Jest nas o cztery łapy więcej! Pod koniec listopada dołączył do nas wyżełek węgierski Maroni
Po mamie Rosie z Tałchejów i tacie Gyurkóvári Frákk.
Miał wtedy zaledwie dwa i pół miesiąca i ważył 7kg. Dziś jest go prawie dwa razy więcej.
Już pierwszego dnia po przybyciu do domu wyżle szczenię ustaliło hierarchę w stadzie, nie wiedząc nawet, że to robi. Koty na kilka tygodni wyprowadziły się na piętro, bigielka Sunny poddała się bez walki. Oprócz nas ludzi, to on jest w naszym stadzie najważniejszy. Najgłośniejszy, najbardziej rozrabiający, najwięcej jedzący (i najwięcej oddający to, co wypił i zjadł), najwięcej uwagi i pieszczot potrzebujący.
Dzisiejszy spacer
Maroni bezskutecznie próbuje wciągnać Sunny do zabawy
Ale bigielka ma już lat 13 i pół. Na ludzkie jest stareńka, dobiega setki, ale daje radę. A przy najmniej dawała dopóki Maroniego nie przywiało. Nawet nie próbuje matkować lub babkować wyżełkowi. Goń się! – to jej najczęstszy i najbardziej delikatny komunikat.
Na spacerach znacznie lepiej idzie Maroniemuz patykami. Wszystkie patyki w lesie są jego. I lubi je przynosić.
I zna już znaczenie wielu komend i wie jak je wykonać. Tylko nie zawsze mu się chce. I czasem w trakcie ich wykonywania – tak mniej więcej po dwóch sekundach – zapomina, co miał zrobić. No bo tyle się wokół dzieje i szkoda by było cokolwiek przegapić – na przykład przechodzącego obok kota.
Z naszych dwóch kotów tylko Matt, pod spodem na powyższym zdjęciu, pozwala Maroniemu na bliski kontakt. Choć czasem wygląda to na gwałt, wydaje się, że i kot ma przyjemność z tej zabawy. I wie co zrobić, gdy Maroni posunie się za daleko. Za to Szach trzyma szczeniaka na dystans, a niechciany zbyt bliski kontakt kończy się kocim sykiem i straszeniem pazurami.
Pierwsza noworoczna próba wody
Będzie z Maroniego duży, mądry i kochany pies – rośnij zdrowy i dzielny!