Idziemy na pluszcze

Rzadko wybieramy się na wycieczkę ornitologiczną w poszukiwaniu konkretnego gatunku – planujemy wyprawy raczej gdzieś, niż na coś. Tym razem jednak zachciało nam się zobaczyć pluszcze, bo to dobry okres na ich obserwowanie: brzegi rzek i strumieni są bardziej dostępne i przejrzyste, a stan wód niewysoki.

 

Żywiołem pluszczy są górskie wartkie strumienie – takie jak na przykład nasza Mrożynka.

Pluszcze poszukują w nich pokarmu, nurkując i chodząc po dnie. 

A ponieważ są ptakami terytorialnymi, spotyka je się raczej w pojedynkę, czy w parach odległych od siebie 1-2km. Czyli na przecznickiej części Mrożynki – od Ciemnego Wądołu do Mlądza – możemy oczekiwać około dwóch par, i tyle w przeszłości udawało mi się widzieć. 

To i tak sporo, bo to nieliczny w Polsce ptak. Jego liczebność w naszym kraju szacuje się na 2000-3000 par.

Pluszcze lubią budować gniazda pod mostami nad wartką wodą – doskonała to ochrona przed drapieżnikami. Choć może akurat pod tym mostem nic by ich nie chroniło.

Idąc Mrożynką od wysokości Tłoczyny w dół jej biegu, na parkę pluszczy natknęliśmy się dopiero między Przecznicą a Mlądzem. Płochliwe to stworzenia – trudno je było obserwować dłużej niż przez parę sekund w jednym miejscu, a jeszcze trudniej zrobić im zdjęcie. Ale się udało – słaby technicznie, bo z daleka i z ręki zrobiony, ale mamy dobry dowód dzisiejszej obserwacji.

Mimo ciągle jeszcze bardzo wczesnej pory (wyszliśmy z domu tuż po świcie), dzięki pluszczom dzień już można było zaliczyć do udanych.

W drodze powrotnej mogliśmy podziwiać inne światy.  Np. konie

Albo mroźny poranek nad Przecznicą

To szare to nie mgły czy chmury niestety, lecz gryzący w oczy i nos dym z kominów. 

Na koniec wycieczki zapozowały nam jeszcze dwie orzechówki, a niemiły dla ucha skrzek dobiegający z innego kierunku świadczył, że było co najmniej cztery lub więcej. To też dość istotna część polskiej populacji szacowanej na 3000-5000 par.

Powrót do domu na drugie śniadanie, albo wczesną kawę. Raczej kawę.