Górnołużyckie skarby

Oprócz ptasiarstwa drugim celem kilkugodzinnej wycieczki na Górne Łużyce było odwiedzenie kilku miejscowości z drugich, trzecich, a może i ostatnich stron przewodników. I była to również bardzo udana część dnia.

Pierwszą napotkaną miejscowością była wieś Spytków – 2km od granicy z Czechami, 3km w linii prostej od Niemiec. Choć zatrzymujemy się tam wyłącznie w celach ornitologicznych, wieś robi bardzo dobre wrażenie – zadbana, z kilkoma nowoczesnymi lub bardzo dobrze utrzymanymi obiektami publicznymi, ładnymi domami, małą zagospodarowaną plażą i pomostem wychodzącym na zalew. Do lat 60. XXw. leżała pewnie 100-200m metrów od Witki, teraz jest nadwodną miejscowością rekreacyjną. Jak sama siebie reklamuje, jest to wioska czarów i magii.

Z południowego brzegu zalewu patrzymy na brzeg północny ze wsią Niedów, od której nazwę bierze zapora i zalew.

Wieś ta przed powstaniem tamy schodziła zboczem do samej Witki. Spiętrzona woda zalała ruiny pałacu i kilka gospodarstw.

Za parę godzin tam pojedziemy, więc wstrzymam się teraz z resztą opowieści. 

Po przejechaniu południowego brzegu Zalewu i paru ptasiarskich przystankach robimy przerwę na cele krajoznawcze i jedziemy do Radomierzyc. Kto słyszał kiedyś o tej miejscowości? Ja chyba nigdy. A jest to stara wieś, mająca sporo turystycznie do zaoferowania. My jedziemy tam głównie dla objerzenia pałacu – w czasach gdy powstawał ponoć najznamienitszego na całych Górnych Łużycach.

Jest już południe, czas na kawę, a czytałem, że w młynie działa kawiarnia. Więc tam najpierw zajeżdżamy.

Poza sezonem kawiarnia okazuje się zamknięta poza weekendami (my tam jesteśmy w piątek), ale co szkodzi spróbować – nigdzie indziej kawy nam tu nie dadzą. Miła właścicielka pozwala nam usiąść przy stoliku, zaoferowała kawę i ciasto z własnych zapasów, bo wypieki dla weekendowych gości dopiero się robiły. 

Z nowymi siłami idziemy pod pobliski pałac. 

Od zewnątrz ten pałac i całe barokowe założenie robią dobre wrażenie, na pierwszy rzut oka wydają się niedawno wyremontowane i w jakiś sposób funkcjonujące. Ale to pozory – posiadłość kupiona przez prywatną osobę została na początku naszego wieku faktycznie wyremontowana, ale tylko od zewnątrz. Musiało to kosztować fortunę. Od śmierci właścicieli już nic tam się jednak nie dzieje, remont nie jest kontynuowany, a to co zostało wcześniej zrobione ponownie powoli niszczeje. Do wnętrz i do wewnętrznego dziedzińca nie ma dostępu. Pozostaje nam  – wbrew znakom o zakazie wstępu – przejść się po obrzeżach założenia. 

Pałac i sąsiednie budynki otoczone są wodą. Miejscami wydaje się, że wychodzą wprost z wody.

Fosę zasila przepływająca kilkadziesiąt metrów stąd Nysa Łużycka, której środkiem przebiega granica. 

Południowa elewacja pałacu

Spacerujemy starą aleją zataczającą pełne koło wokół posiadłości.

Przez jakiś czas towarzyszy nam pies właścicielki młyna, który uparł się na zabawę w rzucanie patyczkiem.

Architektura i natura tworzą ładne widoki

W barwach wiosennych i jesiennych jest tu z pewnością jeszcze dużo ładniej. 

Chciałoby się powiedzieć, że polecam to miejsce do zwiedzania, ale zdaje się, że byłoby to wbrew właścicielom. Pozostaje poczytać i obejrzeć to, co oferuje internet.

Wracamy nad zalew. Wrażenie robi nietypowy kształt zapory.

Wieś Niedów. Jest tu kościół, w którym co niedziela odprawiana jest msza, i zaledwie kilka domów, z których dziś już tylko jeden jest zamieszkały.  W 2019 roku mieszkało tu już tylko 10 mieszkańców.

Przykościelny cmentarz przypomina o dawno minionej świetności tego miejsca.

Mogiła nieznanego żołnierza z 1945 roku.

Wieś została zbudowana na zboczu wzniesienia, na szczycie którego odnaleziono pozostałości średniowiecznego grodziska słowiańskiego. Badania archeologiczne ujawniły, że zamieszkiwane ono było w X-XII wieku przez plemię Bieżuńczan. To to samo plemię, które ustępując przed naporem saskim, wycofało się w Góry Izerskie i gdzieś w okolicach Izerskich Garbów ukryło figurę Flinsa. Inna wersja mówi, że to byli Milczanie, jeszcze inna, że Łużyczanie. A może to jeden i ten sam lud…? 

Był to ostatni nie ptasi przystanek. Kończymy objazd północnego brzegu zalewu i opuszczamy Górne Łużyce przez Zawidów.

 Poza wypadem do Radomierzyc nasza trasa zbliżona była do tej granatowej linii (za strevlik.cz). Polecamy tę okolicę. Na więcej zdjęć zapraszam do Galerii.