Raz tylko widziałem płochacza halnego: kilka razy i długo wypatrywałem gow poprzednich latachw Śnieżnych Kotłach i tylko raz krótko go widziałem. Nawet jakieś marne zdjęcie udało się wtedy zrobić, ale spory niedosyt pozostał.
Płochacz halny to bardzo rzadki ptak lęgowy w Polsce. Jego populację ocenia się na zaledwie kilkaset (200-800) par. Zamieszkuje wysokie góry, zwykle powyżej 1800m n.p.m., ale jest też ich stała populacja (kilka, może kilkanaście par) w Karkonoszach. Wbrew nazwie, wcale nie są płochliwe – wręcz przeciwnie: zdarza się, że przy wysokogórskich schroniskach zbliżają się do ludzi na kilka metrów. Czyli nic prostszego, jak pójść w te góry, by nie być w stanie opędzić się od tych na nachalnych płochaczy halnych.
Płochacz ten będzie więc głównym bohaterem wpisu. Ale to nie jedyna ciekawostka dnia. W rejon Śnieżnych Kotłów postanawiamy dostać się bardzo inaczej niż zwykle: ja z Maronem zasuwamy pieszo ze Szklarskiej, Dorotka wyciągiem na Szrenicę. Obawiałem się, że czasu na ptasie obserwacje może mi nie starczyć, bo mapy mówią, że droga w górę zajmuje ponad trzy godziny. Dodając dwie godziny na zejście i po trzy kwadranse na drogę samochodem z i do domu, robi się z tego długa wycieczka. Idąc jednak na lekko i niemal na granicy moich możliwości, okazało się, że ponad trzygodzinnę trasę można przejść w mniej niż dwie godziny. Dało się, ale chyba nie będę tego powtarzać w przyszłości bez ważnej przyczyny – np. takiej jak obserwowanie płochacza halnego czy innego drozda obrożnego.
Dochodzimy do Schroniska pod Łabskim Szczytem – to znaczy, że najtrudniejszy odcinek już za nami.
Śnieżne Kotły już blisko. Ja zmęczony, Maron chyba nie bardzo – raczej oznaki znudzenia dawał.
Idealne warunki do obserwowania przyrody: ciepło, słońce, niewielki wiatr, ludzi jeszcze niedużo. W czeluściach Kotłów wypatruję jakichkolwiek ptaków. Pierwszy pokazuje się kopciuszek. Nie o kopciuszka tu jednak chodzi, a o piękne i majestatyczne zarazem widoki.
Szybko znajduje się pierwszy płochacz. Jeszcze daleko.
Stoję dłuższą chwilę przy barierkach na krawędzi Wielkiego Śnieżnego Kotła. Z dna kotła niemal pionowym lotem w górę wznosi się na moją wysokość płochacz, przez chwilę obserwuje mnie i siada niedaleko.
Z wrażenia nie zmieniłem ogniskowej. Po szczegółowym przyjrzeniu się miptak odlatuje. Już wiem, że za chwilę powinien pojawić znowu. Ten lub inny, bo widzę, że jest ich tu więcej.
Nadlatuje
i znowu siada na tej samej barierce. Tym razem jestem dobrze przygotowany: ogniskowa, przesłona i nawet tło zagrały
Czyż nie piękne zdjęcie? Oczywiście, że piękne! Jedno z moich najlepszych ptasich zdjęć wszechczasów. To rozmyte czerwone tło to blaszany dach stacji przekaźnikowej – to nie szop pracz ani inny foto szop!
Widok stacji przekaźnikowej z tego samego miejsca
Rzut oka na stawy w głąb kotła
Płochacz na jednej z ostatnich śnieżnych łach – nieco abstrakcyjny obraz, czyż nie?
Dzisiejsza galeria wyjątkowo składa się tylko z moich zdjęć bez wyjątku poświęconych płochaczowi halnemu – zapraszam!
Już w trójkę wracamy tą samą drogą. Po drodze słyszę kukułkę i widzę pustułkę
Na dachu schroniska przysiadła pliszka górska.
Ciekawa wycieczka to była. Zapraszam do Galerii na parę kolejnych zdjęć płochacza.