Już dawno tak nie było, że jedyną dostępną nam opcją dostania się na grzbiet Karkonoszy jest własnonożne nań wdrapanie się. Wyciągi w Szklarskiej i Karpaczu są tylko krzesełkowe i z tak dużym czworonogiem, jakim stał się nasz wyżełek, nie sposób się zabrać. Co innego gondola w Świeradowie… Z drugiej strony mamy dzięki temu okazję przypomnieć sobie trasy, którymi już dawno nie chodziliśmy. Tym razem wdrapujemy się z Karpacza na Równię pod Śnieżką.
Duża część trasy na grzbiet przez Samotnię i Strzechę prowadzi szerokopasmową wygodną wybrukowaną drogą. Szybko otwiera się z niej perspektywa na najwyższe pasmo
Jeden z najładniejszych widoków w Karkonoszach
Dopiero na głównym grzbiecie spotykamy śnieg. W postaci łat lub bałwanów. Podchodzę jednego z nich. Ostrożnie, by pochopnym ruchem nie spłoszyć. One tak szybko z nadejściem lata odchodzą…
Lepiąc go, myślałem, że to ostatni bałwan tej zimy. Myliłem się… Ale o tym w innym odcinku.
Również piękny, acz mocno oklepany karkonoski widok. Ale co zrobić, gdy apart sam się rwie do cykania takich fotek.
Przystanek na kawę pod Domem Śląskim. Własna kawa i własne ciacho w tych okolicznościach i po niemałym już wysiłku smakują jeszcze lepiej. Wszystko to razem zwie się chwilą szczęścia.
Piękny warkocz tworzy strumień Upa po czeskiej stronie
Równią idziemy w kierunku Lucni Boudy
Nie ukrywam, że wycieczka ta miała też i ptasi cel. Chciałem po raz pierwszy w życiu zobaczyć drozda obrożnego. Rzadki to już ptak, w Polsce występuje tylko w Karkonoszach i Tatrach. Ponoć nie trudno go spotkać, jeśli tylko wiadomo gdzie, kiedy i jak go wypatrywać. Wypatrywałem, wypatrywałem aż wypatrzyłem
Piękny widok. Wygląda jak kos, ale ma biały półksiężyc na piersi i szerszy ogon.
Liczne były też – co nie jest zaskakujące – siwerniaki i pokrzywnice. Zaskakującym natomiast było zobaczyć parę krzyżówek na torfowisku na Równi. Samiczka zachowywała się, jakby wysiadywała jaja. Nie wiem, czy na tej wysokości to możliwe…
Piękne widoki przed i za nami
Lucni Bouda – najdalszy punkt dzisiejszej wycieczki.
Ostatni rzut migawki na Śnieżkę
Nie zahaczając już tym razem o Samotnię, schodzimy przez Strzechę do Karpacza. Całkiem sprawnie nam to poszło, już wiemy, że wdrapując się pieszo na karkonoski grzbiet (prawie) latem, mamy dość czasu by nie tylko wejść i zejść, ale i pokręcić się po okolicy. Będziemy to powtarzać.