Rybitwa rzeczna jest moim sto pięćdziesiątym gatunkiem ptaków rozpoznanym w tym roku!
Mój cel minimum był skromny – pobić poprzedni najlepszy wynik z ubiegłego roku. Nie był to cel wymagający, bo osiągnięty mimochodem, przy okazji, bez wysiłku. Celem maksimum było 150 gatunków. Dlaczego tyle? Bo tak.
Oto moja rybitwa bohaterka
Zdjęcie zrobiłem w Dolinie Baryczy. Trudne ono było. Był to przygodny spontaniczny przystanek, nastawiony byłem na zdjęcie na wodzie, więc do długiej lufy przykręcony był monopod – czyli statyw składający się tylko z jednego kija jako podpórki. Dla mnie rewelacja. Ale rybitwa na wodzie nie siedzi – jest to bardzo szybki i zwinny ptak krążący nad wodą i przypuszczający bardzo szybkie ataki na ofiarę w wodzie. Duża swoboda ruchów jest potrzebna, by takie stworzenie złapać w obiektyw i by ostre zdjęcie wyszło. By nie tracić czasu na odkręcanie statywu, cykałem zdjęcia wymachując całym półtorametrowym zestawem. Wyszło lepiej niż myślałem.
Czyli cel na ten rok osiągnięty!
Ale przecież przed nami ciągle jeszcze czas przylotów wielu innych gatunków. Pod domem, na naszych łąkach i w pobliskich lasach będą oknówki, jerzyki, gąsiorki, gajówki, derkacze, kukułki, krętogłowy, trzciniaki i trzcinniczki, wilgi, muchołówki, pleszki, strumieniówki, świerszczaki, świstunki leśne, zaganiacze i parę innych gatunków, które w poprzednich latach już u nas widywałem, więc pewnie i w tym roku dam radę – nowy cel na ten rok to 170!
Uwaga w nawiasie dla zachowania proporcji – pierwsi uczestnicy Wielkiego Roku mają na koncie już ponad 200 gatunków, a ja ze swoim wynikiem ledwo mieszczę się w pierwszej pięćdziesiątce. Z której i tak wkrótce wypadnę, bo w zeszłym roku dla zajęcia miejsca w pierwszej setce potrzebnych było 188 gatunków. No ale nie o miejsca tu chodzi przecież, a o przekraczanie własnych granic.
Ptak czy owad, nagroda, którą obiecałem sobie zafundować za sto pięćdziesiątego ptaka już mi się należy. Miała to być porządna luneta ornitologiczna, ale jeszcze się zastanowię… Skoro bez lunety mogłem zobaczyć 150 gatunków, to po co mi ona?
Już wkrótce napiszę duuuużo więcej o naszej wyprawie w Dolinę Baryczy. Fajny to był czas.