Jizerka na kole

Zaledwie dwa dni po pieszej wycieczce na trasie Smedava-Jizerka-Smedava jesteśmy tam ponownie, ale tym razem na kole czyli z rowerami. Po czesku kolo znaczy rower, co chyba nieco lepiej opisuje ten pojazd. Samochód zostawiamy – jak poprzednio – w Smedavie, po drodze planujemy zawitać – jak  poprzednio – do Jizerki, ale trasa już zupełnie inna. Możliwości rowerowych w tej okolicy jest wiele, ale biorąc pod uwagę przewyższenia,  decydujemy się na trasę nieco ponad trzydziestokilometrową z długimi zjazdami i z tylko paroma ostrzejszymi ale względnie krótkimi podjazdami. Damy radę!

Od planu sytuacyjnego zacznę:

Trasy rowerowe w tej okolicy prowadzą głównie drogami asfaltowymi. To spora zmiana w stosunku do głównie gruntowych dróg po polskiej stronie. Nie dla rowerów są one oczywiście zrobione, a jako drogi dojazdowe do rozproszonych, często już wyludnionych, osad. Ułatwienie i duży komfort dla rowerzystów. 

Startujemy ze Smedavy na wysokości 847m. Pierwszy odcinek wiedzie lekko wznoszącym się trawersem Jizery (1122m) – po pół godzinie i przejechaniu prawie 6km jesteśmy Pod Kneipą na wysokości ok. 990m.  Czyli jednak trochę pod górę było!

W Knajpie Pod Kneipą byliśmy już raz pieszo poprzedniej jesieni, teraz jesteśmy z rowerami i pewnie wrócimy tu raz jeszcze zimą na biegówkach. Potem hulajnogi, wrotki i deskorolki.

Betonowy fragment trasy. Tu zaczyna się pięciokilometrowy zjazd. Najpierw łagodny, czasem  nawet podpedałować trzeba było, a potem asfaltem już ostro w dół na wszystkich hamulcach

Pod koniec tego zjazdu osiągam 52.2km/godz. Jest pęd i wiatr we włosach!

Skoro się zjeżdżało, to będzie się i wjeżdżać. Przed nami pierwsza ciężka próba: na odcinku 2,5km pokonujemy 175m w pionie. Średnie przewyższenie może nie powala, ale w swym maksimum było to nawet 13%. Dla porównania: średnie przewyższenie na czterokilometrowej drodze koło Orlinka w Karpaczu, którą prowadzi najtrudniejszy etap Tour de Pologne, wynosi 10%.

Nasze męczarnie kończą się – przynajmniej na jakiś czas – w opuszczonej osadzie Mariánskohorské Boudy. 

Dwa krzyże napotkane w okolicy osady – wtedy jeszcze nie wiemy z czym one się wiążą

Ten  pierwszy upamiętnia tragiczne wydarzenie, o którym za chwilę. Ten drugi, nazywa się “U plechovego panaboha”, czyli Pod blaszanym Panem Bogiem – jeden z niewielu krzyży, który upamiętnia nie tragedię, lecz był wyznaniem wiary mieszkańców osady.

Wkrótce docieramy do Kromerovej Boudy. 

Protržená přehrada, czyli przerwana zapora. Teraz dopiero się orientujemy, w jak szczególnym miejscu jesteśmy. To tutaj w 1916r. pod naporem wody Białej Desny i na skutek błędów konstrukcyjnych pękła tama, a powstała fala zniszczyła wszystko na swej drodze włącznie z górną częścią wsi Desna. Życie straciło ponad 60 osób a konstruktor, po zapoznaniu się z raportem opisującym przyczyny tragedii, popełnił samobójstwo. Polecam zapoznanie się z szerszym opisem wydarzeń, np. tutaj (koniecznie łącznie z filmem!) lub tutaj

Miejsce dramatu dzisiaj

Zmieniając klimat… Przykład czeskiego pragmatyzmu – samoobsługowy dystrybutor z napojami zimnymi, w tym i wyskokowymi.

I znów ostro pod górę – jedyny szutrowy fragment trasy. Ciężko było. Ale to już tylko 6km do Jizerki.

Relaksacyjny ostatni odcinek do Jizerki prowadzi Promenadą. Jest to betonowa kilkukilometrowa droga, prosta jak strzała, wiodąca z okolic Smedavy w okolice Jizerki.

W południe po przejechaniu prawie 30km byliśmy już w Jizerce. Zamiast kawy i ciasta tym razem był prawie obiad – pyszne i dla oka i podniebienia knedle jagodowe na jednym talerzu i równie pyszny smażony ser z sosem tzatztiki na drugim. Wszystko popite nealko, czyli bezalkoholowym piwem.  Coraz lepsze te nealko robią. 

W spacerowym tempie wracamy najkrótszą drogą do Smedavy. Wyszło mi 36km i ok. 4 godzin czystej jazdy. Pogoda dopisała.