Przegoniło mnie do Władysławowa, gdzie miałem nadzieję na nieco lepszą pogodę, niż to wynikało z prognoz dla Helu. Bez śniadania złapałem wczesny pociąg i czmychnąłem z zamarzającego powoli miasteczka. Szybko zameldowałem się w nowym miejscu, mili gospodarze pozwolili mi zająć pokój, choć był to dopiero ranek, a doba zaczynała się późnym popołudniem. Hotel “W porcie” – zgodnie z nazwą – położony jest w samym porcie, od basenu portowego i najbliższych statków rybackich jest pewnie kilkadziesiąt metrów. Na pierwszą krótką wycieczkę nie mam więc daleko.
Ptactwa też nie trzeba szukać daleko. Mewy są wszędzie -wśród pospolitych srebrzystych są też rzadsze siodłate, te z czarnym płaszczem.
Pan kormoran w szacie godowej czesany na irokeza
Zewnętrznym falochronem obchodzę port od morza. Cały falochron wymalowany jest ładnymi scenami rodzajowymi – można po nim chodzić, jak po wystawie
Na granicy basenu portowego i otwartego morza widać sporo kaczek. Pierwszy raz z tak bliska widzę uhle. Pani uhlowa tnie fale
… a pan uhla ładnie wygląda
Pan lodówek i ja przyglądamy się sobie
Nieco dalej w morzu stado markaczek
Musiałem odczekać nieco, by się do mnie zbliżyły na odległość fotograficzną. Pan markaczek
Gdy kończę obchód portu, pogoda zaczyna się zmieniać. Temperatura do tej pory nieco tylko dodatnio zaczyna spadać, siła wiatru rośnie, rosną też fale i zaczyna prószyć śnieg. Tak wygląda port z mojego pokoju
Przed kolejną wycieczką muszę się zatem cieplej ubrać.
W planie mam obejście zachodniej (patrząc z perspektywy portu morskiego) i wschodniej plaży Władysławowa. Ta zachodnia jest bliżej miasta i mimo psującej się pogody, są na niej pojedynczy spacerowicze
Piasek zmieszany ze śniegiem. Zwracam uwagę jak bardzo umaszczenie juwenalnej mewy siwej wtapia się w otoczenie
Kawka defiluje przez zmarzniętymi śmieszkami
Dotarcie do wschodniej plaży wymaga dłuższej wycieczki, bo trzeba port dokoła obejść. Ale skoro trzeba…. Tam już zupełne pustki, bo i pogoda coraz gorsza
Próbując przeczekać śnieżycę, ptaki zbiły się w dużą chmarę
Stojąc lub siedząc tak w bezruchu, przysypywane są śniegiem. Aż mi się ich żal zrobiło
Nie podchodziłem bliżej, by zaoszczędzić im niepotrzebnej ucieczki. W tych warunkach każda kaloria się liczy – a nie wiadomo, kiedy będzie kolejny posiłek.
Wśród bałwanów udawało mi się dostrzec również ptaki pływające: gągoły, uhle, markaczki i lodówki. Ale o zdjęcia było trudno.
Warunki zdecydowanie nie obserwacyjne. Wracam do hotelu z myślą, że to chyba przedwczesny koniec dnia. Port wygląda już inaczej
Rozpatruję opcje na ostatnie półtorej godziny dziennego światła. Obiad i bardzo długi wieczór w pokoju, czy może jednak jeszcze jedna krótka wycieczka? Zwyciężyła wycieczka. Kierunek: Rezerwat Słone Łąki. Pieszo to tylko 20min. Jeśli dobrze się uwinę, to na miejscu będę miał jeszcze prawie godzinę światła.
Słone Łąki to prawie 30 hektarów łąk płytko zalewanych słonawą wodą Zatoki Puckiej. Położone są dokładnie tam, gdzie Mierzeja Helska od zachodu się zaczyna. Wybieram najłatwiejszy wariant chodzenia po rezerwacie – długi drewniany pomost.
Krajobraz Słonych Łąk. W tle Władysławowo
Mimo słabego już światła widzę w lornetce duże stada ptaków. Większość siedzi na trawie lub wodzie, ale na spoczynek nocnydolatują kolejne grupy.
Wszystko jednak za daleko ode mnie. Będę tu musiał przyjść jutro; może ptaki będą bliżej, albo znajdę sposób, by je nieco podejść. Brzmi jak dobry plan na czas między jutrzejszym świtem a śniadaniem.
Port też już idzie spać
Oby pogoda jutro była lepsza… Na więcej moich zdjęć z tego dnia zapraszam do Galerii.