Nieme, krzykliwe, czarnodziobe

Dodatkowym benefitem liczenia ptaków w ramach Monitoringu Zimujących Ptaków Wodnych jest dla mnie informacja o występowaniu ptactwa na różnych zbiornikach Dolnego Śląska. Oczywiście, jeśli tylko obserwatorzy wpiszą swoje wyniki nie tylko do arkuszy, ale i podzielą się nimi w bazach ornitho.plclanga.comKartotece Awifauny Śląska czy eBird.org. Mnogość portali, ale używane one są niespójnie i nieregularnie – czasem te same obserwacje wrzucane są prze jedną osobę do więcej niż jednej bazy, a często nie są w ogóle raportowane. Na szczęście jednak przy okazji MZPW część ludzkości zaraportowała swoje wyniki, dzieląc się wynikami z resztą. Oprócz oczywistych miejsc i gatunków raporty te wskazały nowe dla mnie miejsca, np. zakola Odry pomiędzy ujściem Odry a Głogowem.  Ale trochę daleko tam – dwie i pół godziny jazdy w jedną stronę. 

Ciekawiło mnie również, jak o tej porze roku mają się Stawy Przemkowskie. Tak się złożyło, że ptasiarz liczący tam ptaki w ramach MZPW wpisał swoje wyniki do ornitho – okazało isię, że całkiem sporo gatunków tam zimuje. Trzeba się więc było tam wybrać. Choć to też daleko (2 godziny jazdy), ale z poprzednich wizyt wiemy, że to rozległy i dobry teren do spacerowania z psami i fotografii. Zwłaszcza gdy wybierze się z prognozy dzień akurat pogodny, jak nam się trafił. 

A był to ostatni dzień przed nadejściem zimy. Stawy po ostatnich nocnych mrozach już zaczęły się pokrywać cienką warstwą lodu, ale większość powierzchni stawów była jeszcze dostępna dla ptactwa. Gdy to piszę, na Dolnym Śląsku śnieg pada już drugi dzień, płytsze zbiorniki już zamarzły, więc z pewnością ptactwo już się przemieszcza w cieplejsze rejony. Zdążyliśmy je uchwycić na Przemkowie w ostatniej chwili.

Wycieczkę rozpoczęliśmy jak zawsze – od przejścia kładką ku wieży obserwacyjnej.

Kładka od naszej ostatniej wizyty uległa dalszemu popsuciu. Chyba czas ją nadgryza. Trafiliśmy na miejsce, gdzie już się wydawało, że będziemy musieli zawrócić – przerwa na dwa metry, po bokach woda po kolana. Jakoś po rozrzuconych deskach i nie mocząc za bardzo butów udało się nam wszystkim, nawet psów nie trzeba było przenosić na rękach. 

Nagroda przyszła szybko. A właściwie przeleciała. Wiele nagród naraz.

Ponad trzcinami od strony stawów najpierw dał się słyszeć głos łabędzi, a potem zobaczyć same łabędzie. Pierwsze były krzykliwe

Przeleciało jedno stado, drugie, trzecie po kilka ptaków w każdym. Po głosie a po chwili i po  obrazie w lornetce poznałem, że to wszystko łabędzie krzykliwe. Nadlatywały na tyle często, że udało się kilka ładnych zdjęć im zrobić.

Dużo rzadziej przelatywały nasze najpospolitsze łabędzie nieme.

Pomiędzy kolejnymi nalotami krzykliwych zaczęły pojawiać się i łabędzie czarnodziobe.

Choć w pierwszej a nawet i w drugiej chwili nie było to oczywiste. Na obrazkach w książkach łatwo dostrzec wyraźne różnice pomiędzy krzykliwym a czarnodziobym- ten drugi ma czarniejszy dziób, jest mniejszy, nieco bardziej krępy. Ale w locie, gdy widzi się ptaki w ruchu pod światło przez parę sekund. Całkowitą pewność, co do gatunku, ma się często dopiero po obejrzeniu zdjęć w domu. 

Więcej czarnodziobych

Jeszcze przed dojściem do wieży obserwacyjnej zliczam ponad 40 łabędzi krzykliwych, kilkanaście czarnodziobych i tylko dwa nieme. Nawet gdybym już dzisiaj nic nie widział, to ptasi cel wycieczki został już osiągnięty.

Dochodzimy do wieży. Maroni szybko złapał, jak wchodzić po kratkowanej konstrukcji, Sunię trzeba było wnieść. Pierwszy rzut oka na lustro wody  

Staw częściowo zamarznięty, ale ptactwa sporo, głównie kaczki i łabędzie – jeszcze nie widzę jakich gatunków. Cykamy pierwsze zdjęcia na szybko na wypadek, gdy ptaki się wypłoszyły. Na dalszym stawie pusto – a to na nim zawsze najwięcej się działo.

Mając już trochę zdjęć dokumentacyjnych zrobionych, rozstawiam lunetę do powolnego przeczesania okolicy. 

Przy lekkim mrozie przejrzystość powietrza jest wyśmienita, nie przeszkadza też wiatr.

Szybko identyfikuję gatunki: dwa łabędzie nieme, jedenaście krzykliwych, samotny samiec gągoła i ogorzałki, jedna pani nurogęś, jedna głowienka, trzy świstuny, parę czapli białych i siwych i sporo krzyżówek. A nad nami przelatują gęsi tundrowe i gęgawy. Nie spodziewałem się takiej różnorodności gatunków.

Jet lekki mróz, za długo stać tak nie można. Ruszamy na wędrówkę po stawach. 

Ptaków niewiele, jest dzięki temu czas na zdjęcia.

Dobre maskowanie?

Przez całą drogę towarzyszą nam ślady obecności bobrów.

Nawet za tak potężne drzewa się biorą. Wygląda to, jakby ostrzyły ołówek  

Powalone drzewa dokładnie ogryzione z kory

Szczygieł ukrywający się w krzewach

Dłuższą przerwę robimy sobie przy tamie na Szprotawie.

Piknik na śniegu

Podano kawę i chałkę z konfiturą. I miskę karmy i królicze ucho.

Po spuszczeniu wody widzimy dno sąsiedniego stawu. Dziwny widok – to chyba korzenie ściętych tu kiedyś drzew?

Gdy już nieco odeszliśmy, na stawie wylądowały dwa bieliki. Dość wokalne były – ich głos towarzyszył nam jeszcze przez kilka minut.

Po zatoczeniu kółka wracamy na moment nad pierwszy staw, ale od drugiej strony. Pomyślałem sobie, że wykorzystam obecność ptaków i pobawię się w digiscoping. Niestety, ptaki miały inny plan – było ich już tam niewiele, krzyżówki na mój widok natychmiast odleciały a nieco tylko dłużej pozostały jedynie łabędzie. Zanim powoli sobie odpłynęły dałem radę zmontować sprzęt i zrobić kilka zdjęć. Słabych, bo przy tak dużym powiększeniu (luneta x60 + komórka x4) nawet wolno poruszający się obiekt bardzo szybko znika z pola widzenia. Łabędź krzykliwy z odległości ok 150-200 metrów. 

Kończymy powoli wycieczkę. Dla Maroniego był to pierwszy tak długi zimowy spacer – zniósł go dobrze 

Energii mu do końca starczyło

Przeszliśmy prawie 10 km. Kolejny taki spacer w połowie stycznia nie wydarzy się prędko.

Z nowych tegorocznych gatunków widziałem przede wszystkim łabędzie krzykliwe i czarnodziobe, ale też jastrzębia, dzięciołka i głowienkę.