Miesiąc: maj 2022

Dzikie życie na przecznickich łąkach

Niemal wszyscy ptasi migranci zdążyli już wrócić na nasze łąki. Niektóre z nich już nawet wyprowadziły lęgi. Na jeden gatunek ciągle jeszcze czekam – na derkacza. W zeszłym roku po raz pierwszy dał się słyszeć koło domu 6 czerwca.  Prasa ornitologiczna donosi, że już od dwóch tygodni derkacze są koło Mirska. Radzę nadstawiać ucha wieczorową porą.

Przedostatnim powracającym gatunkiem jest co roku gąsiorek. Oto tegoroczna wersja

Nie samymi ptakami przyroda żyje. Kilkadziesiąt metrów od domu w wysokich trawach sarna wydała na świat koźlaka. Raz udało nam się go nawet gołym okiem zobaczyć – było to pewnie w dniu, gdy się urodził. Koźle jest znacznie mniejszej niż wysokość traw, więc trudno – na szczęście – je zobaczyć. Oby duże rosło!

Wydaje mi się, że zające stopniowo mają się u nas coraz lepiej. Przez długi czas nie widziałem ich tu w ogóle, potem jedynie ślady – niestety również na naszych drzewkach owocowych – a w ostatnich dwóch latach dają się podglądać osobiście. Kilka dni temu nie niepokojona przez nas zajęcza para kicała kilkadziesiąt metrów od nas. 

Lisów jest za to mniej. A przy najmniej mniej ich widzę przy kurniku. Może to tłumaczyć rosnącą populację zajęcy.

Idąc łąką wieczorową porą, usłyszałem nietypowe burczenie: na łowy wyszedł borsuk.

Z opuszczoną głową powoli zbliżał się do mnie, nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Doszedł tak blisko mnie, że obiektyw – a miałem tylko telezoom przy sobie – nie mógł wyostrzyć obrazu na tak niewielkiej odległości. A ja z wrażenia nie podkręciłem ekspozycji i zdjęcia wyszły za ciemne.

Gdy borsuk był już tylko półtora metra ode mnie, sam się zacząłem obawiać jego reakcji. Co zrobi, gdy nagle się zorientuje, że nie jest sam? Fuknąłem raz, drugi i trzeci – borsuk chyba dobrym słuchem nie grzeszy. Gdy w końcu podniósł głowę, popatrzył na mnie i szybko odbiegł. Ale tylko kilka metrów. Po chwili ponownie przystanął, odwrócił się do mnie i z około 10 metrów długo przypatrywał, czekając na mój ruch. 

Rozeszliśmy się – ja do domu, on (ona?) na stołówkę.

Tego samego wieczora, już pod samym domem, minęły mnie dwa średniej wielkości ptaki. Był już zmrok, a więc nie był to widok codzienny – o tej porze latają już tylko ptaki nocne i nietoperze. Wielkość, krępa sylwetka z długim dziobem, a w końcu i głos zdradziły je – to słonki. Wracały z miejsc dziennego żerowania na nocny odpoczynek w lesie. Czyżby były lęgowe w naszych izerskich lasach?

Widoki dech zapierające

Skończyła się najpiękniejsza część ptasiej wiosny – w naszych podgórskich warunkach klimatycznych jest to okres mniej więcej pomiędzy połową kwietnia a połową maja. To czas, gdy liczni ptasi wiosenni migranci już przylecieli, ale roślinność jeszcze nie za bardzo się  rozwinęła, dzięki czemu ptaki będące w szczycie aktywności godowej i lęgowej są bardzo dobrze widoczne. 

W tym odcinku podsumowuję dzienną krótką wycieczkę na sobieszowską część stawów i dłuższą bardzo wczesną na Stawy Podgórzyńskie.

Na Stawy Sobieszowskie jedziemy samotrzeć w ciągu dnia na spacer raczej psio-fotograficzny niż ptasiarski. Jako pierwszy przed obiektywem melduje się koziołek. 

No wodzie mały ruch – większość ptaków wodnych zajęta jest wysiadywaniem, niektóre tylko już wodzą młode. Ta nurogęś (pl. nurogęsia) chyba nie jest lęgowa.

Ta para gęgaw dochowała się sześciorga gęsiąt

Od początku spaceru towarzyszy nam głos jednej lub dwóch kukułek. W końcu dochodzę do miejsca, gdzie jeden z samców głośno kukuczy – ale sfotografować na drzewie się nie dał, zdjęcie zrobione w locie.

Ani głos ani widok kosa już nie ekscytuje – ale ten samiec pozwolił nam się mocno zbliżyć i zdawał się wręcz prosić o fotkę.

Śpiewający samiec potrzosa bardzo wyraźnie wyróżnia się na tle zeszłorocznych trzcin

Sporo ptactwa zasiedla trzcinowiska i zarośla wokół stawów. Były tam m.in. bąki, łozówki (nowa na liście rocznej!), gajówki, trzcinniczki i trzciniaki. Wyczekiwanej dziwoni jednak nie było.

Kilka dni później przy bardzo sprzyjającej aurze wybieram się sam skoro świt na Stawy Podgórzyńskie. Ponieważ mam zamiar wejść w obręb stawów hodowlanych, zawczasu poprosiłem właściciela o zgodę.

Pierwsze tego dnia zdjęcie – chyba można już wracać do domu…?

Jest słoneczny poranek, jeszcze nie ma szóstej rano. Nad wodą unoszą się mgły. Jest chłodno – zaledwie kilka stopni powyżej zera. Dłonie mi wkrótce zaczną drętwieć. I mokro – woda z wysokiej trawy spływa po spodniach do środka kaloszy. Jest pięknie! Warunki i do obserwacji ptaków i do fotografowania wyśmienite.

Z tego zdjęcia jestem szczególnie dumny 

Już na samym początku spaceru dochodzi mnie długo wyczekiwany głos – śpiewa samiec dziwoni. Chwilę mi zajmuje namierzenie go, ale że ptak nie jest bardzo płochliwy, nie sprawia  to większej trudności.

Drzewo na jednym ze stawów wybrały sobie na lęgi kormorany. Ptaków jest tam kilkadziesiąt, doliczyłem się ponad piętnastu gniazd. Dla przyrody to dobrze, dla właściciela stawów hodowlanych to niestety nieszczęście, bo oznacza znaczne zubożenie populacji ryb. Też mam staw i wiem co wydry, czaple i zaskrońce potrafią zrobić.

Też piękne zdjęcie, nie chwaląc się.

Gdy jedne łabędzie jeszcze wysiadują jaja, inne już cieszą się przychówkiem

Kormoran suszy skrzydła w pierwszych tego dnia promieniach słońca.

Gęsiówka egipska – przyłapana na porannej gimnastyce czy modłach? Sugerując się nazwą, modli się raczej w kierunku Mekki niż Rzymu?

Skoro już jesteśmy przy gęsiówce… – pisałem już o niej kilka razy: gatunek inwazyjny, szybko zwiększający swój zasięg występowania i lęgowości w Polsce, uważany – chyba niesłusznie – za agresywny i zagrażający rodzimej awifaunie. Występowanie w naszych okolicach stwierdziłem już kilka lat temu. Obserwując gęsiówki zgodnie żyjące w środowisku z innymi kaczkowatymi, ich agresywność raczej wykluczyłem. Ale nie miałem dotąd naocznego dowodu ich tutejszej lęgowości. A tym razem taki widok: 

Dorosła para – drugi rodzic był obok, ale w kadrze się nie zmieścił – wodzi 5-6 gąsiąt. A więc jednak gęsiówki są lęgowe na naszym terenie.

Oprócz tej pary rodzicielskiej z młodymi na wodzie widziałem kilka innych pojedynczych osobników – to dużo. Aż w końcu doszedłem do spuszczonego stawu, na którego dnie żerowało kilkanaście dorosłych gęsiówek! Nie zdawałem sobie sprawy z ich liczebności na tych stawach. Zdjęcie jakościowo słabe, bo mi obiektyw zaczął wilgotnieć.

Zatopiona w toni i zieleni łyska

Czapla siwa niczym wykrzyknik. Obiektyw zamókł na dobre, czas na powrót do domu na śniadanie.

Tylko jeden nowy gatunek (dziwonia) doszedł to tegorocznej listy, ale frajda z wycieczki jakby przybyło sto. Wypatruję w prognozach kolejnego pogodnego poranka, by taki spacer szybko powtórzyć.

Ptactwo parków londyńskich

Przy okazji ważnej uroczystości w naszej bardzo najbliższej rodzinie spędziliśmy kilka dni w różnych miejscach Wielkiej Brytanii, w tym dwa dni w Londynie. Miasto znamy dobrze, więc czas wolny wykorzystaliśmy nie na zwiedzanie, a na spacery po parkach w centrum: Kensington Gardens, Hyde Park i Saint James’s Park. Mają one wiele wspólnych cech, ale ta jedna najważniejsza to fakt, że w każdym z nich jest staw i ptactwo wodne. 

Byliśmy tam na przełomie kwietnia i maja: w naszych górskich izerskich wsiach jeszcze przedwiośnie, a tu wiosna rozbuchana już od wielu tygodni.

Znane nam z naszych okolicznych stawów gęsiówki egipskie prowadzają już podrośnięte młode.

Dużo rzadziej w naszym rejonie spotykana jest mandarynka. Piękna kaczka ze Wschodniej Azji w Europie hodowana była jako ptak ozdobny. Po ucieczce pierwszych osobników z niewoli zaczęła się rozprzestrzeniać na całym kontynencie jako ptak dziki.  Ja jej jeszcze w Polsce nie widziałem. 

W tutejszym parku tłumnie odwiedzanym zarówno przez miejscowych jak i turystów mandarynka ponownie się „udomawia” – od ludzi nie stroni i daje się fotografować z mniej niż metra.

Kazarka rdzawa notowana jest w Polsce bardzo rzadko – w tym roku tylko kilka razy. A tu proszę – bez obaw pozuje na deptaku

Dużo częściej w Polsce widywana jest bernikla białolica. Akurat nie za często na Dolnym Śląsku, więc nie mam jej na swojej liście.

Ohar też jest bardzo rzadki u nas. Ostatnio widziany był na Stawach Podgórzyńskich – ale nie przeze mnie, niestety. W Londynie ohary pasą się razem z gołębiami miejskimi.

W ogóle w Polsce nie notowany pelikan różowy

Zdjęcie zbyt odległe i mam problem z identyfikacją – ale to chyba sterniczka jamajska. W tym roku zaobserwowana w Polsce jeden jedyny raz.

Czapla siwa na posterunku

Dzięki niedostępnym dla ludzi fragmentom parku i linii brzegowej niektóre gatunki są w stanie wyprowadzać tu lęgi. Na przykład łabędź niemy

Albo łyska wijąca gniazdo tuż pod okiem przechodniów

Kolejny zdziczały uciekinier z niewoli – aleksandretta obrożna. I tu i w Polsce jej dzika populacja szybko rośnie.

Gęś zbożowa próbuje wzbudzić litość, udając inwalidkę. Ale my ją przed chwilą widzieliśmy na dwóch nogach, więc się nie dajemy naciągnąć na bakszysz.

Spotkanie z wiewórką

Popularne w Anglii stają się wyżły węgierskie. Przypomniał nam się nasz Tokaj, którego nie ma z nami od niecałego roku.

Kończę krótką relację weselszym kwietnym akcentem

Świt drugi

Drugi świt nad Stawami Milickimi – odcinek ostatni.

Na stawie Niezgoda meldujemy się już po świcie ale przed wschodem słońca – krajobrazy są jeszcze szare, sino-niebieskie i mgliste.   

W tej czatowni mamy zamiar przesiedzieć godzinę, może dwie jeśli tylko ptactwo i krajobrazy dopiszą.

Jeszcze przed czatownią, na grobli stawu spotykamy kilka gęgawich rodzin pasących się na trawie. Gęsim rodzicom towarzyszy od jednego do sześciu gąsiąt. Na nasz widok szybko uciekają na wodę.

Widok z czatowni bardzo dobry. Trzeba tylko jeszcze chwilkę poczekać na światło. I ptaki.

Ani jedno ani drugie nie dopisuje. Słońce wzeszło, ale zza gęstych zza chmur ciepłego światła – a właściwie żadnego światła – nie daje. Szarość świtu przeszła niemal niezauważenie w szarość poranka. 

Ptaki o świcie też nie nadleciały, na krótko zadowalamy się więc tymi kilkoma gatunkami, które na stawie już wcześniej tu były: gęgawami, łabędziami niemymi, łyskami, krzyżówkami, głowienkami, czernicami i jednym perkozkiem.

Po godzinie opuszczamy to miejsce. Mamy jeszcze trochę czasu, więc jedziemy na Stawy Jelenie – już bez szczególnych oczekiwań. Pierwszy ze stawów jest spuszczony – szukam więc siewkowatych. I nawet widzę kilka brodzących ptaków, ale zbyt daleko na zdjęcie i identyfikację. Wzrok przykuwa scena na mnichu: obok siebie stoją i siedzą czapla siwa, bocian czarny, łabędź niemy i mewa.

Na sąsiednim stawie jest i woda i liczne ptactwo wodne.  Dominują płaskonosy, łabędzie nieme i czernice. Wypatruję innych ciekawszych gatunków, ale bez skutku. 

Tuż obok nas para łabędzi nic sobie nie robi z naszej obecności, dając okazję do paru ładnych ujęć. 

W drodze na hotelowe śniadanie zatrzymujemy się jeszcze raz w dość przypadkowym miejscu. Mapa pokazuje kilka maleńkich stawów hodowlanych. Rozglądam się po lustrach zbiorników, a tymczasem niespodziewany głos dochodzi z powietrza: nad wodą krążą rybitwy rzeczne! 

To moje pierwsze rybitwy w tym roku, a zarazem dokładnie sto pięćdziesiąty gatunek na mojej tegorocznej liście – taki miły akcent na koniec naszej wycieczki.

Na parę ładnych zdjęć Doroty zapraszam do Galerii.

Sułów i Stary Staw

Stawy Milickie – część piąta i nie ostatnia jeszcze.

Popołudniem odbywamy jeszcze jedną, relaksacyjno-krajoznawczą wycieczkę po okolicy.  Pamiętamy, że przejeżdżając wczoraj przez Sułów, widzieliśmy tam dwa kościoły wybudowane w technice szachulcowej – oba o dość rozbudowanych formach. Przyciągnęły oko, więc szkoda  by było tam nie zajrzeć.

Najpierw podjeżdżamy pod kościół parafialny pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła prowadzony przez Salezjan. 

Obecna barokowa forma kościoła pochodzi z pierwszej połowy XVIII wieku. Z pewnością liczne remonty przechodził, bo wygląda bardzo porządnie, niemal jak nowy.

Wewnątrz odbywa się próba przedkomunijna, więc wejść nie możemy. Pozostaje oglądanie od zewnątrz i spacer po otaczającym go cmentarzu.

Zabytek przyrody jakich w okolicy już kilka widzieliśmy

Blisko znajduje się drugi, większy kościół pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej należący do tej samej parafii. Jest nieco tylko młodszy od poprzedniego, ale o obłej bryle i chyba znacznie pojemniejszy. O ile ten pierwszy od początku był świątynią katolicką, to ten, przy którym teraz stoimy, służył protestantom.  

Drzwi zamknięte – znak czasu, że kościoły są pozamykane poza godzinami mszy. Budynek  i otoczenie ładnie utrzymane, po licznych – pewnie całkiem niedawnych – remontach. 

Krótko tam zabawiliśmy. Jest czas, by jeszcze parę miejsc odwiedzić i przygotować grunt pod jutrzejszą poranną wycieczkę ptasią. Jedziemy na Stary Staw, gdzie znajduje się wieża obserwacyjna dla ptasiarzy.

Tym razem samochód trzeba zostawić nieco dalej i przespacerować się nieco ponad kilometr. Po drodze mijamy stare cmentarzysko – jego najstarsze ślady sięgają ponad dwa i pół tysiąca lat wstecz. Niczego oprócz tablicy pamiątkowej i nierównego leśnego terenu sugerującego wykopki po badaniach archeologicznych tu nie ma. 

Wchodzimy na wieżę kilka metrów powyżej lustra wody. Ładny widok na dużą część tego ogromnego ponad trzystuhektarowego stawu. Jest to największy i jeden z najstarszych stawów kompleksu milickiego. 

Na wodzie nie dzieje się zbyt wiele. Nad wodą górują śmieszki. Wpatrując się w każdą blisko przelatującą mewę, zwróciłem uwagę na jedną z nich: mniejszą i okrąglejszą od śmieszek – to mewa mała. Nowy gatunek!

Zdjęcia mewie małej nie byłem w stanie zrobić – zamiast tego jakaś inna mewa, zapewne śmieszka.

Widok z czatowni

Nad nami przeleciały dwie gęsi tworzące znaczek dwa ptaszki („V”)

I bocian czarny – to chyba dopiero drugi w tym roku 

Nie jestem pewien, czy to dobre miejsce na poranne ptaszenie – duży zbiornik raczej nie wróży dobrze. No i słońca nie będzie, więc nawet dla samego światła nie ma co przyjeżdżać.

Jedziemy sprawdzić jeszcze Staw Niezgoda. To całkiem blisko ze Starego Stawu – można by i piechotą dojść. Jest tam przyjemna czatownia na poziomie gruntu – może tam właśnie następnego poranka się pojawimy?

Samochód zostawiamy pod takim drogowskazem 

Na groblach trwa wypas gęsi – naliczyłem około ośmiu par gęgaw łącznie z ponad 30 młodymi. Jedna para miała tylko jedno gęsię, ale była i para z ośmioma. 

Na wodzie trochę się dzieje. Akwen nie jest zbyt duży, więc dobrze widać i gołym okiem, i przez lornetkę, i teleobiektyw.

Na długiej serii zdjęć Dorota uchwyciła startującego do lotu łabędzie niemego. Ileż wysiłku wymaga od tego ptaka poderwanie się znad wody!

Czatownia spełnia oczekiwania – przestronna, skierowana na ciekawy fragment stawów, dobrze schowana. Wracamy tu skoro świt. 

Po rybnej kolacji podlanej dolnośląskim winem idziemy jeszcze na spacer po okolicy hotelu.

Taka ciekawostka na tyłach restauracji

Powstaje następujące pytanie – z czym trzeba się wybrać do takiej toalety, by być uznanym za wędkarza? Z podbierakiem? Jakąś zanętą? A może wystarczą wodery?

Zapada zmrok: kończy się światło i dzień zdjęciowy

Galerii jest jeszcze parę zdjęć Doroty – trzeba zobaczyć!

Ptasi raj na Jamniku

Czwarta część relacji z wycieczki na Stawy Milickie.

Jest późny ranek lub wczesne przedpołudnie. Od prawie sześciu godzin na nogach. Odbyliśmy już tego ranka długi spacer po ścieżce przyrodniczej koło Rudy Sułowskiej i przenieśliśmy kumaka z lasu do wody. Czas na porządne ptaszenie. Jedziemy do punktu obserwacyjnego na południowo-zachodnim końcu Stawu Jamnik Dolny. To między innymi w tym miejscu raportowanych jest każdej wiosny dużo ciekawych i rzadkich ptasich obserwacji.

Po drodze mijamy małą wieś z takim oto cudem natury

Dąb jakby dłutem oskrobany. To owady i drążące za nimi dziury dzięcioły tak rozprawiły się z drzewem. Ono już umiera, ale jeszcze przez długie lata będzie swą tkanką karmić miliony mniejszych istnień. Nawet gdy już się zmęczy i położy.

Samobieżny pojazd wodny 

Punkt obserwacyjny nad Stawem Jamnik to tylko dobrze wydeptany pasek ziemi między szosą a stawem. Nie ma wieży czy czatowni. A to źle wróży obserwatorom nie wspomaganych lunetą. 

Wysiadamy, ustawiamy się z dala od innego ptasiarza, który hipnotycznie wpatrzony jest w lunetę. Już pierwszy rzut oka wystarczy – na dużej tafli wody olbrzymia liczba ptaków, ale w odległości nie dającej większych szans na dobre zdjęcia. Może choć do identyfikacji gatunków ten mój teleobiektyw się przyda. Nieco tylko poprawia sprawę lornetka.

Uwagę zwraca duże stado jednakowych ptaków. Potrzebuję chwili, by rozpoznać gatunek – to płaskodzioby! Kilka, kilkanaście, kilka dziesiątek, setka? Nie wierzę oczom. Do tej pory płaskodzioby widziałem tylko kilka razy i tylko w parach lub małych grupach, co traktowałem jako swoją ważną zdobycz. Dla upewnienia się podchodzę do obserwatora z lunetą. Pierwszy wyciąga rękę i przedstawia się imieniem i nazwiskiem. Pytam się, o te płaskodzioby. „Tak – mówi – sto siedemdziesiąt naliczyłem”.      

Ptasiarz ten okazał się mistrzem w specyficznej konkurencji – interesują go tylko duże stada. Stoi godzinami z lunetą i liczy każdą sztukę! Jakiegoś innego gatunku – czernicy czy głowienki, zapomniałem z wrażenia – doliczył się dziś 570 sztuk!

Ja przyjechałem tu między innymi z nadzieją zobaczenia zausznika – perkoza, którego jeszcze nigdy nie widziałem. Pytam się więc, czy ta jego magiczna luneta zauważyła i zliczyła również zauszniki. „Tak, jest stado około 70 sztuk ale po drugiej stronie jeziora, trudno zobaczyć”.  No to jestem bez szans. Chyba że się pieszo wybiorę na tę drugą stronę jeziora…?

Jako się rzekło, kobyłka u płota. Droga południowym brzegiem nie wiedzie niestety bezpośrednio nad brzegiem, więc chwilo żegnamy się z wodą, ale za to wchodzimy w łąki, trzciny i niskie zarośla – też ciekawie, bo zupełnie innych gatunków można się tu spodziewać. Na przykład pokląskw, lerek lub potrzosów 

Mijamy ślady pozostawione przez obcujących z naturą inaczej

Dochodzimy do drugiego końca stawu. Mam stad widok również na sąsiednie jezioro, ale na żadnym zauszników nie widać.

Ładna scena zebrania perkozów. Ciekawe nad czym tak radzą?

Niepocieszony wracam do samochodu. Gdy ja kontynuuję rozmowę z posiadaczem lunety, Dorota testuje odkurzony teleobiektyw x600. Tani, mało precyzyjny, nie do użytku w przypadku fotografii w ruchu, ale gdy chcemy sprawdzić, czy do fotografowania odległych obiektów statycznych się nadaje. Rezultat jest lepszy niż się spodziewałem – te łabędzie zostały „zdjęte” z odległości około 1000-1200 metrów!

Ze względu na trudność ostrzenia i czasochłonność nie dla mnie jednak taka zabawa. 

Zmieniamy miejsce. Ponoć na Stawie Rudym jest ścianka dla ptasiarzy, zza której też się dobrze obserwuje ptactwo.

Staw Rudy jest spuszczony, królują tu mewy śmieszki – są ich tysiące!

Próbuję wśród śmieszek odnaleźć inne gatunki mew, ale jest to trudne z tej odległości. Po przeciwnej stronie stawu raz udało mi się zobaczyć tylko dwie młode mewy białogłowe.

W dużej odległości od nas na płyciźnie oprócz mew widać również małe stadka różnych ptaków brodzących. Dominują bataliony. Ale są też nowe dla mnie gatunki: kwokacz, brodziec śniady, krwawodziób. Na zdjęciu nie widać, ale w lornetce było je widać wyraźnie.

Sąsiedni ptasiarz z lunetą podpowiedział, że widział również kulika wielkiego. Nawet wskazał przybliżone miejsce, ale mi się jednak nie udało go zobaczyć. Szkoda. Nieoczekiwanie z pobliskich krzewów odezwał się słowik rdzawy! Jeszcze niewiele ich do Polski przyleciało, tym większa to niespodzianka. A z odległego o 200 metrów lasu doleciał głos dudka. Oba gatunki to nowe zdobyczne do mojej rocznej listy. 

Kończymy wizytę. Dzień jeszcze młody, pomyślimy po drodze, co robić dalej.

Na nieornitologiczne zdjęcia Doroty z tej części wycieczki zapraszam do Galerii