…, 101, 102.. – czyli Wielki Rok ptasiarzy.
Wielki Rok to osobiste wyzwanie, nieformalne współzawodnictwo, ale przede wszystkim zabawa polegająca na zaobserwowaniu jak największej liczby gatunków ptaków w ramach jednego roku kalendarzowego (1 stycznia – 31 grudnia) na terenie jakiegoś terytorium czy najczęściej kraju.
Zwyczaj przyszedł do nas ze Stanów i ma się w Polsce coraz lepiej. Nie wiem, kiedy zorganizowano u nas takie współzawodnictwo pierwszy raz, pewnie zaczęło się od pojedynczej osoby lub paru osób. W zeszłym roku poraz pierwszy gruap osób sformalizowała zasady i uruchomiła współzawodnictwo poprzez stronę internetową.
Zabawa jest dla wszystkich, bo ścigamy się przede wszystkim sami ze sobą lub w wąskim kręgu rodziny czy znajomych o podobnej znajomości gatunków. Można – i trzeba – potraktować Wielki Rok również jako okazję do nauki rozpoznawania ptaków. Podpierając się profesorem Tryjanowskim (polecam jego książkę „Wino i ptaki”!), możemy wyzwanie stopniować, stawiając sobie w kolejnych latach coraz wyższe cele. Na przykład:
– Dla „absolute beginners”: rozpoznać dwanaście gatunków rocznie, czyli jeden gatunek na miesiąc. Do realizacji tego celu nie trzeba nawet z domu wychodzić, wystarczy za okno raz na jakiś czas wyjrzeć. Pewnie i lornetka nie będzie konieczna.
– Dla średniozaawansowanych: 50 gatunków, czyli jeden nowy gatunek na tydzień z przerwą na święta czy urlop zagraniczny. Całkiem przyjemny i bardzo realistyczny cel. Do tego trzeba już wychodzić w teren, przyda się lornetka i atlas ptaków.
– Dla zaawansowanych: 100 gatunków, czyli dwa na tydzień. To już spore wyzwanie. Według mnie na tym poziomie zaczyna się już ptasiarstwo. Wymaga regularnego wychodzenia w teren o różnych porach roku i odwiedzania różnych biotopów: lasów, łąk, jezior, rzek. Zdecydowanie przyda się również umiejętność rozpoznawania ptaków po głosie. Trywialny przykład – kukułka: mało kto ją widział, a każdy jest w stanie rozpoznać jej głos. Tak samo jest z bąkiem czy derkaczem.
– Dla ekspertów: 365 gatunków, czyli nowy gatunek każdego dnia. Wyzwanie teoretycznie osiągalne, ale bardzo niewielu ptasiarzy jest w stanie zbliżyć się do tego wyniku. Co prawda w Polsce stwierdzono 463 gatunki (stan na 31 grudnia 2020 wg danych Komisji Faunistycznej), ale część z nich pojawiła się u nas raz lub kilka razy i mogło to być dawno. Taki cel wymaga spędzania większości swego wolnego czasu w terenie i gotowości do przemierzania setek kilometrów ad hoc, w zależności od tego, gdzie akurat pojawił się jakiś rzadki okaz.
Regulamin Wielkiego Roku nie wymaga fotograficznego dokumentowania wszystkich gatunków, tylko tych rzadszych. Na ogół wystarczy słowo ptasiarza.
Mnie ta zabawa aż tak nie wciągnęła, ale przyznaję, że poraz pierwszy w tym roku w okolicach połowy maja, podliczyłem swoje tegoroczne obserwacje, porównałem je z bieżącymi wynikami z Polski i w konsekwencji nieco zmieniłem swoje zwyczaje obserwacyjne. Zwracam teraz więcej uwagi na nowe tegoroczne gatunki, niż na dzienną liczbę obserwacji jakichkolwiek gatunków, ciągle tych samych. Częściej niż wcześniej odwiedzam również inne biotopy, np. doliny rzek czy stawy, ciągle jednak ograniczając się do Gór Izerskich i Pogórza Izerskiego i tylko zahaczając nieco o Karkonosze i okolice Jeleniej Góry. Ale i tak idzie mi nieźle: po pięciu miesiącach i jednym tygodniu zebrałem już 103 gatunki.
Poza kilkoma wyjątkami na mojej liście znajdują się głównie te bardziej oczywiste ptaki. Sam się dziwię, że jest ich wokół tak dużo. Wystarczy nieco umiejętności rozpoznawania ptaków po wyglądzie, zachowaniu i śpiewie, by w bliskiej okolicy zebrać całkiem pokaźną liczbę.
Te najrzadsze i najcenniejsze z moich obserwacji to czapla nadobna i czeczotka brązowa- rzadkość na skalę Polski. Ale cieszą też nieco częstsze bieliki, bociany czarne, głowienki, gągoły czy gęsiówki egipskie.
Może po kolejne gatunki trzeba się będzie jednak ruszyć dalej od domu…?