Pogoda w weekend biegówkowo nieoczywista – sporo śniegu, lekki mróz, bezwietrznie, momentami słonecznie. Czyli dobrze.
Sobotnie widoki prawie zachęcające
Tak wygląda radość
W niedzielę rano idziemy na biegówki – trasa wokół Tłoczyny.
Przy Dwóch Mostach – przerwa na morsowanie
Widok na słoneczną Kotlinę Mirską
Dziewiczy śnieg na trawersie Tłoczyny
Kadr dnia – pejzaże jak z Narni
Mniej więcej do jednej trzeciej trasy nartki jeszcze się jako tako ślizgały. Ale i one musiały odpocząć.
Od tego miejsca przez Byczą Chatę, Wolframowe Źródło, Modrzewiową Drogę aż do wsi śnieg był już nieprzejezdny – 1% ślizgu, 99% człapania. Frajda była innego rodzaju – przez ponad kilometr szliśmy tropem wilka. Bardzo świeżym, porannym, bo w nocy jeszcze śnieg padał, a tu każdy odcisk łapy jakby dopiero co wydrukowany.
Typowe dla wilka szycie – równa linia, tylne łapy wstawiane w ślad przednich. Częste znaczenie terenu moczem, czasem drapanie pazurami. Pewności co do gatunku zwierzęcia dostarczyły jego odchody. Bo o ile trzeba się nieco znać na tropach zwierząt, by odróżnić wilka od psa a nawet lisa, to odchody są nie do pomylenia: wilcze zawierają resztki sierści jeleniowatych i drobne niestrawione kostki. Z estetycznych powodów nie będę rozwijał tego tematu, choć odpowiedni do tego materiał mam.
Przecznicko-Tłoczynowa dwunastokilometrowa pętla
A na deser informacja z pobliskiej Kłopotnicy: kuropatwy są wśród nas.
Jeszcze są. Bo ten rustykalny, niemal bukoliczny, widok jest coraz rzadszy. Przez kilka już przecznickich lat kuropatwy wokół domu widziałem raz i jeszcze raz koło Rębiszowa.
Z tęsknoty za kuropatwami aż sięgnąłem po Chełmońskiego. Piękne? Owszem!