Wielki Rok – stan gry po 41 dniach

Od wyprawy na Zalew Niedów, kiedy to hurtem przybyło kilka gatunków do listy rocznej,  już minęło trochę czasu, żadnej większej wyprawy w międzyczasie nie było, ale kolejne trzy nowe gatunki wpadły na listę. Wszystkie one dość pospolite, aż dziw, że dopiero w połowie lutego je po raz pierwszy odnotowałem.

Stawy rybne koło Gryfowa odwiedziliśmy po raz drugi. Pierwszy łów w styczniu nie był szczególnie udany, żadnego nowego gatunku nie zauważyłem. Teraz też nie zapowiadało się ciekawie, bo na wodzie panowała całkowita pustka. Nawet krzyżówki jednej nie było. Może jakiś system odstraszania ptactwa działa tak skutecznie? Wycieczka zalesionym brzegiem okazała się ciekawsza.

Pierwsza obserwacja to para pełzaczy leśnych. Leśny czy ogrodowych okazało się w dopiero w domu po analizie zdjęć, bo te dwa gatunki są niemal identyczne. Decydują takie drobiazgi, jak minimalnie różna długość dzioba, długość „schodków” na wzorze skrzydła, długość tylnego pazura. No i sam śpiew – najbardziej odróżniający element – ale te dwa osobniki nie chciały z nami gadać.

Pełzacze żyją z nami cały rok, zwykle widuję je albo pod domem na starym jaworze z odpadającą korą, albo w czasie nieodległego spaceru leśnego. 66. gatunek na liście.

Zdjęcie dnia i w ogóle jedno z moich najładniejszych zdjęć. Przypomnę, że robię zdjęcia telezoomem, zwykle na maksymalnej ogniskowej 400mm, z ręki, bez podpórki, z ustawieniami manualnymi dostosowywanymi do bieżącej scenerii na gorąco.  

To sikora czubatka. Żyje w biotopie podobnym do sosnówek czy mysikrólików, czyli w borach sosnowych i świerkowych. Potrzebuje dużej liczby startych drzew, gdyż lęgi odbywa w samodzielnie wydrążonych dziuplach. 

Jest to najrzadziej przez mnie widywana z sześciu polskich sikor. Na sikorę lazurową, widzianą w Polsce w zeszłym roku raz, już nie liczę, więc rozdział pt „sikory” z punktu widzenia mojego Wielkiego Roku już mogę zamknąć. Żeby tak z paroma innymi znacznie liczniejszymi rodzinami dało się zrobić… Jest to 67. ptak na liście.

Długo kazał na siebie czekać w tym roku potrzeszcz. W poprzednich latach widywałem go niemal codziennie w czasie porannego spaceru z psem, a czasem również niewielkie stadko na Stawach Rębiszowskich. W tym roku w swych zwykłych miejscach nie ma go. Ale udało mi się wypatrzeć małe stado na polach koło Mlądza. Jeden z nich wydawał się odważniejszy i dał się podejść na niedużą odległość. Dostaje zatem nr 68 na liście rocznej i najwięcej miejsca na moich łamach.

Ukryty w płowych zeszłorocznych trawach

Tu wyraźnie już pozuje do zdjęcia

Łącznie zatem mam już – albo dopiero – 68 gatunków na tegorocznej liście. W rywalizacji krajowej daje mi to 80. miejsce na niemal 200 uczestników. Już 9 osób ma ponad 100 gatunków, a najlepsza trójka ma już ponad 110, czyli więcej niż ja miałem w całym zeszłym roku.