Akcja Bałtycka

Udział w Akcji Bałtyckiej to jedno z moich najciekawszych ptasiarskich doświadczeń nie tylko tego roku. Ale ani zdjęć ani do pisania dużo nie mam – krótka to więc będzie relacja. Chyba, że się rozwinę w trakcie…

Zapisałem się na jeden dzień obozu obrączkarskiego na Mierzei Wiślanej z możliwością przedłużenia o kolejny. Pojawiłem się tam o świcie, jeszcze przed przed pierwszym porannym obchodem sprawdzającym stan i zawartość sieci po nocy. 

Obóz w lesie w wersji letniej (zdjęcie z zasobów internetowych Akcji Bałtyckiej).

W obozie było tylko kilka osób – dwie obrączkarki, czworo młodych ornitologów w tym dwójka z Niemiec i dwie panie, które dołączyły do obozu w ramach ciekawego spędzania wolnego czasu na emeryturze i dla których był to pierwszy kontakt z ptakami. Przynajmniej w porównaniu do tej ostatniej dwójki byłem zaawansowanym ptasiarzem. Najciekawiej jednak czas biegł z ornitologami z Niemiec – chętni do rozmowy, cierpliwie dzielili się ze mną swoją wiedzą, pokazywali mi swoje – obowiązujące w Skandynawii i w Niemczech – sposoby wyciągania ptaków z sieci i bezpiecznego trzymania ptaków w ręce, pytali się o źródła i formy mojego zainteresowania ptakami. 

Jak co roku siatki rozstawiono wzdłuż dwóch tras – jednej leśnej i drugiej wśród trzcin. Każda z nich zaprojektowana pod kątem nieco innych gatunków. 

Leśna jest dłuższa, prawie kilometr, ale łatwa, po suchym i twardym gruncie prowadząca. Ścieżka w trzcinach około 600 metrów mokradłami prowadzi, bywa, że zalewana jest wodami Zalewu Wiślanego – minimalne wyposażenie to wysokie kalosze, a czasem i bez woderów się nie obejdzie. Pojechałem tam bez woderów, ale kalosze prawie dały radę – raz tylko przez nieuwagę nogę w niewłaściwym miejscu postawiłem i woda górą kalosza się przelała.

Każdą trasę należy obejść co godzinę – o każdej pełnej dwie grupy wyruszają swoją ścieżką. W przeciętny pod względem liczby ptaków dzień na obchód idzie zwykle jedna wykwalifikowana osoba i jeden, dwóch pomocników. Bywa, że i to za dużo. Ale gdy ptaki mają swój dzień i cztery osoby mają co robić. A obchody są równolegle dwa – jedna grupa idzie w las, druga w trzciny.  I jeszcze trzeba te ptaki potem zważyć, pomierzyć i dane o nich zapisać – to kolejne dwie osoby. I ktoś musi jedzenie przygotować, po zakupy skoczyć. Najlepiej więc, gdy w obozie każdego dnia jest przynamniej 8 osób, najlepiej 9-10. Powyżej tego byłby już w obozie tłok.   

Przydało się bardzo doświadczenie z zeszłorocznego obozu obrączkarskiego na Bukówce. Nie byłem już więc nowicjuszem i od pierwszego obchodu mogłem wyplatać ptaki z siatek – nawet sikorki. Wracam z trzcinowego obchodu

W woreczkach mam po jednym ptaku – na ogół były to modraszki, bogatki, rudziki, czyże, wąsatki, raniuszki, czasem śpiewak, pierwiosnek. 

Bogatka i pierwiosnek po ważeniu, mierzeniu i założeniu obrączek

Gdy ptaków na obchodzie jest dużo, w przypadku niektórych gatunków można włożyć dwa, trzy ptaki do jednego woreczka. Raniuszki jako bardzo towarzyskie i łagodne ptaki nawet to lubią. W skrajnych sytuacjach ptaki wkłada się po kilka do większych pojemników

Żadnego obchodu między 6:30 rano a 18 nie opuściłem, ale niektóre z nich były na tyle krótkie, że w przerwach mogłem pójść na nieodległą polanę obserwować przeloty ptaków nad lasem. Leciało dużo drobnicy, ale też i duże stada gęsi; gęgawy, białoczelne, tundrowe.

A tego bielika widziałem w ciągu dnia kilka razy – pewnie miejscowy.

Miałem to szczęście, że najbardziej nietypowe tego dnia ptaki z siatek wyciągałem ja. Pierwszym był biegus zmienny – znany mi bardzo dobrze z plaż. Nie szamotał się, nie utrudniał, w ręce siedział spokojnie.

Również w trzcinach w siatkę wpadł dzięciołek (Dryobates minor). Zdrobnienie w polskiej nazwie nie oznacza małego czy młodego dzięcioła. Dzięciołek to nazwa gatunkowa. Trzciny to dość nietypowe dla tego gatunku miejsce – dzięciołów należałoby się spodziewać raczej w siatkach leśnych. Okazał się jeszcze mniejszym i dużo lżejszym ptakiem niż wydawało mi się, obserwując go parę razy w życiu przez lornetkę. 

Po 13 obchodach światło zaczęło się kończyć. Dzień wypadł chyba nieco poniżej średniej – zaobrączkowano ok. 250 ptaków z 14 typowych gatunków. Ale frajdę miałem dużą! Do ostatniej chwili wahałem się, czy mam wrócić tu następnego dnia. Miałem czas. Polubiłem to miejsce. Nic jednak nie wskazywało, że jutro ptaki ruszą. A dla tylu osób w obozie pracy za dużo nie było…. Wymyśliłem więc inny plan. A jak dobrze sprawy się ułożą, to jeszcze kiedyś na Akcję Bałtycką wrócę.