Skoro zimy nie ma, jedziemy na wycieczkę ptasio-krajoznawczą. W tym odcinku opiszę jej ptasią część – na bardzo ciekawy wpis z walorach historyczno-krajoznawczych zapraszam do drugiego odcinka za dzień, dwa.
Dziś padło na nigdy przez nas nie odwiedzany rejon Górnych Łużyc pomiędzy Zawidowem a Radomierzycami. Choć przez sam Zawidów często zdarzało nam się przejeżdżać, nie wiedzieliśmy co ten zakątek oferuje.
Tu jedziemy
Zalew Niedów to sztuczny zbiornik powstały w 1962r. poprzez spiętrzenie wody na małej rzece Witka. Od tego czasu jest miejscem zimowania i lęgów wielu gatunków ptaków, które stosunkowo łatwo podglądać, gdyż jest dość płytki, wąski, o zróżnicowanej linii brzegowej w wielu miejscach zarośniętej maskującymi podglądaczy krzakami i trzciną. Z informacji od innych ptasiarzy wiedziałem, że mogę się tam spodziewać licznego ptactwa, w tym kilku gatunków, których na tegorocznej liście jeszcze nie mam.
Przekroczywczy granicę czesko-polską w miejscowości Ves, docieramy nad zalew od strony południowo-wschodniej i zatrzymujemy się przy pierwszej ścieżce prowadzącej w stronę wody. Już wysiadając z samochodu, widzę na drzewie dużego drapola i wiem, że nie jest to myszołów. Bielik! Dobrze się się dzień zaczyna.
Później bielik ten też nam towarzyszył i nieco pomagał w obserwacjach. Gdy postanawiał zapolować, przelatywał nad taflą wody, wypłaszając z ukrycia wszystkie drobne i średnie ptaki.
Pierwszy rzut oka na wodę mówi wszystko i obiecuje dużo – mamy tu niezłą kaczą zupę.
Kacza zupa to w języku ptasiarzy wielkie stado ptaków wodnych zdominowanych przez kaczki różnych gatunków. I szczęście to taką zupę zobaczyć, ale i trudne zadanie, by z niej smakowite kąski wyłowić, gdyż znakomitą większość (ok. 80% w skali kraju) stanowią krzyżówki. Jeśli możemy podejść na odległość lornetki, to jeszcze nie problem. Ale gdy ptaki są dalej – a zwykle są, bo to płochliwe towarzystwo – trzeba mieć lunetę. Ewentualnie liczyć na łut szczęścia poprzez wielokrotne sfotografowanie fragmentów stada i żmudne przeszukiwanie już w domu na monitorze. Czy robimy to lornetką, czy lunetą albo aparatem, takie skrupulatne przeszukiwanie nazywa się czesaniem. Stąd tytuł tego odcinka „Czesanie kaczej zupy”.
W tej pierwszej zupie widzę oczywiście krzyżówki, ale też i kormorany, łabędzie, łyski, nurogęsi, czaple białe i siwe i mewy jeszcze nie określonego gatunku, pewnie srebrzyste. Czyli same powszechne gatunki, które na mojej rocznej liście już się znajdują.
W stadzie krzyżówek nagle miga coś małego i białego. Może to być jakaś mała mewa, np. śmieszka. Ale nawet przez lornetkę trudno mi określić choćby rodzinę. Im dłużej patrzę, tym bardziej mam nadzieję, że patrzę na bielaczka. Robię z ręki parę zdjęć na maksymalnym powiększeniu, mając nadzieję, że wyjdą na tyle ostro, by na komputerze w domu móc je powiększyć i oznaczyć gatunek.
Były to najbardziej niecierpliwe wyczekiwanie zdjęcia z całej wycieczki, gdy je wszystkie zgrywałem z karty i zaczynałem przeglądać.
Powyższe zdjęcie w powiększeniu – tak, to zdecydowanie bielaczek. Pierwsza moja obserwacja tego gatunku nie tylko w tym roku, ale i całym moim ptasiarskim życiu. I tym cenniejsza, że bielaczki u nas tylko zimują i to nielicznie. Potem lecą na lęgi na północ i przez większość roku są nieobecne.
Pierwszy raz widzę tyle czapli białych naraz
Z krzykiem przeleciało małe stado gęgaw
Najbliżej nas para nurogęsi na pasie startowym. Robią przy tym prawie tyle hałasu i prawie tyle im miejsca na start potrzeba, ile łabędziom. Fajne to widowisko. W tle kormorany w locie i kacza zupa na wodzie.
Kormoran w locie
Łyski w swoim żywiole: płytka woda porośnięta trzciną, po której mogą chodzić i na której wkrótce zaczną budować gniazda.
Linia brzegowa zalewu nie jest mocna zagospodarowana. Jest przystań wodna, jest mała plaża w Spytkowie z pomostem.
Na szczęście dominują brzegi naturalne, skąd łatwiej i przyjemniej czesać wodę.
Trafiła się i ciekawostka ornitologiczna. Wśród krzyżówek dostrzegłem dziwnie ubarwionego ptaka pokroju krzyżówki. Pamiętając o wcześniej obserwowanych anomaliach kolorystycznych u krzyżówek (kaczor z niebieskim dziobem, samica z białą piersią), podejrzewałem, że to jeszcze wybryk, a nie nie osobny gatunek.
Oryginalny widok i jego powiększenie:
Na wszelki wypadek zasięgnąłem pomocy u fachowców, którzy potwierdzili, że jest to krzyżówka z anomalią barwną typu brown znaną także u innych zwierząt.
Wśród licznych dużych mew, z których większość stanowiły chyba mewy srebrzyste, udało mi się wypatrzeć bardzo podobnego ale bielszego osobnika. Z analizy zdjęć w domu wynikło, że to zdecydowanie mewa romańska, kuzynka srebrzystej. Znacznie rzadsza, acz już nie nietypowa dla naszego krajobrazu. +1 na rocznej liście!
W kilku miejscach widzieliśmy łabędzie nieme, choć wypatrywaliśmy krzykliwych.
Samotny odległy perkoz. Powszechny gatunek, ale pierwsza jego obserwacja w tym roku. Licznik +1.