Lubuskie winobranie

Kilkukrotnie przejeżdżając przez Lubuskie kierownica sama chciała skręcać tam, gdzie znaki mówiły “Winnica”. Raz nawet zatrzymaliśmy się w trasie w tym czy innym miejscu, ale  nieco głębszą eksplorację zostawiliśmy sobie na czas lubuskiego winobrania. A to właśnie teraz!

Jedziemy więc na spotkanie tego pana

Logistycznie plan słaby – wycieczka jednodniowa, ponad pięć godzin jazdy samochodem w tę i we w tę, tylko parę godzin na miejscu. No i w związku z tym z możliwością próbkowania napojów słabo.

Centrum obchodów znajduje się w zielonogórskim rynku. Przyjeżdżamy tam po dziesiątej rano – tuż po otwarciu kolejnego dnia bachanaliów. Na straganach nie tylko wino – dużo innych produktów lokalnych i staroci. My jednak zwracamy uwagę głównie na wyroby współcześnie butelkowane. 

Powyższy obrazek jest jednak mało reprezentatywny – są na nim wyłącznie fermentowane napoje winiarskie, czyli produkty winopodobne. Po ludzku mówiąc: wina z owoców innych niż winogrona. Bo słowo “wino” oznacza wyłącznie produkt fermentacji winogron.

Co ciekawe – na straganie odnajduję te same typy “win”, w które i ja się bawię: “wino” jarzębinowe, z aronii, z owoców i kwiatów czarnego bzu, dzikiej róży, jabłek, czereśni, śliwek, gruszek itd. Jagodowego jeszcze tylko nie robiłem. I pewnie nie zrobię – szkoda pierogów by było. Z wymienionych wyżej owoców zdecydowanie najlepsze moje wino to czarny bez (owoce) rocznik 2019. 

Tak jak Wrocław ma krasnalem tak Zielona Góra ma w mieście kilkadziesiąt pewnie miniaturek Bachusa

Dla równowagi jest tu też pomnik świętego – a konkretnie Świętego Urbana: patrona wina, winorośli i Zielonej Góry. 

Nie ma jeszcze południa, z oglądaniem etykiet winnych jeszcze czekamy, a w międzyczasie szukamy miejsca na wczesną kawę. I taki ornitologiczny akcent się trafił 

Choć nie tam tę kaw(f)kę spożyliśmy…

Tradycje winne w Lubskiem są stare, głęboko średniowieczne. Z dawnych czasów wywodzą się piwnice pod staromiejskimi kamienicami, w których przechowywano wino. Ponoć jest ich ponad setka w mieście. My odwiedzamy trzy.

Restauracja Bachus w ratuszu

Tylko w tym jednym miejscu odnajdujemy winną metaforę

Wypada ona słabo, bo pamiętamy jeszcze dobrze liczne inteligentne i zabawne zarazem metafory z Gruzji, np. takie

Jest więc jeszcze nieco do nadrobienia w zakresie kultury okołowinnej w Polsce, ale nie ma co narzekać – gdzie w Europie na wschód od Łaby i na północ od Dunaju takie rzeczy się jeszcze dzieją?  

Odwiedzamy pierwszą piwnicę na Kupieckiej – bardzo piwniczny klimat: cegła, wilgoć, w powietrzu czuć drożdże, moszcz i jego fermentację. Tu próbujemy pierwszego dziś wina w dawce homeopatycznej podzielonej na dwa. Wino takie sobie, ale otoczenie nadrabia..  

Piwnica na Grottgera – tu próbujemy pierwsze dobre wino i natychmiast je kupujemy: Chardonnay z winnicy Aris. 

Do jednej z największych piwnic podjeżdżamy już samochodem, ale nie przyjmuje ona dziś gości. A szkoda – to tu Seidel vel Seydel, jeden z największych zielonogórskich winiarzy na przełomie XIX i XX wieku, miał swój skład. 

Jedziemy poza miasto – kierunek Zabór. W tej małej miejscowości znajduje się samorządowy ośrodek Lubuskie Centrum Winiarstwa. Sami win nie produkują, ale gromadzą najlepszych winiarzy regionu i edukują następne pokolenia.  

Choć za winem tu przyjechaliśmy, czegoś takiego nam na szczęście nie zrobili

W pobliskim Łazie znajduje się jedna z ciekawszych winnic – Winnica Miłosz. Ładnie położona wśród niewysokich pagórków. Spora drewniana chata kryta strzechą i otoczona winoroślą dobrze wpasowuje się w krajobraz    

Grona już dochodzą

Większość winnic zamknięta, bo ich właściciele są dziś na zielonogórskim rynku. Zostaje nam spacer. A lokalne wina kupujemy w sklepiku – próbować nie można, ale za to wybór duży w jednym miejscu.

Już opuszczając region, raz jeszcze zatrzymujemy się pod lokalną winnicą – to Winnica Kinga. 

Gospodarze zajęci – spodziewają się umówionego autokaru z miłośnikami wina, a my tak bez uprzedzenia. Poświęcają nam jednak parę chwil. Próbujemy ich białe wina i parkę butelek na wynos kupujemy. 

Ruszamy do domu – rychło w czas, bo nad Lubuskie nadciągnął właśnie cyklon Peggy. 

2 comments

  1. Teresa says:

    Winnice pojawiają się także w centralnej Polsce. Nie ma na tym terenie tradycji w tym zakresie. Do tej pory produkowano raczej wina owocowe z czarnej porzeczki, wiśni, jabłek. Jednak ocieplenie klimatu tworzy rejony z bardzo korzystnym dla winorośli mikroklimatem. Dobrze jest, gdy są jednocześnie podejmowane próby przywracania kultury picia wina, bo nie tylko jego produkcja ma według mnie istotne znaczenie. Czy jest Centrum w tym temacie ? Mam nadzieję, że obraz, który publikujecie jest przestrogą, a nie wskazówką dla miłośników wina – nie ważne jak i dlaczego się pije, ważne żeby spożycie rosło ! Ciekawy temat. Pozdrawiam.

    • admin says:

      Oprócz winnic lubuskich nielicznie prezentowały się również winnice spoza regionu, trafiliśmy na jedną spod Łodzi, co było dla mnie sporą niespodzianką. Oczywiście z winami białymi tylko, ale i to ciekawe, że klimat już na to pozwala.

Comments are closed.