W krainie wilka i bielika

W sercu Borów Dolnośląskich, znanych przede wszystkim jako miejsce grzybobrań, znajduje się stary niemal czterystuhektarowy kompleks stawów rybackich, zwany dziś Stawami Parowskimi. To zaledwie 60km od naszego domu, więc jest to dobry cel na półdniową wycieczkę.

Stawy, choć zagospodarowane, nie są intensywnie użytkowane, stanowią więc cenną ostoję dla wielu zwierząt i bardzo atrakcyjne miejsce rekreacji dla szukających raczej kontaktu z naturą niż dla miłośników ekstremalnych przeżyć. Ustanowiono tu Obszar Natura 2000 „Uroczyska Borów Dolnośląskich”. 

W obszar Stawów wjeżdżamy od strony Starego Węglińca, gdzie można rzucić okiem na plan sytuacyjny i zaplanować trasę pieszej czy rowerowej wędrówki.  

Pierwszym celem jest punkt obserwacyjny na Stawem Wolno-Starym. Miejsce to znane jest z możliwości obserwowania żyjących tu bielików. Choć platforma nie jest wysoka, pewnie ok. półtora metra, jest tak usytuowana, że wzrokiem objąć z niej można duży obszar największego stawu całego kompleksu. Chwilę stoimy na platformie, ale nie udaje nam się dostrzec żadnego ptactwa ani na wodzie, ani w powietrzu. Wokół słychać za to sporo drobnych ptaków leśnych: bogatki, modraszki, sosnówki, pełzacze, kowaliki, dzięcioły duże.

Sosnówka – wbrew nazwie przyłapana na brzozie.

Najliczniejszy były bogatki

Brzegi stawów porośnięte są wąskim pasem trzcin, co pozwala poruszać się blisko wody, będąc jednocześnie niewidocznym dla ptaków wodnych. 

W czarno-białym kadrze prawie mnie nie widać.

Właśnie zobaczyłem jakiegoś ptaka i robię notatkę w aplikacji NaturaList – jest ona zintegrowana z bazą Ornitho.pl i bardzo ułatwia notowanie obserwacji w terenie.

Po śladach na brzegu widać, że raj mają tu wydry i bobry. Te pierwsze udaje nam się nawet dostrzec.

Choć akurat dzisiaj aplikacja się nie spociła – owszem, widziałem sporo drobnych ptaków, kilak par kruków w lotach godowych, ale bardziej mnie interesującego ptactwa wodnego prawie nie było. Z daleka dostrzegłem tylko dwa łabędzie nieme i 6 nurogęsi.

Inna sprawa, że mimo dużych otwartych powierzchni wody dobrze widocznych z brzegu, środek stawów jest częściowo zarośnięty trzciną tworzącą liczne niewidoczne zakamarki. Więc może jednak te kaczki gdzieś tam były.

Jedyną nową tegoroczną obserwacją w czasie całej wycieczki było małe stado raniuszków. 

Mimo szumnej nazwy Bory Dolnośląskie, las porastający stawy jest przedmiotem intensywnej gospodarki leśnej i na bór nie wygląda. Największy obszar zajmują uprawy sosny sadzonej pod linijkę. Uprawy takie nie spełniają najbardziej nawet podstawowej definicji lasu – aby zbiór drzew był lasem, powinien spełniać przynajmniej dwa z trzech warunków: powinien być wielogatunkowy, wielopokoleniowy (drzewa w różnym wieku) i wielopiętrowy (ściółka, runo, podszyt, korony).  Ta plantacja nie spełnia żadnego z tych warunków:

Starych drzew napotkaliśmy niewiele, głównie wzdłuż ścieżek wiodących brzegiem stawów. A są one konieczne dla ptasiej różnorodności, bo tylko w odpowiednio starych drzewach dziuplaki mogą wykuć  dziuple i w nich wyprowadzić lęgi. 

Dla wilków charakter lasu chyba nie ma większego znaczenia, jeśli tylko jest pełen zwierzyny. A są tu jelenie, dziki, sarny i bobry – więc i wilk być tu musi.

Różne są szacunki ich liczebności w Borach Dolnośląskich. Legendy myśliwych i leśnictw mówią nawet o ponad 50 osobnikach. Natomiast badania naukowe prowadzano przez dr Katarzynę Bojarską (i cytowane przez Nadleśnictwo Bolesławiec) mówią o 4 grupach rodzinnych i dwudziestu jeden osobnikach dorosłych.

Na ślady wilka trafiamy łatwo – jeśli nie muszą inaczej, poruszają się one tymi samymi drogami leśnymi, którymi i ludzie się poruszają. 

Najłatwiej obecność wilków można stwierdzić po odchodach. Chyba żadne inne zwierzę takich nie pozostawia. Nie przypominają one psich odchodów, bowiem składają się z niestrawionej sierści, maleńkich resztek kostnych i niewielkiej ilości śluzu, widocznego gdy odchody są jeszcze świeże. Te które my widzieliśmy, były już nieco starsze i podeschnięte – wyglądały jak kłębek sierści, w środku którego znalazłem dwa małe fragmenty kości.

Po samych śladach łap trudno jest z dużą pewnością stwierdzić ich pochodzenie, bo może to być i wilk i wilkopodobny pies. Z kontekstu jedynie wnioskuję, że to był trop wilczy.

Do kwitnienia szykują się leszczyny

Zatoczywszy duże koło, wracamy do punktu obserwacyjnego. I tym momencie znad lasu wyleciała nad staw para bielików. Ich tańce na niebie miały zdecydowanie godowy charakter, ale nie trwały długo zanim odleciały poza zasięg obiektywów.

A więc i wilki (pośrednio) i bieliki (bezpośrednio) zaliczone! 

Jeszcze tam wrócimy, bo i niewielką część kompleksu obeszliśmy i o innych porach roku warto to wszystko zobaczyć.    

W drodze powrotnej przejeżdżamy przez Nawojów Łużycki i na krótko zatrzymujemy się przy byłym dworze rodziny Tschirnhaus. Z samego XVI-wiecznego dworu pozostały już tylko ruiny, ale cenne renesansowe krużganki przylegające do dawnej kaplicy dworskiej (przebudowanej później na kościół) można oglądać. A nawet trzeba – niedawno zostały one odrestaurowane.

Na kilka więcej zdjęć zapraszam do Galerii.