Dolina Baryczy jesienią

Nad Baryczą w celach ptasio-rekreacyjnych byliśmy już dwa razy wiosną tego roku. Całkiem udane to były wycieczki, ale apetyt na jesienną wizytę w okresie ptasich migracji w międzyczasie tylko urósł. No i lunety wtedy jeszcze nie miałem, a sporo ptactwa siedziało na wodzie poza zasięgiem lornetki i telezoomu. Jedziemy tam aż na trzy dni, starając się tak podzielić czas, by i na ptaki i na zwiedzanie było dosyć czasu.

I od zwiedzania zaczynamy – południowa kawa wypada nam w Żmigrodzie, więc robimy spacer po zespole pałacowo-parkowym. Z pałacu niewiele zostało, a i tak robi wrażenie

Żmigród stanowi zachodnią granicę Parku Krajobrazowego Doliny Baryczy. Wyjeżdżając poza granicę miasteczka, natychmiast jesteśmy w innym świecie – do pierwszego ptasiego postoju mamy tylko parę minut.

Staw Jamnik Dolny. To na nim widziałem wiosną największe stada ptactwa wodnego, ale z odległości 1,5-2 kilometrów, więc bez szans na identyfikację. I z zazdrością patrzyłem na stojącego obok ptasiarza, który z pomocą lunety swobodnie zliczał osobniki poszczególnych gatunków. 

Jeszcze z samochodu widzimy jednak, że staw spuszczono.

Dobrze to, czy źle…? Bardzo dobrze! Ptactwo wodne, jeśli nie tu, to będzie na innych stawach, a spuszczony zbiornik stanowi doskonałe siedlisko i miejsce żerowania dla ptaków brodzących, wśród których łatwiej o ciekawe gatunki. Zamiast siewek, brodźców i biegusów zaskakuje nas widok tysięcy mew!  

To przede wszystkim śmieszki – oceniłem liczebność tylko tego jednego gatunku na dwa i pół tysiąca. Były wszędzie i robiły bardzo dużo hałasu. Były też i inne mewy – np. blisko środka kadru stoi prawdopodobnie młoda mewa romańska.

Czapli białych naliczyłem prawie 50, siwych ponad 150, czajek ponad 250. 

Były też biegusy zmienne, krwawodzioby, biegusy malutkie, kwokacze… I aż 11 bielików – to chyba te ostatnie wygrały konkurs na najciekawszą obserwację, bo w takiej liczbie w jednym miejscu nigdy wcześniej bielików nie widziałem. A to nie było ich ostatnie słowo!

Jeszcze jeden krótki postój przy czatowni nad stawem Niezgoda. Tu jednak cisza – w obiektyw złapał się jedynie zimorodek. 

U celu

Choć dnia już niewiele zostało, idziemy na pierwszy spacer obserwacyjno-fotograficzny długą wygodną znaną nam już w wiosennej wycieczki groblą.

Słowo spacer jest tu nieco nieadekwatne – po prostu przestawialiśmy statywy o kilkadziesiąt metrów co parę minut.

Ciepłe światło,

nieco dramatyczne niebo,

woda, ptaki

i chylące się ku horyzontowi słońce stwarzały doskonałe warunki i do cieszenia się naturą i do fotografowania. 

W tej kolonii naliczyłem ponad 500 kormoranów!

Gniazda remizów. Niestety gospodarzy w domu nie było – pewnie grzeją już skrzydła gdzieś nad Morzem Śródziemnym.

Dorotka bawi się w złudzenia optyczne – na obiektywie naciągnięta jest pończocha. Niech więc nie dziwią niektóre nieostre zrudziałe zdjęcia w Galerii, do której już zapraszam. 

Słońce zachodzi – światła coraz mniej, ale daje coraz ciekawsze efekty.

Moje zdjęcie dnia: na świecie już mrok, ale na przelatujące krzyżówki – i tylko na nie – padło jeszcze ostatnie światło. 

Pod Hubertówką ponownie wita nas gospodarz terenu

Jest dobrze, a przed nami jeszcze dwa pełne dni.