Ryf Mew

Opis najciekawszej części wycieczki na Półwysep Helski zostawiłem na koniec. Relację zaczynam tam, gdzie skończyłem ją w którymś z poprzednich wpisów: rzecz się dzieje w Kuźnicy, przyjechałem tam tego dnia rano, po krótkim rozpoznawczym spacerze wróciłem do Juraty po lunetę, która i tak okazała się mało przydatna do obserwacji ptaków na części Ryfu Mew oddalonym ode mnie o ponad kilometr, może dwa. Nie mogłem okazji obejrzenia ptaków na Ryfie odpuścić. Skoro z daleka nie widać, trzeba się dostać bliżej. Obchodzę więc port w tę i z powrotem w poszukiwaniu łodzi do wynajęcia – z kierowcą lub bez. W porcie wśród rybaków nie znalazłem, szukam wśród wypożyczalni sprzętu: mają kajty, kajaki, rowery wodne, deski ale to wszystko nie dla mnie. Przy jednej z wypożyczalni parkują łodzie motorowe – mogą mi pożyczyć, ale bez obsługi. Uprawnienia niepotrzebne poza prawem jazdy. Pożyczam na godzinę i po krótkim instruktażu jestem na wodzie.

Warunki z wielu powodów niesprzyjające. Jest już środek dnia – na wodach w pobliżu Ryfu jest mnóstwo kajterów i innych wodniaków, a paru z nich rozbiło wręcz obóz na łasze wyganiając ptaki w głąb zatoki. Ptaki, które na łasze spędzają noc już dawno rozleciały się na żerowiska. No i silny wiatr tworzący fale – spowalniają one mocno motorówkę i kołyszą nią tak, że nawet przy zatrzymanym silniku nie sposób przez lornetkę patrzeć, nie mówiąc już o robieniu zdjęć. Ze dwadzieścia minut zajęło mi niewprawnemu pokonanie około jednego, może półtora kilometra. Widok za mną na Kuźnicę skąd wypłynąłem 

I jeszcze jedna trudność, z której sobie sprawy nie zdawałem: na całej długości ryfu ciągnie się płycizna na sto, dwieście metrów szeroka. Bez ryzyka urwania śruby nie ma szans podpłynąć bliżej. Wykorzystuję nieliczne momenty, gdy mniej kołysze, na obserwacje ptaków i zdjęcia.  

Czaple siew stojące po kolana wodzie

Widzę śmieszki i jednego bataliona – to już ciekawa, bo nieoczywista obserwacja, nawet jeśli gatunek zaliczany do pospolitych. 

A tu już więcej gatunków: mewy srebrzyste i siodłate, rybitwy, jakieś małe i średnie siewkowate – nieco za daleko na dobre zdjęcia, ale już wiem, że miejsce to ma potencjał. 

Kończy mi się czas. Wracając, kombinuję co zrobić, jak i kiedy tu wrócić. Następnego dnia wieczorem wracam do domu nocny pociągiem i będzie to długi dzień. Pozostaje pierwsza część dnia, ale musiałbym być w Kuźnicy bardzo wcześnie, by zakończyć dłuższą niż dzisiejsza wyprawę zanim wodniacy wyruszą w morze. Czyli mam plan: wstaję po czwartej rano, bez śniadania i z pełnymi bagażami łapię pociąg z Juraty do Kuźnicy po piątej, przed szóstą jestem w porcie, o szóstej wypływam i na dziewiątą wracam. Mam dobre dwie do trzech godzin. I pogoda ma być po mojej stronie tym razem: słonecznie i całkowicie bezwietrznie, a więc i bez fal! Pozostaje dogadać się z kimś, kto mi pożyczono łódkę o szóstek rano w niedzielę. Okazuje się to łatwe: właściciel łódki, na której płynę, mieszka koło wypożyczalni i gotów jest nawet i o czwartej wstać. Jesteśmy więc omówieni.

Słowo się rzekło, kobyłka u płota – czyli łódka czeka na przystani.

To ta pierwsza od brzegu. Za chwilę pojawia się też właściciel i punkt szósta wyruszam

Tafla gładziutka, nie ma wiatru i fal. Lepsze warunki do fotografii.

Tym razem jednak nie z łódki planuję obserwacje. Na nogach mam plastikowe sandały, na tyłku gatki kąpielowe. Dopływam do mielizny, wyłączam silnik, wyskakuję z łódki, podnoszę śrubę i przez sto metrów holuję łódź w kierunku ryfu. Mimo poranka woda ciepła, sięga zaledwie do kolan – sympatycznie jest.  

Zostawiam łódkę tam, gdzie zaczyna ona już dnem szorować po dnie. Do lądu ponad 50 metrów a kotwicy na wyposażeniu nie ma – pozostaje mi mieć nadzieję, że wiatr czy fale nie zepchną mi łódki w morze.  

Gotów na spacer Ryfem Mew

Najpierw rzucam okiem na kierunek, z którego przybyłem: siedzą tam głównie czaple siwe i kormorany a i łacha się zaraz kończy. 

Idę więc na południe – tam znacznie więcej się dzieje i jest po czym iść

Szybko odnajduję rzadsze ptaki – w środku kadru brodziec śniady, po lewej rybitwy czubate, w głębi ohary.

A tu kulik wielki i kwokacz brodzące w płytkiej wodzie

Ruszam przed siebie. Ptaki niestety też. Dystans ucieczki spory – znacznie większy niż na plaży. Już wiem, że powinienem był zabrać ze sobą lunetę na łódkę, ale idąc w nieznane, obawiałem się zamoczenia.

Stadko batalionów – wczoraj widziałem jednego z nich, dziś jest ich co najmniej pięć. 

Najbliżej dają się podejść biegusy zmienne.

Bardzo ruchliwe to ptaki, ale zwykle tak są zajęte przeczesywaniem piachu, że nie reagują zbyt pospiesznie na spokojnie siedzącego człowieka z lufą. 

Dochodzę do miejsca, gdzie ląd znika pod wodą na kilkadziesiąt metrów. Nie jest to przekop umożliwiający przepływanie kutrami – jest płytko, mam jeszcze czas, więc przechodzę na kolejną łachę.   

Już z godzinę tak powoli idę, drugi brzeg Zatoki Puckiej coraz bliżej. Rzut oka w tył – łódka daleko została. 

Oprócz dorosłych ptaków wielu gatunków widzę też tegoroczne rybitwy czubate i sieweczki obrożne.

A to niemal na pewno oznacza, że one się tu wykluły. Mimo presji ludzkiej przez okrągły rok (bo dla kajterów nie pora roku a warunki wietrzne mają znaczenie), jest to jednak miejsce lęgowe i to dla ptaków rzadkich gatunków. Czyli i mnie nie powinno tu być, choć oficjalnie zakazu nie ma – jedyna ochrona tego obszaru to objęcie go programem Natura 2000, co wydaje mi się dalece niewystarczające. 

Cieszę się, że tam byłem, Ryfem Mew się przeszedłem, ale z mieszanymi uczuciami wsiadam do łódki. 

W drodze powrotnej dokładam nieco dystansu i dużym łukiem płynę do portu, ciesząc się po drodze wiatrem we włosach. Już po powrocie do domu sprawdzam GPS – okazuje się, że łódką i pieszo dotarłem łącznie niemal do połowy Zatoki Puckiej.

Oddaję łódkę parę minut przed dziewiątą. Zaraz otwierają pierwszy bar w Kuźnicy, w którym mogę zjeść śniadanie. I za drugą chwilę pojawią się pierwsi uczestnicy Marszu Śledzia i na plaży zrobi się tłoczno. Idealnie więc z czasem wycieczki trafiłem.

Wracam z Helu z dziesięcioma nowymi gatunkami na liście rocznej. Stan gry na koniec czerwca wynosi więc 233, co już jest lepszym wynikiem niż w całym ubiegłym roku. A mam jeszcze apetyt na jesienne obserwacje nad morzem…