Listopadowe drapoliczenie

To było moje trzecie całodniowe drapoliczenie w tym sezonie. Choć siedzenie czy stanie osiem godzin na wieży obserwacyjnej w różnych, czasem trudnych, warunkach pogodowych może wydawać się dziwacznym hobby, jest to zajęcie bardzo ciekawe. Bo choć ptaki lecą milionami, nigdy nie wiadomo co i kiedy dziś przeleci. Czy tego akurat dnia będą ciągnęły ptaki rzadsze? Czy może będziemy mieli absolutnego farta, i jakiś „raryt”, czyli ptak skrajnie rzadki, przeleci?

Jest piąty listopada. Zima za pasem. O siódmej rano, gdy obserwacja rusza, jest jeszcze świt. Na szczęście był to słoneczny świt. Na nieszczęście – był to jedyny moment w ciągu całego dnia, gdy słońce się pokazało.   

To był ten moment. Na tle wschodzącej tarczy słonecznej dobrze widoczny był zarys Fromborka.

Poranną złotą godzinę zakończyło pierwsze stado kormoranów.

Zgodnie z podstawowym celem Drapolicza, liczyliśmy na drapole. Choć taki bielik, krogulec czy myszołów nie robią wrażenia, to wysoko postawiona wieża skracając dystans, pozwala na obserwowanie i  zrobienie zdjęć z bliska bez sztucznych – wątpliwych etycznie – zabiegów wabienia. 

Oprócz myszołowów zwyczajnych leciało też sporo myszołowów włochatych

Jednym z ciekawszych do obserwacji migrujących drapoli jest błotniak zbożowy. Choć nie jest to gatunek rzadki, zwykle widywane są pojedyncze sztuki, czasem pary, rzadziej pary z jednym młodym. Przez ostanie parę lat widziałem zbożaków pewnie kilkanaście, najwyżej dwadzieścia.  Gdy byłem na Górze Pirata poprzednim razem na początku października, przeleciały trzy zbożaki.  A ile było ich dzisiaj? 

Samiec i samica – widać duże różnice morfologiczne.

W ciągu całego dnia ja sam naliczyłem 59 błotniaków zbożowych – średnio jeden błotniak co 8 minut! Oficjalny raport Drapolicza za ten dzień mówi nawet o 70 błotniakch.

Fazy lotu błotniaka

Szczerze mówiąc, moim marzeniem był błotniak stepowy, którego nigdy w życiu jeszcze nei widziałem. Udaje się go wypatrzeć drapoliczarzom raz na parę dni, więc nie było to marzenie odległe. Ale nie udało się. Będzie więc o czym nadal marzyć.

Liczenie o siódmej zaczęliśmy w trójkę,  ale jak to zwykle bywa, w ciągu dnia na krótszą lub dłuższą chwilę dołączali inni ptasiarze. Przez moment było nawet zbyt tłoczno. 

Pod wieżą też czasami dzieje się coś ciekawego 

Przedefilowała pod nami para danieli! Ponoć mają się one na Mierzei całkiem nieźle. Ciekawe jak w dłuższym terminie wpłynie na tę populację Przekop Mierzei, który odciął dopływ świeżych genów.

Swój dzień miały też krzyżodzioby. Dobrze je było słychać w przelocie, gorzej widać, bo albo leciały wysoko, albo zmieszane z innymi wróblakami. A to ważne, by je zobaczyć, bo wśród niemal pospolitych krzyżodziobów świerkowych z rzadka trafiają się bardzo rzadkie i  bardzo podobne krzyżodzioby sosnowe. W życiu żadnego nie widziałem – to drugie marzenie, z którym dziś rozpocząłem dzień.

Chyba nawet dobra fotografia krzyżodzioba sosnowego w locie nie dałaby przekonującego dowodu. Jeden z obserwatorów, który dołączył do nas w ciągu dnia, był jednak dobrze przygotowany – miał ze sobą dobrej jakości nagranie głosów kontaktowych krzyżodziobów sosnowych oraz mały ale wydajny głośnik. Reakcja krzyżodziobów była niemal natychmiastowa.

Zaintrygowane dźwiękiem, samce-przewodniki zwalniały lot i często przysiadały na czubkach sosen wokół wieży. A z nimi i reszta stada. 

Takie zdjęcia umożliwiają już identyfikację. Patrzymy przede wszystkim na dziób. 

Nie, czy krzywy ten dziób, ale jak duży on jest w stosunku do głowy. Powyżej to wszystko krzyżodzioby świerkowe z małymi dziobami. Szukamy dalej. Przysiada kolejne stado.

Widać różnicę? Widać! Masywny dziób, nieproporcjonalnie masywny – to bez wątpienia sosnowy! Pierwszy w życiu! Dla pewności – ten sam dziób raz jeszcze w powiększeniu.

Tego dnia były jeszcze dwa kolejne sosnowe. W tym i ta samica

Wszystkie trzy odpowiednio zaraportowane. I razem z wszystkimi pozostałymi kilkunastoma tegorocznymi obserwacjami krzyżodziobów sosnowych w Polsce czekają na zatwierdzenie przez Komisję Faunistyczną. Kolejne posiedzenie Komisji w grudniu przy Sienkiewicza 21 we Wrocławiu. Czyż nie znajomo brzmiący adres?

I jeszcze dwa świerkowe, bo krzyżodziobów nigdy dosyć, a nie wiadomo kiedy kolejne się trafią.

Sosnowe zdominowały dzień, ale warto wspomnieć o stadach jemiołuszek i o dość rzadkim sokole drzemliku. Udany dzień na wieży!

Drapoliczowy dyżur skończył się jako co dzień – o piętnastej. Nieco światła do końca dnia jeszcze zostało – w sam raz na krótki spacer plażą.