnięte, trzymetrowa trzcina porastająca brzegi zasłania lustro wody. Ale da się.

Poprzednim razem widzieliśmy kilka gatunków ptaków wodnych wodzących świeżo wyklute pisklaki. Do dziś z tych pisklaków wyrosły już spore maluchy, młodzież prawie.  

Parka perkozów dwuczubych wychowały trzy młode. Pisklaki już zaczynają same nurkować, ale sa jeszcze karmione przez rodziców.

Niespodziewanie natknęliśmy się na rodzinę łabędzią nie na wodzie, ale na brzegu, niemal na naszej ścieżce. Dwóm dorosłym łabędziom towarzyszyła trójka młodych brzydkich kaczątek.

Łyska

Czapla biała

Rdest ziemnowodny – tu pięknie wygląda, ale to spory kłopot w naszym stawie.

Przywóz odpadów – odpowiedź Gminy

Pisałem niedawno na blogu o tym, że GIOŚ wydal pozwolenie na przywóz czterech tysięcy ciężarówek odpadów do wyrobiska w Proszowej. Wysłałem w tej sprawie pismo do Gminy z pytaniami o stopień kontroli nad tą operacją oraz prawnymi możliwościami Gminy w tym zakresie. Odpowiedź od Inspektor ds. rolnictwa i ochrony środowiska Pani Anety Szabli  nadeszła bardzo szybko. Podsumowując:

– Sama Gmina nie ma uprawnień do kontroli wwożonych odpadów a nie też nie może zlecić żadnej instytucji przeprowadzenie takowej kontroli czy też przeprowadzenia badania próbek

– Gmina może jedynie wnioskować do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska o kontrolę i faktycznie robiła to w przeszłości

– W odpowiedzi WIOŚ potwierdzał, że okresowo kontroluje podmioty przywożące odpady do kraju, w tym również firmę PRI Bazalt, i potwierdził, że spółka ta prowadzi działalność zgodnie z warunkami określonymi w pozwoleniu.

To zamyka temat pt. “co Gmina może”.  Ciekawe, że gospodarz terenu nie ma żadnej mocy sprawczej w tak kluczowych dla lokalnej społecznności sprawach. 

Okratek

Drugi raz w życiu widzę okratka australijskiego. Pierwszy raz zdarzyło się to już z dziesięc lat temu w lesie po drugiej stronie Mrożynki. Dziś znalazłem okratka nad naszym stawem.

Grzyb w pokroju niecodzienny. Ktoś kto natyka się na niego po raz pierwszy, może sobie zadać pytanie czy to roślina czy zwierzę. Najbliżej mu chyba do rozgwiazdy. 

Dopiera od nieco ponad stu lat grzyb ten obecny jest w Europie. Pierwsze zgłoszenie z Polski pochdzi z 1975r. A dziś już w niektórych rejonach kraju uchodzi za powszechny, głównie na Podkarpaciu. Opanowuje też Sudety.

Dorosłe osohbniki przywabiają owady paskudnym zapachem padliny. Za ich pośrednictwem roznoszone są zarodniki grzyba. Nie jest chyba trujący – nie trafia na nasze talerze z powodu wątpliwych walorów smakowych i węchowych właśnie. Choć młody grzyb, gdy jest jeszcze kulą przypominającą gadzie jajo, jest ponoć jadalny. Jacyś chętni? Mogę podrzucić próbkę…

   

Przywóz odpadów

Generalny Inspektor Ochrony Środowiska wydał decyzję o pozwoleniu na wwóz z Niemiec kolejnej partii odpadów w celu rekultywacji pokopalnianego wyrobiska koło Proszowej. Tym razem to odpady o kodzie 17 05 04, czyli gleba i ziemia, w tym kamienie, niezawierające substancji niebezpiecznych. 

Z formalnego punktu widzenia powinniśmy się z tej decyzji cieszyć. Ktoś postanowił wydać kupę pieniędzy, by zwykłą ziemię i kamienie przewieźć ok. 70km (licząc od siedziby firmy) i zasypać, co i tak zasypane ma być. Czym lepiej by to zrobić, jak nie zwykłą glebą, ziemią i kamieniami bez jakichkolwiek szkodliwych zanieczyszczeń?

Ale że rzecz się dzieje w kraju, w którym – cytując klasyka – “nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe”, zastanawia mnie kto i jak sprawdzi, co faktycznie będzie do nas trafiało i ile tego będzie. Jaki organ jest do tego powołany i co on może? Nie wiem. Tak bardzo nie wiem, że postanowiłem napisać list do Pana Burmistrza, zadając mu kilka pytań w tej sprawie.

“Nie strzelajcie do pianisty – facet robi, co może” głosił napis na tabliczce w jednym z dzikozachodnich saloonów w Kolorado. Nasz bardzo lokalny Burmistrz ma tylko rolę opiniującą, a decyzję podejmuje bardzo od nas odległy GIOŚ. Niemniej jednak chciałbym mieć pewność, że Burmistrz – jako gospodarz terenu – wykorzysta wszystkie możliwe środki dla zapewnienia prawidłowego przebiegu całej operacji, skoro nie może jej zapobiec. 

Jestem ciekaw odpowiedzi…..

A z innej perspektywy – komu opłaca się wozić 70km zwykłą ziemię i kamienie?  Te cztery tysiące ciężarówek to fura forsy. A nawet cztery tysiące fur.