Kategoria: Przecznica

Święta

Piernikowy domek już stoi. Tym razem w wersji lokalnej – przysłupowej. Światełko w nim też już się świeci – znaczy święta tuż-tuż.

Wszystkim czytelnikom i oglądaczom tej strony życzę mniej spokoju – niech znowu się dzieje!  

Przywóz odpadów – odpowiedź Gminy

Pisałem niedawno na blogu o tym, że GIOŚ wydal pozwolenie na przywóz czterech tysięcy ciężarówek odpadów do wyrobiska w Proszowej. Wysłałem w tej sprawie pismo do Gminy z pytaniami o stopień kontroli nad tą operacją oraz prawnymi możliwościami Gminy w tym zakresie. Odpowiedź od Inspektor ds. rolnictwa i ochrony środowiska Pani Anety Szabli  nadeszła bardzo szybko. Podsumowując:

– Sama Gmina nie ma uprawnień do kontroli wwożonych odpadów a nie też nie może zlecić żadnej instytucji przeprowadzenie takowej kontroli czy też przeprowadzenia badania próbek

– Gmina może jedynie wnioskować do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska o kontrolę i faktycznie robiła to w przeszłości

– W odpowiedzi WIOŚ potwierdzał, że okresowo kontroluje podmioty przywożące odpady do kraju, w tym również firmę PRI Bazalt, i potwierdził, że spółka ta prowadzi działalność zgodnie z warunkami określonymi w pozwoleniu.

To zamyka temat pt. “co Gmina może”.  Ciekawe, że gospodarz terenu nie ma żadnej mocy sprawczej w tak kluczowych dla lokalnej społecznności sprawach. 

Przywóz odpadów

Generalny Inspektor Ochrony Środowiska wydał decyzję o pozwoleniu na wwóz z Niemiec kolejnej partii odpadów w celu rekultywacji pokopalnianego wyrobiska koło Proszowej. Tym razem to odpady o kodzie 17 05 04, czyli gleba i ziemia, w tym kamienie, niezawierające substancji niebezpiecznych. 

Z formalnego punktu widzenia powinniśmy się z tej decyzji cieszyć. Ktoś postanowił wydać kupę pieniędzy, by zwykłą ziemię i kamienie przewieźć ok. 70km (licząc od siedziby firmy) i zasypać, co i tak zasypane ma być. Czym lepiej by to zrobić, jak nie zwykłą glebą, ziemią i kamieniami bez jakichkolwiek szkodliwych zanieczyszczeń?

Ale że rzecz się dzieje w kraju, w którym – cytując klasyka – “nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe”, zastanawia mnie kto i jak sprawdzi, co faktycznie będzie do nas trafiało i ile tego będzie. Jaki organ jest do tego powołany i co on może? Nie wiem. Tak bardzo nie wiem, że postanowiłem napisać list do Pana Burmistrza, zadając mu kilka pytań w tej sprawie.

“Nie strzelajcie do pianisty – facet robi, co może” głosił napis na tabliczce w jednym z dzikozachodnich saloonów w Kolorado. Nasz bardzo lokalny Burmistrz ma tylko rolę opiniującą, a decyzję podejmuje bardzo od nas odległy GIOŚ. Niemniej jednak chciałbym mieć pewność, że Burmistrz – jako gospodarz terenu – wykorzysta wszystkie możliwe środki dla zapewnienia prawidłowego przebiegu całej operacji, skoro nie może jej zapobiec. 

Jestem ciekaw odpowiedzi…..

A z innej perspektywy – komu opłaca się wozić 70km zwykłą ziemię i kamienie?  Te cztery tysiące ciężarówek to fura forsy. A nawet cztery tysiące fur.

Fliegerhäusel

poprzednim wpisie pokazałem nową kartkę, której związek z Przecznicą nie był dla mnie jasny. Po pierwsze – czy to na pewno Przecznica i gdzie ewentualnie taki nietypowy – chyba nie całoroczny – domek mógł stać? Po drugie – kto mógł być autorem tej grafiki?

Z pomocą pospieszyła Pani Maria Höfer, potwierdzając, że był to przecznicki dom i przekazując parę szczegółów co do lokalizacji, nazwy i właściciela. Zainspirowani tymi informacjami, wybraliśmy się na poszukiwanie tego miejsca. I o tym będzie ten wpis.   

Dom przedstawiony na kartce miał do 1945r. numer 171 i był to jeden z najdalej w górę i w stronę lasu wysunięty dom Przecznicy – a ściślej mówiąc, jej przysiółka zwanego Hegewaldhäuser (pl. Radoszków). Jego dokładną lokalizację w terenie znakomicie ułatwia mapa wsi załączona do książki Pani Marii i Pana Andrzeja Zuterka “Przecznica w Górach Izerskich – historia i widokówki”. A znając już umiejscowienie domu w topografii wsi, przeszukałem także moje pocztówkowe archiwum i znalazłem parę kartek, które w ogólym planie ten rejon Przecznicy pokazują. Obok powiększony fragment jednej z kartej i zaznaczony na niej dom 171.

Szczerze mówiąc, gdy już się na wstępie tyle wie, to trudno taką wycieczkę nazwać poszukiwaniem. Choc nigdy wcześniej tam dokładnie nie byliśmy, wiemy dokąd iść i jak tam trafić. 

Będąc już w pobliżu i mając mapę w pamięci, rozpoznajemy to miejsce bez wahania. Tak jak z planu sytuacyjnego wynikało, domek miał stać w trójkącie schodzących się dwóch dróg – kiedyś przez wieś, dziś przez las i zarośla przechodzących.

Stojąc w wierzchołku tego trójkąta, patrzę w gęstwinę, w której kiedyś stał dom 171.

I faktycznie on tam jest. Już za pierwszymi drzewami widzimy ruiny niewielkiego domu. 

W całości zachowała się ściana zachodnia i fragment południowej.

Dobrze też widać zachowane niemal w całości fundamenty. Ich kształt, wielkość i orientacja zgadzają nam się zarówno z drzeworytem, jak i ze zdjęciem na kartkach.

To co się ciągle jednak nie zgadza, to fakt, że grafika pokazuje domek – niemal altankę – z płaskim dachem, podczas gdy na zdjęciu widzimy wprawdzie dość mały – jak na warunki przecznickie – dom, ale z dwuspadowym dachem. Same pozostałości domu nie rozstrzygają tej kwestii. 

Ta płaskość dachu jest tu istotna również i dlatego, że domek ten zwał się Fliegerhäusel (dosł. domek lotnika?), gdyż zwykły na nim lądować ptaki. Hmmm…. Więc ta część zagadki pozostanie pewnie nierozwiązana.

 

To zdjęcie zrobione zostało mniej więcej z tej samej perspektywy, którą przyjął grafik do drzeworytu.

W salonie stoi dziś ambona myśliwska

W południowej ścianie jest okienko i otwór drzwiowy.

Poza obrysem fundamentów resztki studni przykrytej dużym płaskim łupkiem. Lustro wody znajduje się na poziomie mniej więcej 3m.

Wiele takich studni zachowało się we wsi, ale każda budzi jakieś zainetresowanie: jak głęboka ona? co może leżeć na jej dnie? 

Widok z domu 171 na stojący kiedyś powyżej dom o numerze 174. Był to już najwyżej położony dom we wsi. Dalej tylko las i góry…

A zatem pierwszy cel wycieczki osiągnięty – znaleźliśmy miejsce i resztki domu. Dowiedzieliśmy się również – od Pani Marii i z “Chronik Querbach” – że właścicielem domu był Eberhard Wolfgang Giese (1884-1968) – urodzony w Breslau, przez większość życia związany z Görlitz, urzędnik miejski, publicysta, pisarz. Domyślam się, że dom w Przecznicy był dla niego – używając języka naszych przyjaciół po drugiej stronie mapy – daczą.

Z “Chronik..” wiemy również, że dom stał jeszcze i był zamieszkany w 1945 roku, a w latach 60. odnotowany został już jako nieistniejący.

A druga zagadka, czyli sama grafika?

Nic pewnego nie wiem. Przypomnę, że moja pierwsza intuicja i argument decydujący o zakupie kartki, to skojarzenie tego drzeworytu z pracami Arno Henschela. Pani Maria ma również takie skojarzenia, ale potwierdzić tego się nie udało. Na usprawiedliwienie naszych skojarzeń przypominam tu zatem autoportret Henschela (z widokiem Przecznicy w tle) również wykonany w technice drzeworytu, którego kopia zdobi naszą wieś.

Znane są i inne jego prace wykonane w tej technice i też pokazujące Przecznicę – jedną z nich zamieszczam obok. Co tylko potwierdza, że autorem drzeworytu prezetujacego Fliegerhäuser mógł być Arno Henschel, ale nie musiał. Jakoś wolałbym, żeby był…

Zaspokoiwszy znaczną część apetytu, pozostaliśmy jeszcze chwilę w okoliy domów 171 i 174. Zatrzymały nas zwłaszcza widoki na Góry Kaczawskie.  

Polana przy byłym domu 174 Niedawno teren został oczyszczony z zarośli i drzew i znowu – jako do 1945r. – jest tu łąka.

Widok na wyłaniające się z chmur Góry Kaczawskie. Charakterystyczny stożek to oczywiście Ostrzyca.

Czyż nie to miejsce powinno było nosić dumne miano “Goldene Ausicht”?

Schodzimy do wsi. 

Mijamy powalone drzewa starannie okorowane przez sarny i jelenie.

Poniemieckie chyba słupki leśne. Jeden bez żadnych oznaczeń, drugi z naniesionymi już polskimi znakami.

Intensywnie kwitną i pylą świerki. Poznajemy to na co dzień po żółtych od pyłku kałużach.

A ze świezych odrostów świerkowych i sosnowych robi się już nowa nalewka. Polecam!

W drodze do domu mijamy nielicznych turystów idących w przeciwnym kierunku. Biorąc pod uwagę tempo, ten samotny wędrowiec przed nocą do wsi nie wróci. Na szczęście zarezerwował domek…

ISS

Już od paru tygodni na zachodnim niebie króluje Wenus. W tych dniach, gdy nie ma Księżyca, Wenus jest zdecydowanie najjaśniejszym obiektem na nocnym niebie.

Dziś doszła jej konkurencja. O 19:52 nad zachodnim horyzontem pojawiła się Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) – przemknęła blisko Wenus i po paru minutach zniknęła za wschodnim horyzontem. 

Dziś stacja nie była jednak jaśniejsza od Wenus, czego się można było spodziewać. Bo choć stacja nie świeci światłem własnym, jej wielkie panele odbijają promienie słoneczne i przy korzystnym położeniu Słońca, stacji i obserwatora może być jaśniejsza niż jakakolwiek gwiazda czy planeta.

Przy moich umiejętnościach zrobienie dobrego zdjęcia jest niemożliwe. Ale te, ltre zrobiłem dobrze oddają różnicę w jasności stacji (z lewej) i Wenus (z prawej). 

(Wenus oczywiście nie tańczyła, jakby zdjęcie sugerwało. Z wolnej ręki robiłem. Więc w przypadku Wenus powinniśmy widzieć punkt, w przypadku stacji – prosta linia).

Wyprawa na Lasek

Dni robią się coraz dłuższe, robi się więc miejsce na dodatkowy wieczorny spacer z psami. Dziś przechadzka na Lasek, bo ładne światło z tamtej strony padało.

Widoki nieba tak ładne, że aż kiczowate – ale nie sposób się powstrzymać.

 

Pierwsze zdjęcie jeszcze spod domu.

Pod górkę nad Stożek

Widok ze Stożka (pozdrawiamy Domek pod Orzechem)

Ściemnia się

Jeszcze bardziej się ściemnia, schodzimy do Przecznicy.