Miesiąc: marzec 2020

ISS

Już od paru tygodni na zachodnim niebie króluje Wenus. W tych dniach, gdy nie ma Księżyca, Wenus jest zdecydowanie najjaśniejszym obiektem na nocnym niebie.

Dziś doszła jej konkurencja. O 19:52 nad zachodnim horyzontem pojawiła się Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) – przemknęła blisko Wenus i po paru minutach zniknęła za wschodnim horyzontem. 

Dziś stacja nie była jednak jaśniejsza od Wenus, czego się można było spodziewać. Bo choć stacja nie świeci światłem własnym, jej wielkie panele odbijają promienie słoneczne i przy korzystnym położeniu Słońca, stacji i obserwatora może być jaśniejsza niż jakakolwiek gwiazda czy planeta.

Przy moich umiejętnościach zrobienie dobrego zdjęcia jest niemożliwe. Ale te, ltre zrobiłem dobrze oddają różnicę w jasności stacji (z lewej) i Wenus (z prawej). 

(Wenus oczywiście nie tańczyła, jakby zdjęcie sugerwało. Z wolnej ręki robiłem. Więc w przypadku Wenus powinniśmy widzieć punkt, w przypadku stacji – prosta linia).

Widziane bez wychodzenia z domu

Nie żebyśmy się w ogóle z dmu nie ruszali, bo zromadzenia dwuosobowe i dwupsowe w lasie nie są jeszcze zakazane. Ale można też dużo zobaczyć bez wychodzenia z domu – fotel pod okno, w jednej ręce lornetka, w drugiej aparat, w trzeciej kubek czegoś, w czwartej książka…

Rudzik w zimowej scenerii – pewnie żałuje, że nie poczekał z przylotem z jeszcze tydzień, dwa…

Czyż to nie dziwne, że czyża nie było tu całą zimę, a pojawił się drugiego dnia wiosny…? Do tej obecnej zimowej scenerii pasuje on lepiej niż wiele innych ptaków

W środku dnia dwie sarny podeszły blisko pod dom. Trzymają bezpieczny dystans 1.5m.

Ptasia wiosna

Astronomiczna właśnie się staje, a ptasia wiosna już do Przecznicy nadeszła. Tak przynajmniej sądzę po liczbie gatunków – ptaków i nie tylko – które się w ostatnich dniach pokazały. A dokładniej mówiąc, stało się to pomiędzy niedzielą a wtorkiem mijającego tygodnia, gdy cieszyliśmy się słońcem i wysokimi tempersturami. W ciągu tych trzech dni zaobserwowałem pierwszy raz tej wiosny pliszkę siwą, kopciuszka i rudzika. Tak się składa, że wszystkie one zimują w obszarze Morza Śródziemnego, więc długiej podróży nie musiały odbywać. I wszystkie one coraz częściej pozostają na zimę w swych obszarach lęgowych (za wyjątkiem gór i obszarów podgórskich), więc być może już niedługo będziemy je uważali za ptaki częściowo osiadłe?

Pierwszy zaobserwowany samczyk kopciuszka był ładnie wybarwiony – ładniej niż osobniki spotykane przeze mnie wokół domu w poprzednich latach. Ciekawe, czy to kwestia osobnicza czy może reprezentant innej populacji tym razem się do nas zapuścił?

W tych samych trzech dniach ze swych kryjówek wyszły żaby trawne (żaboznawcy kazali by mi raczej napisać ogólniej: „żaby z grupy brunatych”) i ropuchy. Staw znów jest pełen życia.

I wyleciały trzmiele. Szukają wczesnych pożytków, np. kotków na wierzbach czy – w niżej położonych miejscach w Przecznicy – pierwszych kwitnących podbiałów. W tym roku muszę się bliżej przyjrzeć rozmaitości gatunkowej trzmieli, bo jestem pewien, że oprócz w miarę łatwych do oznaczenia kamiennika i ziemnego, jest ich u nas znacznie więcej.

Tłoczyna

Zwykła wycieczka na Tłoczynę z poszukiwaniem niezwykłego miejsca.

Niedziela od rana dobrze się zapowiadała – choć lekko mroźno po nocy, bezchmurne niebo zachęcało do dłuższego spaceru. Wybieramy się standardowym szlakiem na Tłoczynę, obchodząc ją od zachodu i wchodząc na jej szczyt od południa. 

Od wysokości ok. 650m n.p.m. widzimy resztki śniegu a strumienie są jeszcze częściowo zamarznięte.  

To ostatnie zdjęcie z łuską naboju na tafli lodu zostało zrobione na jednym z dwóch sztucznych zbiorników wody przy ścieżce obchodzącej Tłoczynę od południa. I w tym rejonie pozostaliśmy dłuższą chwilę w poszukiwaniu śladów Pogańskiej Kaplicy. 

Do tej pory tylko z niemieckich map można była w przybliżeniu określić położenie kaplicy.  Już przed wojną były to tylko ledwo widoczne ruiny. Ale jesienią ubiegłego roku znalazłem relację w sieci osoby, która po drobiazgowych przygotowaniach teoretycznych i długich staraniach w terenie, najprawdopodobniej odnalazła jej ślady. Korzystając z tego opisu, łatwo dotarliśmy w miejsce położone kilkadziesiąt metrów od wspomnianych zbiorników. Jednak mimo braku śniegu i roślinności trudo w tym miejscu było nam dostrzec obrys kaplicy zasypany igliwiem, porośnięty mchem i przywalony pniami. 

Bez wątpienia jednak stąpaliśmy w miejscu, gdzie niemieckie mapy tę kaplicę pokazują. Dziś to tylko ledw wystający z ziemi wał ziemno-kamienny.

Wracamy na główną ścieżkę i po chwili jesteśmy przy Wolframowym Źródle. Przez chwilę moczę stopy w nie tak zimnej wodzie, jak się spodziewałem.

A przy byłej Byczej Chacie leśnicy postawili ławy – zrobiło się tu niezłe miejsce piknikowe.

Po krótkiej wspinaczce docieramy na szczyt Tłoczyny.

Mała dygresja a propos kamiennego słupka leśnego widocznego obok. Całkiem niedawno odkryłem na YT kanał Piotra Chorzeli. Nie ma lepszego opowiadacza o tym, co widać i czego nie wdać w lesie. Polecam bardzo. W jednym z odcinków wyjaśniał on rolę słupków, ich historię i odczytywanie. Na tym tłoczynową egzemplarzu tę historię widać gołym okiem – na przedwojennym słupku z nabitymi niemickimi numerami, nadpisane zostały oznaczenia polskie. Bo generlanie przedwojenny podział lasów został w Polsce zachowany z niewielkimi zmianami. 

Korzystając z wyśmienitej pogody i dość przezroczystego powietrza, przez chwilę podziwiamy widoki z gołoborza.

Na pierwszym zdjęciu widok na północ.

 

 

Tu patrzymy na wschód, gdzie dominuje stożek Ostrzycy Proboszczowickiej. Wydawała się tak bliska….!

 

 

 

 

A na południu Karkonosze ze Śnieżką.

W drodze powrotnej: „gorejący” mech płonnik 

Pierwsze mrowisko brudnicy obudzone po zimie.

A pod domem w pełni już otwarte krokusy.

Bobrza robota

Bobrów na Stawach Rębiszowskich nie widzieliśmy, ale udało nam się zapuścić głębiej w ich rewir, gdzie bez wysokich kaloszy wejść trudno. A takowe nie przypadkiem mieliśmy na nogach.

Bobrza tama na strumieniu płynącym wzdłuż stawów. Tama długa na ponad 10 metrów, wyska i gruba na ponad metr. Kawał inżynierskiej roboty, dzięki której powstało lustro o wody o powierzchni 4-5 arów. 

Poniżej stawów znajduje się duży podmokły częściowo zadrzewiony teren. Ścieżki ludzkie już tam nie prowadzą i nieco wysiłku wymaga dostanie się doo tego miejsca.

Kolejna jeszcze większa tama, tworząca sporej wielkości jezioro. Zasilane on jest strumieniem okalajacym stawy a także wodą z nabliższego stawu przeciekająca przez podziurawioną przez bobry groblę.

Tu rósł jeszcze niedawno  młodnik. Teraz z ziemi sterczą już tylko dziesiątki kikutów drzewek ściętych przez bobry.

Trzeba będzie poczytać więcej o zwyczajach bobrów i zaczaić się na nie z aparatem.

Wyprawa na Lasek

Dni robią się coraz dłuższe, robi się więc miejsce na dodatkowy wieczorny spacer z psami. Dziś przechadzka na Lasek, bo ładne światło z tamtej strony padało.

Widoki nieba tak ładne, że aż kiczowate – ale nie sposób się powstrzymać.

 

Pierwsze zdjęcie jeszcze spod domu.

Pod górkę nad Stożek

Widok ze Stożka (pozdrawiamy Domek pod Orzechem)

Ściemnia się

Jeszcze bardziej się ściemnia, schodzimy do Przecznicy.

Wieczorne niebo

Wczesnym wieczorem w poniedziałek mogliśmy obserwować pierwszy i największy tegoroczny superksiężyc.

Poza księżycem najjaśniejszym obiektem na niebie w pierwszej połowie marca jest Wenus, którą może obserwować jakieś 30 stopni nad zachodnim hryzontem. Świeci niemal jak latarnia.

A dziś wieczorem ok. 19:30 przez nasze przecznickie niebo przemknął konwój satelitów Muska (projekt Stralink). Przelot trwał kilka minut, satelitów było kilkadzisiąt, a poszczególne jednostki oddalone były od siebie o ok. 10-20stopni,  co pozwalało zaobserwować do 9-10 sztuk naraz. Z lektury prasy wynika, że to kolejna, trzecia już tak dostawa satelitów internetowych. Nowe 60 sztuk dołączyło do 120 już wcześniej wystrzelonych. A w planie jest kolejne 1200 – będzie więc co obserwować.

Przy chwilowo bezchmurnym niebie, szybko puruszający się konwój pięknie wyglądał na tle tysięcy nieruchomych gwiazd. Z braku własnego zdjęcia, załączam najbardziej zbliżony wynalazek z sieci

Odrobina zimy

Wykorzystując słoneczną aurę, wybraliśmy się na Stóg i Smrek by zobaczyć jak wygląda prawdziwa zima – pierwszy i pewnie ostatni raz tej zimy.

Startujemy z niemal wiosennej stacji i dolnej. Trwała pokrywa śnieżna zaczyna się mniej więcej w połowie trasy kolejki, na szczycie śniegu jest niecały metr. Cała trasa zjazdowa ładnie dośnieżona. 

W kilkanaście minut przensimy się do całkowicie innego świata

Jest środkowy pranek, niebo jeszcze bezchmurne, powietrze przejrzyste – zdjęcia same się robią. 

Jeśli jest mróz, to niewielki. Śnieg się skrzy,  skrzypi pod nogami i ładnie prezentuje na konstrukcjach i drzewach.

Na szlaku jeszcze pusto, przez Łącznik idziemy w kieruku Smreka po śladach w większości zotawionych tu jeszcze wczoraj. 

Stóg z oddali

Na Smreku… Ukrzyżowany Chrystus z ukrzyżowanym Chrystusem na szyi 

Z wieży widokowej na Smreku

Najciekawsze chyb zdjęcie…

Ktoś tu sobie z języka czeskiego zażartował. Skor w czeskim mogą istnieć słowa bez samogłosek (np. pobliski Smrk czy vlk) a nawet całe zdania (Strč prst skrz krk), to po co w słowie POZOR to pdwójne 'o’?

W drodze powrotnej sptykamy już więcej osób, a niebo zaczyna się chmurzyć. Warto było wyjść z domu wcześnie..

Powrót przez Stóg. Przy górnej stacji spory ruch – i narciarze i spcerowicze. Mało kto wybiera się dalej.