Łosiem

Dziś bohaterem odcinka jest łoś. A nawet trzy łosie. Choć językowo jeszcze fajniej było by spotkać łosiem łosi.

Już drugi raz podczas tego pobytu na Wyspie Sobieszewskiej wybrałem się do Ptasiego Raju. Tym razem celem była nie morska plaża doń przylegająca, a jego leśne wnętrze. Dotarłem tam plażą, więc od ptaków siewkowych nie mogę w tej relacji uciec.

Dwa Calidrisy: C. alba i C. alpina, czyli piaskowiec i biegus zmienny

Wyglądająca na bardzo samotną sieweczka obrożna. O jej juwenalności świadczy zarówno słabe wybarwienie, jak i mniejsza płochliwość. I zagubiony wzrok.

Kamusznik

Zanosiło się na deszcz, więc plaża była pusta

Prognozy niestety się sprawdziły – krótkie intensywne opady dopadły mnie kilka razy. Tak wróciłem do hotelu

W tym miejscu kończy się plaża publicznie dostępna a zaczyna obszar ochrony lęgowisk sieweczki obrożnej. Zapora niemal tak szczelna, jak ta na granicy z Białorusią. Z tą różnicą, że sieweczek nikt na siłę z powrotem za ogrodzenie nie wypycha.

W tym miejscu wszedłem na ścieżkę prowadzącą w las. Są w nim dwa ciekawe ptasio miejsca: Wieża Nr 1 nad jeziorem Karaś i Wieża Nr 2 nad jeziorem Ptasi Raj. Pierwsza z nich nie oferuje już niestety ciekawych widoków, bo jej okolice zarosły a i samo jezioro zarasta trzciną. 

Stąd tylko kilometr do atrakcyjniejszej wieży. Wiedzie tam szeroka leśna droga, szedłem nią szybko. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że z głębi lasu ktoś mi się przygląda. Pierwszy rzut oka – nic. Ale zwolniłem, bo odczucie silne było. Stanąłem i spojrzałem raz jeszcze.  

On też się na mnie patrzył – dorodny samiec łosia stał jakieś 8 metrów ode mnie. Zaskoczenie i strach jednocześnie – gdyby tylko chciał, w sekundę, dwie byłby koło mnie. Nie będąc pewnym jego zamiarów, znieruchomiałem na moment. Powoli ustawiłem aparat w jego kierunku i zrobiłem kilka zdjęć. Łoś nadal tylko patrzył.  Bardzo uważnie.

Przeszedłem parę kroków, by zobaczyć go z boku.

Z zeszłego roku pamiętałem, że taki pan łoś może nie być tu sam. Po chwili w głębi krzaków zanotowałem ruch

To była łosza z łoszakiem. Stąd ta czujność samca.

Ciekawe spotkanie, ale widać było, że cała łosia rodzina czuje się moją nieobecnością zaniepokojona. Powolutku odszedłem.

Z drugiej wieży niewiele zobaczyłem – kilka typowych i powszechnych gatunków kaczek pływających. Niedługo znowu byłem w miejscu, gdzie spotkałem łosie. One nadal tam były, ale tym razem łoś stał po jednej stronie ścieżki, a klępa z łoszakiem po drugiej.  W pewnym momencie znalazłem się dokładnie pomiędzy nimi. Samcowi to się nie spodobało – wolno acz zdecydowanie ruszył w moją stronę. 

Mi też to się nie spodobało. Przyspieszyłem kroku, łoś jeszcze przez chwilę szedł za mną, potem już tylko odprowadzał mnie wzrokiem. Jestem pewien, że był gotowy do ataku.

Lasem wróciłem do Sobieszewa, zjadłem co nieco i na ostatnie chwile dnia wróciłem na plażę.

Piaskowiec raz jeszcze

Tak się kończył dzień