Liczę (na) drapole

Kolejny dzień zaczynam przed świtem, co w październiku nie oznacza już środka nocy. No i do Wieży Pirata mam tylko kilkanaście minut samochodem. Przed 7 rano jestem na miejscu. Zaraz po mnie na posterunek dociera para dyżurujących dziś zliczaczy: Marcin i Anna. Z nimi spędzę dziś cały dzień. 

Słońce właśnie wstawało 

Ptaki jeszcze się nie rozkręciły. Podziwiam więc widok odległego o ok. 10km Fromborka

Pierwsze ptaki pojawiły się nad wodami Zalewu Wiślanego – raczej w ramach codziennej migracji z noclegowisk na żerowiska leciały żurawie, czaple białe i siwe, kormorany.  

Szybko się rozwidniło i ptaki ruszyły. Patrząc z wieży na wschód, widać niebo i czubki drzew.   

Większe ptaki, np. duże drapieżniki czy stada grzywaczy, lecą zwykle dość wysoko ponad drzewami, dzięki czemu można je zobaczyć już z dużej odległości. Łatwiej wtedy oznaczyć gatunek, a nawet płeć, wiek i kondycję ptaka. Mniejsze ptaki – wszelkie sikory, ziarnojady, drozdowate – lecą nisko, niemal muskając czubki drzew. A to znaczy, że oczom obserwatorów stojących na wieży pokazują się w ostatniej chwili, dając niewiele czasu na przyjrzenie się im.

Przyjechałem tu głównie na drapole, licząc po cichu na jakieś rzadkie gatunki. Liczebnie wygrał pospolity u nas krogulec – przeleciało ich w ciągu dnia 56.

Nie dopisały większe drapieżniki – widziałem dwa trzmielojady, 

jednego bielika – raczej lokalnie osiadłego niż migranta i pięć myszołowów. Żaden orlik tym razem się nie pojawił.

Nielicznie migrowały również błotniaki. Najbardziej cieszy obserwacja trzech błotniaków zbożowych, bo i na zdjęcie się załapały. 

Aż 9 razy pojawił się błotniak stawowy. W tej liczbie były pewnie zarówno ptaki migrujące, jak i para – może i z młodymi – z pobliskiego siedliska. Niektóre z nich zostały być może nawet podwójnie policzone, bo kręciły się wzdłuż zatoki. Niestety nie przeleciał żaden błotniak stepowy, a na niego chyba najbardziej liczyłem. 

Dopisały różnej wielkości sokoły: pustułki (9), sokoły wędrowne (2),   

drzemliki (8) i jeden kobuz

Na parę godzin dołączyły inne osoby – ciaśniej zrobiło się na wieży, co ograniczało zakres ruchów w chwili, gdy nadlatywał jakiś ciekawy ptaki i wszyscy chcieli zrobić mu zdjęcie.  

Z drugiej strony… – świadczy to o rosnącej z roku na rok popularności ptasiarstwa w Polsce. I to cieszy. Zwłaszcza że i młodzi się garną.   

Najliczniejszym licznym gatunkiem był grzywacz – oficjalne dane z dnia mówią, że przeleciało ich 2162. Wydaje się dużo, ale to był ciągle początek ich przelotów. W połowie miesiąca były dni, gdy leciały stada liczące po 15 tysięcy tych gołębi i ponad 70 tysięcy dziennie! Wśród grzywaczy trafiały się i siniaki.

Skoro o dużych liczbach mówimy… Niesamowite wrażenie robi ciągły nalot wróblaków:  sikor (głównie bogatki i modraszki), ziarnojadów (głównie zięby, jery, czyże, szczygły), i  drozdów (śpiewaki, kwiczoły, paszkoty) i szpaków. Lecą całą szerokością Mierzei, czyli patrząc z wieży, widzi się je po lewej, na wprost i po prawej. Wszędzie! Nie sposób policzyć. Ale udusiłbym się, gdybym jakoś przynajmniej oszacować nie spróbował. Nie wdając się w matematykę i technikę, wyszło mi, że średnio w każdej sekundzie dnia mijało wieżę ok. 50 ptaków.  Razy 60, razy 60 i razy 8 dało mi niemal półtora miliona ptaków od 7 rano do 3 po południu! A nie był to szczególny dzień i nie szczyt przelotów jeszcze. 

Niektóre ptaki zmęczone lotem i głodne przysiadywały na okolicznych drzewach. 

Raniuszek

Sikora uboga

Krzyżodzioby świerkowe

choć wszyscy woleliby zobaczyć znacznie rzadsze sosnowe. Niestety, nie dzisiaj… 

Choć nowych gatunków dziś nie zobaczyłem, to wrażenia z dnia bardzo pozytywne. Paru ptakom udało mi się zrobić dokumentacyjnej  jakości zdjęcie po raz pierwszy w życiu. Pierwszy raz w życiu widziałem też półtora miliona ptaków jednego dnia.

Łącznie zanotowałem 63 gatunki. Oprócz wymienionych powyżej były też m.in. mewy w kilku gatunkach, takoż i krukowate, łabędzie, siewnice, lerki i skowronki, kopciuszki, rudziki, świergotki, nieco spóźnione już dymówki i jedna orzechówka.

Na kolejny dzień jestem już umówiony gdzie indziej, ale rozważam powtórną tu wizytę pojutrze. Pogoda zdecyduje.

A w Krynicy dziki wyszły sprzątać miasto. Spore oszczędności chyba tu na służbach komunalnych mają.