Beka po raz trzeci

Beka po raz trzeci, czyli wpis o niczym. 

To już moja trzecia wizyta w Rezerwacie Beka i trzeci raz nie trafiam. Poprzednio albo zła pogoda albo zły czas nie sprzyjał obserwacjom. Tym razem pogoda w dniu dopisała, ale w całym tym sezonie sucho było i łąki nie stały pod wodą. A zatem i ptaków blaszkodziobych (kaczek, gęsi, łabędzi) i siewkowych nie było. Dobrze za to mają się tu konie – właśnie wyprowadzono je na pastwiska, które dla zachowania charakteru rezerwatu muszą być zgryzane lub koszone.   

Z ptaków jedynie czaple siwe dopisały – zobaczyłem ich w ciągu dnia kilkadziesiąt.

Nieliczne kałuże wody

A w nich wszędobylskie biegusy zmienne

Z wieży obserwacyjnej też niczego szczególnego nie widziałem:  bielika, mewy, grzywacze, kruki, białorzytkę… Wypatrywałem żołn, bo w pobliżu miały latem swoje lęgowiska, ale chyba już za późno było – odleciały. 

Miałem być na Bece dobre pół dnia, wycofałem się po dwóch godzinach. Podjechałem do pobliskiej Rewy, by od drugiej strony zobaczyć Ryf Mew – miejsce okresowo ptasio bogate ale też i punkt końcowy Marszu Śledzia, którego początek w czerwcu z Kuźnicy obserwowałem . 

Turystów niewielu, ale i ptaków też.  

Nieco kolorów w tym monotonnym kolorystycznie krajobrazie

Był wiatr, byli więc i surferzy.

Południowa kawa dopadła mnie w Rewie – i dobrze. Siedząc jako jedyny w wietrznym ogródku, miałem plażę przed nosem. A tam śmieszki.

Tuż po 14 byłem znowu na Mewiej Łasze po stronie Mikoszewa. Staje się ona moją najlepszą miejscówką na polskim wybrzeżu Bałtyku. O tym w kolejnym odcinku.