Pachnie przedwiośniem

Choć to styczeń statystycznie jest najzimniejszym miesiącem roku w Polsce, to największe mrozy przychodzą zwykle w lutym. Ale nie w tym roku – po upływie połowy miesiąca i patrząc na prognozy na kolejne dwa tygodnie, myślę, że zanosi się raczej na jeden z najcieplejszych lutych w historii pomiarów. Dotychczasowe rekordowo wysokie średnie temperatury lutego odnotowano w 1990 i 2020 roku.

Pierwsze niewielkie jeszcze oznaki mijającej zimy widać również w ptasim świecie. Na przykład z południowej i centralnej Polski donoszą już o pierwszych zalatujących skowronkach, kruki przystępują do lęgów, a przy budce pod naszym domem pojawił się pierwszy szpak. Nie są to jednak anomalie lecz typowe dla lutego zachowania ptaków w naszym klimacie.

Korzystając ze słonecznej acz wietrznej pogody wybrałem się na dwie ptasie wycieczki – sobotnią na nowy dla mnie teren wokół Zalewu Słup koło Jawora i niedzielną na dobrze znane Stawy Podgórzyńskie i Sobieszowskie. Głównie w poszukiwaniu gatunków wodnych i nadwodnych, ale spędzając jednocześnie nieco czasu na łąkach, w parkach i lasach. Wycieczki się udały, łącznie zaobserwowałem 48 gatunków ptaków, w tym kilka dla mnie nowych.

Ciekawe, że podobnie jak w przypadku niedawnej wycieczki na Zalew Niedów, listę obserwacji nad Zalewem Słup również otworzył bielik. Krążył wysoko nad wodą stąd pierwsze zdjęcia dość mało mówiące.

Za chwilę jednak obniżył lot i ukazał się w pełniejszej krasie. Biały w większości ogon świadczy o tym, że to dojrzały kilkuletni osobnik.

Chwilę potem napotkałem dwa głośne stadka. Najpierw czyże – je łatwo rozpoznać po zachowaniu i głosie.

Trudność miałem z drugim. Nigdy wcześniej nie obserwowałem stada grubodziobów – do tej pory zawsze widywałem tylko pojedyncze osobniki niewydające głosu. Aż tu nagle grupa kilku, może kilkunastu, osobników gadających ze sobą w wysokich partiach drzew, więc nie dość dobrze widocznych. Ale udało mi się po głosie i analizie sąsiedniego zdjęcia oznaczyć gatunek.

Doszedłem w końcu do południowego brzegu zalewu. Zarośnięty on, trudno dostępny – ptactwo słyszy mnie z dużej odległości i szybko się płoszy. Dostrzegam jednak, że mam do czynienia z kaczą zupą składającą się z samych krzyżówek.

Idąc wzdłuż brzegu dostrzegam w końcu inny gatunek – kilka mniej płochliwych łysek daje się podejść na kilkanaście metrów. Po chwili z tych kilkunastu robi się ok. 110 osobników  

Podobają mi się zdjęcia ptaków wodnych, które płynąc, zostawiając za sobą ślad na powierzchni wody.  

MVP dnia (z języka sportowego: najbardziej wartościowy gracz meczu) został nasz pospolity trznadel. Usiadł na szczycie zapory i dał mi chwilę na poćwiczenie z przesłoną. Pięknie wyszło! Kto się nie zgadza, ten trąba.

Fotografując trznadla, zobaczyłem kątem oka i usłyszałem kątem ucha ćwierkające stadko. Dość płochliwe, więc gdy tylko  skierowałem obiektyw w jego stronę, wszystkie ptaki uciekły oprócz dwóch gap. Dzięki nim mogłem oznaczyć gatunek, bo zbiorowe zdjęcie nie było dość dobre.

Najciekawsze obserwacje dnia to te, które dotyczą gatunków widzianych pierwszy raz w życiu, nie tylko w tym roku. Do nich należą ogorzałka i świergotek łąkowy. Ta pierwsza to kaczka z wyglądu najbardziej zbliżona do czernicy. 

Ten drugi to ptak z rodziny pliszkowatych.

Już niemal pod domem, na polach koło Rębiszowa, widzę stado kuropatw. Niełatwe to w obserwacji ptaki, tym bardziej cieszy ich potwierdzona obecność.

Równie słoneczną, ale dużo bardziej wietrzną niedzielę spędziłem nad stawami pomiędzy Cieplicami, Podgórzynem a Zachełmiem. W drodze zatrzymałem się na chwilę w Parku Norweskim w Cieplicach. Dominujący tu – co prawda rzadki ale stary – drzewostan sprzyja różnorodności gatunkowej. Napotykam pełzacza, który po analizie zdjęć w domu okazuje się pełzaczem ogrodowym, a więc kolejnym gatunkiem do listy.   

Wizyta na Stawach Podgórzyńskich jest zawsze ekscytująca. Bogactwo ptasiego świata sprawia, że nigdy nie wiadomo co się zobaczy. W zeszłym roku niespodzianką na skalę krajową była moja obserwacja czapli nadobnej – rarytasu wśród polskiej awifauny.

Tym razem żadnych rzadkości nie ma, ale i tak dodaję dwa kolejne gatunki do mojej listy rocznej: gęś białoczelną i mewę białogłową.  

Gęś białoczelną widzę po raz pierwszy w życiu, więc choć wiem, że to nowy dla mnie gatunek, to nie potrafię nazwać go bez sięgnięcia w domu do atlasu ptaków Svenssona. Za pierwszym razem widzę je na wodzie, za drugim wśród gęgaw na pobliskiej łące.

Z mewą białogłową wiąże się mały ambaras.

Wśród dużych mew jest grupa trzech gatunków bardzo podobnych do siebie: mewy srebrzystej, białogłowej i romańskiej. Trudność w ich oznaczaniu wiąże się również ze zmiennością szaty w miarę jak mewy w trakcie pierwszych 3-4 latach życia dojrzewają. Różnią je niuanse, a dobre oznaczenie gatunku zależy od jakości zdjęć. W powietrzu czy na wodzie, jest niemal niemożliwym ich rozróżnienie.

Tak więc okazało się, że ostatnie moje przypadki oznaczenia mewy romańskiej na Zalewie Słup i na Stawach Podgórzyńskich okazały się błędne. Osoby weryfikujące wpisy na portalu ornitho.pl zwróciły mi uwagę, że moje rzadkie mewy romańskie mogą być bardziej pospolitymi mewami białogłowymi. Po przesłaniu i analizie zdjęć tak się właśnie okazało. Odpadła więc z mojej rocznej listy jedna mewa, przybyła inna. Poniżej stadko mew białogłowych       

Kolejny raz na stawach widzę gęsiówki egipskie. Pisałem o nich już parę razy. W internecie dominuje komunikat o inwazyjności i agresywności gatunku. O ile z inwazyjnością nie sposób dyskutować, to agresywność gęsiówki jest już wątpliwa. Para gęsiówek na poniższym zdjęciu doskonale mająca się w towarzystwie naszej rodzimej gęgawy zdaje się temu przeczyć.

Na podgórzyńśkiej części stawów zimują duże stada kilku gatunków. Naliczyłem pona 25 osobników łabędzia niemego, ponad 110 krzyżówek, około 90 nurogęsi, 20 gęgaw, 15 gęsi białoczelnej, ponad 30 mew białogłowych, 25 kormoranów, ponad 50 czapli siwych i 25 białych. Poza tym para żurawi, kwiczoł, myszołowy, sójki, kruki, bogatki i modraszki – bogactwo!

Słabiutko przy tym wypada sobieszowska część stawów. To tylko kilkaset metrów w linii prostej, a ubogość awifauny aż boli. Kilka łabędzi niemych, krzyżówek, kruków i myszołowów to zaskakująco mało.

Na osłodę piękny widok na Karkonosze i niebo, na którym kondensat pozostały po przelocie samolotów został rozgoniony przez wichurę, sprawiając wrażenie, jakby ktoś esy-floresy na niebie kreślił. 

Weekend ptasio udany: ok. 20km przemierzonych pieszo, 7 nowych gatunków ptaków do rocznej listy!