Przy okazji biznesów we Wrocławiu spędzamy tam dwa dni na sportowo, spacerowo i jazzowo.
Pierwszy raz od dawna przeżywamy sportowe emocje na żywo. Okazją jest turniej półfinałowy Mistrzostw Polski Juniorek Młodszych w siatkówce rozgrywany we Wrocławiu. Tak się składa, że i na boisku i na trybunach występuje rodzina.
Słoneczne popołudnie spędzamy w Parku Szczytnickim. Wiele lat temu były to najbliższe nam tereny spacerowe.
Akcenty ukraińskie – liczne w całym Wrocławiu
W parku wiosna
Wczesny wieczór na wrocławskim Starym Mieście. Słońce jeszcze oświetla część Rynku.
Jeden z wrocławskich krasnali i jego cojones
Ponownie ukraińskie akcenty
A to już więcej niż akcent – głośna, choć niezbyt liczna demonstracja poparcia dla Ukrainy. Całe miasto wydaje się przygotowane i pozytywnie nastawione na Ukraińców.
Gdy słońce chowa się już za kamienicami, idziemy nad wodę w poszukiwaniu odpowiedniego światła. I znajdujemy je.
Złotem lukrowane?
Jak bardzo Wrocław zmienił się od czasu, gdy myśmy tu jeszcze mieszkali, najlepiej widać nad wodą właśnie. Odwrócone niegdyś plecami do Odry miasto, z rzeką się w końcu przeprosiło i życie nad rzeką przywróciło.
Ptactwa na wodzie i nad wodą niewiele. Ot, taki pojedynczy żuraw
Stare miesza się na odrzańskich wyspach ze starym.
Przy takim świetle fotografie same się robią
Fotografka czy fotograficzka?
Która godzina? Złota godzina!
Długi przyjemny dzień kończymy grą w karty
Gdy niektórzy jeszcze śpią, a Wrocław dopiero myśli, czy pracować dzisiaj z domu czy z biura, ja idę sprawdzić, czy ptaki się już obudziły.
Dominują wrony siwe i grzywacze. Liczba tych ostatnich mnie zdumiewa.
Czy ten kopciuszek to wiosenny migrant czy może już zimujący u nas osobnik? Coraz więcej ptaków tego gatunku decyduje się spędzać zimę w Polsce, zwłaszcza w miastach i na terenach przemysłowych. Pewnie wysokie budynki i kominy fabryczne góry mu przypominają, bo z terenów górskich właśnie kopciuszek się wywodzi.
Gdy już mam zawracać do hotelu, na wysokości Mostu Tumskiego widzę w wodzie szybko płynące zwierzę. Wystaje tylko kawałek głowy, więc jeszcze nie wiem co to jest i jak jest duże. Płynie z prądem rzeki, gdzie i ja powinienem iść – podążam więc za nim. Po chwili nasze szlaki mocno się zbliżają – to bóbr!
On rzeką, ja nabrzeżem każdy z nas wracał do siebie. On jednak miał bliżej – wyraźne ślady w skarpie Wyspy Słodowej wskazywały, że on jest już u siebie.
Jak to dzikie życie w centrum miasta może zaskoczyć!
O ile bóbr był niespodzianką dnia, fotograficznie to śmieszki wygrały ten poranek.
To osobniki juwenilne, czyli młodociane, urodzone w zeszłym roku.
Moje najlepsze zdjęcie poranka: śmieszka w trzech fazach
Wieczór tego dnia spędzamy na jazzowo. Do NFMu zaprosił nas na jeden ze swych jubileuszowych koncertów Henryk Miśkiewicz. Ale nie tylko nas. W dość zróżnicowanym repertuarze wystąpiły – bez cienia przesady – gwiazdy naszej sceny: wokalistka i córka jubilata Dorota Miśkiewicz, poeta piosenki Adam Nowak (Raz Dwa Trzy), wirtuoz fortepianu Andrzej Jagodziński (dyskusyjna wariacja nokturnu Chopina), powracająca po długiej przerwie ku radości publiczności Ewa Bem i sam Jan Ptaszyn “Trzy Kwadranse Jazzu” Wróblewski. Ptaszyn wszedł na scenę w asyście, ale w saksofon dmuchał już sam. Publiczność oddała mu należny hołd na stojąco dwa razy: gdy kończył swój występ i na zakończenie całego koncertu.
Koncert prowadził inny mój radiowy ulubieniec – Marcin “Niedzielna Sjesta” Kydryński. Przy tak eklektycznym repertuarze jego zapowiedzi łączyły poszczególne utwory w spójną całość.
Miły wieczór zakończyliśmy tą samą grą w karty, co dzień wcześniej. Ale nową talią.
Na garść ładnych zdjęć Doroty zapraszam do Galerii.