Zachęceni długo wyczekiwaną informacją o świeżo wyciśniętym śladzie na Izerskim Szlaku Cietrzewia, wybraliśmy się tam z biegówkami pierwszy raz tej zimy. A zimy tej już trochę minęło, śniegu od dawna na Stogu i w okolicy było dostatecznie dużo, więc szkoda, że ślad wyciśnięto dopiero teraz. Tym bardziej, że w Jakuszycach tłok, w weekendy w kolejkach do wjazdu na parking trzeba się nastać, a i dla wszystkich dojeżdżających na nartki od strony Mirska, Lwówka, Lubania, Zgorzelca znacznie dalej tam niż do Świeradowa.
No ale w końcu ślad jest. Lepiej późno, niż jeszcze później.
A teraz relacja z trasy. Z chęci jej popularyzacji opiszę przebieg dzisiejszej wycieczki Izerskim Szlakiem Cietrzewia nieco dokładniej.
Prognozy dla Stogu Izerskiego pokazywały dobre warunki pogodowe rano, ale z możliwością opadów śniegu i silniejszego wiatru już od południa. Dlatego z domu wyruszamy tak, by złapać pierwsze wagoniki gondoli rozpoczynającej pracę o 9.
Na miejscu jesteśmy nieco przed czasem, ale kolejka już chodzi. Jest jeszcze pustawo, wjeżdżamy na górę sami i o 9:20 mamy już nartki na nogach.
Startujemy z punktu trasy oznaczonego na poniżej zamieszczonej mapie numerem 1, czyli obok górnej stacji Ski&Sun znajdującej się na wysokości 1060m n.p.m. Plan jest taki, by w miarę szybko dojechać do Polany Izerskiej i tam dopiero zdecydować, czy warunki pogodowe i kondycja pozwalają lecieć dalej do Chatki Górzystów.
Już na samym początku robimy małe odstępstwo od Szlaku Cietrzewia. Zamiast zjechać nim w dół do drogi – latem – asfaltowej i potem w górę do Łącznika, my idziemy przez szczyt Stogu Izerskiego. Powód jest taki, że zjazd Szlakiem jest początkowo dość stromy, zwykle pełen pieszych turystów, dzieci na sankach i jabłuszkach, a często i oblodzony. My już po raz kolejny wolimy przejść nieprzetartą drogą przez szczyt, a Szlakiem przejdziemy w drodze powrotnej.
Po trzystu metrach osiągamy wierzchołek Stogu (1105m n.p.m.), stąd około kilometrowy zjazd do Łącznika. Z górki, ale niełatwo, bo pieszy szlak tędy prowadzący jest wyboisty, nierówny, śnieg głęboki, a ścieżka jeszcze nie wydeptana. Ja pokonałem ten odcinek bez zdejmowania nart i bez upadku, ale polecam ostrożność.
Po ok 1.3km od startu dochodzimy do Łącznika przy Kamieniu Zofii (1066m n.p.m), czyli punktu nr 3 ma naszej mapie. Jak nazwa wskazuje, w jego okolicach łączą się liczne szlaki: z Czerniawy, ze Świeradowa, ze Stogu, z Polany Izerskiej, ze Smreka i z Chatki Górzystów Drogą Borowinową.
W tym miejscu wchodzimy na Szlak Cietrzewia (tzw. Droga telefoniczna) i już się z nim nie rozstajemy.
Ślad jest w przyzwoitej kondycji. Wczoraj był wyciśnięty i choć przez noc świeży śnieg nieco go przykrył, to jest widoczny. Przed nami jeszcze nikt nim dzisiaj nie jechał, więc nam przypadła przyjemność porannej przecierki.
Ślad do klasyka jest pojedynczy. Na reszcie szerokiej drogi pługiem, czy innym ratrakiem, przygotowano drogę dla innych użytkowników, np. do kroku łyżwowego.
Od Łącznika do Polany Izerskiej trasa minimalnie opada, na czterokilometrowym odcinku zjeżdżamy 101m w pionie, co daje średni spadek 2.5%. Na szybki zjazd nie ma więc co liczyć, ale i namachać się za bardzo nie trzeba, jeśli tylko nartki jako taki ślizg mają.
Docieramy do Polany Izerskiej – piękny widok przed nami.
Przy wjeździe na Polanę stoi – nowa chyba – tablica informująca, że znajdujemy się w gościach u tutejszej zwierzyny, a głównie cietrzewia, od którego nasz szlak wziął nazwę. Dobrze, więcej takich informacji w Górach Izerskich potrzeba, by przy wzrastającym ruchu turystycznym zachować ich dzikość.
Polana Izerska to punkt 4 na naszej mapie: 4km od Łącznika, 5.4km od startu, 965m n.p.m. Nie spotkaliśmy dotąd na trasie ani jednej osoby, ale tutaj Cietrzew łączy się z pieszym szlakiem ze Świeradowa, na którym nieliczne ślady butów już są.
Pogoda dopisuje, my też czujemy się świetnie, jakbyśmy dopiero zaczynali. Lecimy więc dalej.
Do Chatki jest niewiele ponad 3 kilometry. Tylko pierwsze kilkaset metrów lekko pod górkę, a potem ponad dwukilometrowy zjazd. Tym razem średni spadek ponad 6%, miejscami prawie 10. Nartki niosą same.
Lubię ten moment, gdy z lasu wyjeżdża się na otwartą przestrzeń Izerskiej Łąki. Tak, Izerskiej Łąki, a nie Hali Izerskiej.
W Górach Izerskich i pobliskich Karkonoszach nie ma hal. Hala to wysokogórskie pastwisko występujące powyżej piętra kosodrzewiny. Na halach w Tatrach owce się wypasa. Góry Izerskie takich wysokości nie osiągają, a obszar dzisiejszej Izerskiej Łąki zajmowała wieś Gross Iser, a nie pastwisko. Te hale w Góry Izerskie przywiódł zasłużony dla naszego regionu przewodnik Tadeusz Steć i tak już, niestety, w mowie potocznej zostało. Pasują teraz te hale tutaj, jak architektura podhalańska do Karpacza czy Szklarskiej. Co gorsza, ta błędna nazwa pojawia się coraz częściej na mapach i znakach stawianych przez leśnictwo. Ale choćby przyszło tysiąc leśników i każdy zjadłby tysiąc naleśników w Chatce Górzystów i każdy nie wiem jak się wytężał, pisząc Hala Izerska, to i tak Izerska Łąka będzie Łąką.
Chrońmy cietrzewia i Izerską Łąkę!!!
Wracam na Szlak.
Od startu spod gondoli do Chatki Górzystów (punkt 5 na mapie, 840m n.p.m.) pokonaliśmy 8.5km, zdecydowana większość z górki, zajęło nam to 70 minut.
Obowiązkowy postój przy Chatce. Nie jesteśmy pierwsi – od strony Jakuszyc doszło tu już parę osób i na nartach i pieszo. Choć śniadanie było tak niedawno, to nie przepuszczamy okazji zjedzenia naleśnika z jagodami.
My zawracamy, ale warto w tym miejscu zaznaczyć, że od Chatki do Stogu Izerskiego jest niemal taka sam odległość, jak do Polany Jakuszyckiej (ok. 9km). Powrót z Jakuszyc tą samą drogą byłby już wyczynem dla nas ekstremalnym, ale jeśli zaplanować trasę tak, by wystartować ze Stogu, a zakończyć w Jakuszycach, to byłaby to niezła, prawie dwudziestokilometrowa, trasa.
Wracamy dokładnie tą samą drogą aż do Łącznika. Ten miły poprzednio zjazd z Polany do Łąki trzeba teraz odpracować, wdrapują się pod górę. Ale nie jest to wielkim wysiłkiem, każdy tę trasę pokona w swoim tempie.
Mijamy coraz więcej ludzi. Naliczyłem ich na Szlaku około czterdziestu. W tym trzech rowerzystów, trzy osoby na rakietach śnieżnych, 5 osób na nartach skiturowych, trójkę biegaczy i dziesięcioro narciarzy biegowych (dużo powiedziane – biegowych, raczej spacerowych). Reszta to turyści piesi, głównie idący szlakiem niebieskim od strony Świeradowa.
Na Łączniku nie skręcamy w prawo na Stóg, ale okrążamy szczyt, podążając Szlakiem Cietrzewia, wiodącym na tym odcinku pieszym szlakiem zielonym do Czerniawy. Miły zjazd – na tysiącu metrach trasy spadamy 100m w pionie. Jazda kończy się nagle przy hałdzie śniegu usypanej na niemal niewidocznym szlabanie leśnym grodzącym drogę. Stąd ostatnie już i dość trudne podejście do gondoli: na odcinku tysiąca metrów wspinamy się 100m. A przy tym jest tu już mnóstwo ludzi.
Po pokonaniu prawie 18 kilometrów, 364 metrów przewyższeń (i tyleż obniżeń), po dwóch i pół godzinie czystej jazdy, jesteśmy w miejscu, z którego wystartowaliśmy. Gdyby w obie strony trzymać się ściśle Szlaku Cietrzewia, trasa była dłuższa o ok. 700 metrów, czyli liczyłyby niecałe 18.5 kilometra.
I jeszcze obiecana mapa i profil trasy z legendą:
A na koniec:
Paradoksalnie, mam nadzieję, że dzięki pandemii, która zamknęła stoki, Szlak Cietrzewia ożyje, bo biegania na nartach jeszcze nam, póki co, nie zakazano. Ale wymagałoby to utrzymywania śladu w przyzwoitym stanie przez cały sezon, a profil szlaku na fejsie musiałby być regularnie aktualizowany i musiałby podawać wiarogodne informacje o stanie szlaku. A tak dziś, niestety, nie jest.
A piszę o tym tyle, bo uważam, że te nasze Góry Izerskie mają dużo do zaoferowania turystom, a i dla lokalnego i przyjezdnego biznesu są tu możliwości zarabiania bez nadmiernej ingerencji w przyrodę. Uważam, że więcej hoteli, wyciągów i tras zjazdowych tu nie potrzeba – wykorzystajmy dobrze to, co już jest.
Miłego przecierania Cietrzewia!