Miesiąc: marzec 2021

28+

Wyjątkowa tegoroczna edycja Biegu Piastów już się zakończyła. Ludzi na jakuszyckich trasach w związku z tym mniej, ale ślady ciągle dobrze utrzymane. I pogoda świetna – kilkustopniowy mróz i słońce. Korzystając z ciągle jeszcze miejscami obecnego oznakowania tras Biegu Piastów, podążamy dziś śladem biegu na 25 kilometrów. Ale gdzieś nam się drogi nieco rozjechały i małżonce wyszło 24km. Ja – w oczekiwaniu na peleton – dodałem kilka pętli przy Orlu, dzięki czemu wyszło mi 28km. To najdłuższy nasz bieg na nartach ever przy średniej prędkości 9.8km/godz. Oby to nie był jeszcze koniec sezonu.

Góra Strzelecka

W Malinniku, czyli w Cieplicach, czyli w Jeleniej Górze.

Właśnie Góra Strzelecka, a nie Góra Sołtysia, choć to ta druga nazwa jest geograficznie poprawna. „Za moich czasów”, gdy pacholęciem będąc na sankach z tej góry zjeżdżałem, mówiło się na nią Strzelecka Góra. Historycznie obie nazwy – Sołtysia i Strzelecka – bronią. się. Ta pierwsza jest bezpośrednim tłumaczeniem nazwy niemieckiej Scholzenberg (Scholze – sołtys),a ta druga pochodzi od strzelnicy, która – oprócz restauracji i sali tanecznej – na górze się znajdowały.

Najważniejszym obiektem na Górze Strzeleckiej jest oczywiście wieża zwana Wieżą Strzelecką. Pierwsze drewniane konstrukcje stały tam już w początkach XIXw., obecna ceglana wieża pochodzi z końca XIXw. Już w latach 70. nie wyglądała dobrze i sądziłem, że raczej doczeka swego końca poprzez zawalnie się i rozbiórkę. Na szczęście doczeka się ona jednak remontu – a to dzięki lokalnej inicjatywie miłośników Cieplic i funduszom miasta Jelenia Góra.  

Wybraliśmy się na spacer w pobliże Góry Strzeleckiej przy okazji odwiedzin bliskich na nowym cieplickim cmentarzu. Ilekroć tam byłem, patrzyłem na ledwo wystającą ponad wierzchołki drzew wieżę obiecując sobie, że kiedyś trzeba się tam ponownie wybrać.

Od cmentarza to bliziutko. Choć żadna wyraźna droga tam nie prowadzi, to nie trafić tam nie sposób. W lesie otaczającym szczyt jest już dużo ścieżek – widać, że miejsce cieszy się popularnością.

W przerzedzonym lesie wieżę dobrze widać pośród drzew. 

Wieża w całej okazałości. Dużo większa kiedyś mi się wydawała…

Rusztowanie świadczy o toczącym się remoncie. Ponoć wiosną ma się zakończyć.

Będąc na górze, chciałem też przypomnieć sobie miejsce, w którym na nartach i sankach się drzewiej zjeżdżało. Gdzieś na północnym stoku to było, blisko wieży. Może częściowo w miejscu tej drogi, bo wokół niej las jakby młodszy..? 

Schodzimy inną drogą, na wschód w kierunku Staniszowa. Po drodze widzimy, że nagórę prowadzi szlak, są i tabliczki informacyjne.

Po powrocie do domu dopiero czytam, że całkiem neidawno (2019r.) poprowadzono tędy Główny Cieplicki Szlak Spacerowy, prowadzący m.in. przez Park Norweski, Park Zdrojowy i Plac Piastowski w centrum oraz tereny na południe od miasta do granic Staniszowa i Podgórzyna. 

Przed Staniszowem, na skraju lasu, znajduje się grób nieznanego kapłana. Ponoć z czasów II wojny jeszcze. Brak jakichkolwiek pewnych informacji o nim, parę legend i mitów.

Wychodzimy z lasu tuż przy nowym osiedlu zaliczanym już do Staniszowa. 

Wracając, zahaczamy też o Morskie Oko. Ciekawe, że lokalna zwyczajowa nazwa tego miejsca została niedawno uznana na oficjalną i w tej postaci możemy ją już zobaczyć na mapach. Nie pochodzi ona od niemieckiej nazwy, bo dawniej był tu co najwyżej kamieniołom. To dopiero polska ludność napływowa w ramach oswajania obcego krajobrazu nazwała to miejsce po swojemu. Tu gdzie wydobyto najwięcej granitu utworzył się bezodpływowy zbiornik, po którego dwóch stronach stoją pionowe kilkunastometrowe ściany skalne. Jak nic – Morskie Oko wyjęte z tatrzańskiego krajobrazu. 

Zapomniałem zrobić zdjęcie, załączam jedno z Wikipedii. A sam obejrzę sobie własne zdjęcia znad Morskiego Oka z połowy lat 70. 

Widoki z kaplicy św. Leopolda

Dziesiątki razy przejeżdżając drogą na Gryfów, mijaliśmy kaplicę św. Leopolda, ale dopiero teraz wybraliśmy się na spacer w jej pobliże. Głównie dla widoków rozpościerających się z tego niewielkiego, ale dobrze ulokowanego, wzgórza.

Samochód zostawiamy przy głównej drodze wiodącej przez Proszówkę i asfaltową drogą  kilkaset metrów pod lekką górkę podchodzimy do kaplicy. 

Poza samymi murami kaplicy mało tu oryginalnej historycznej materii. Samo wzgórze też inaczej wygląda niż sto lat temu – w międzyczasie urządzono tu kamieniołom, przez co teren wokół kapliczki obniżył się pewnie ze dwa metry.

Wokół pojedyncze epitafia. 

Owca tłumaczy nam który ród tę kaplicę stawiał. 

Widoki na bliską okolicę. Gryfów:

Stadko saren i dwa łabędzie:

Rzut oka w naszą stronę – na tle Grzbietu Kamienickiego widzimy Gierczyn, Lasek i  Przecznicę jeszcze częściowo w śniegu. Na pierwszym planie wiosna.

Przecznica na zbliżeniu

Ruiny zamku Gryf i Stóg Izerski

Zdjęcie to jest jak cebula albo ogr – też ma wiele warstw.  

Choć zimno, przedłużamy spacer i idziemy nad Kwisę płynącą nieco ponad kilometr na zachód od Proszówki. 

Jesteśmy kilka kilometrów od gór i ponad 200m bliżej poziomu morza – niewiele, ale klimat tu już zdecydowanie nizinny, wyprzedzający górną Przecznicę o dobre 2-3tygodnie.   

Czarnogłówka czy uboga?

Zaskoczony byłem, ile wody toczy Kwisa i jak dużą rzeką jest już na tym odcinku. Bo jeszcze Mirsku wydaje się być jedynie większym strumieniem płytko rozlanym po szerokim, uregulowanym korycie. Tu jest dziką rzeczką – warto by ją zobaczyć, po większych opadach czy roztopach.

Teren wokół podmokły, sporo małych wiejskich stawów w okolicy.

Pętlenie na Orlu

Żal takiej pogody nie wykorzystać, ale warunki na nasłonecznionych jakuszyckich trasach coraz trudniejsze. Trzeba zaczynać wcześnie rano, zanim słońce roztopi ślady. Dziś na Polanie byliśmy już o 8:30.   Nagrodą jest nie tylko dobry ślad, ale i brak ludzi.

Zaczynamy od podbiegu na Samolot – zajmuje mi to 10min. Najlepsze wyniki zanotowane w używanej przez mnie aplikacji to 6-7min. Jest nad czym pracować. Potem zjazd z Samolotu – ale że trasa oblodzona i przez to bardzo szybka, łagodzimy spadek poprzez odbicie na Sępik. I tak prędkości są bardzo duże, dla niewprawnych technicznie jak my nawet za duże, więc dużą część stoku płużymy. A i tak pobijamy rekordy prędkości, a co niektórzy z nas hamują czterema literami.

Na Orlu puchy… Dla dodania kilometrów zaliczam kilka pętli na tamtejszej łące. Dobrze przygotowany ślad, można tak pół dnia w kółko się kręcić. I widok piękny.

Drugie dłuższe podejście na Rozdroże pod Cichą Równię i stamtąd zjazd – tym razem Górnym Duktem, bo przedwczoraj na Dolnym Dukcie noszenia pod nartkami nie było. Jest trochę lepiej, końcówka nawet bardzo dobra.

Prawie 15km w półtorej godziny.

Oby mróz wrócił i świeżego śniegu dopadało jeszcze przed weekendem! 

Sun&Fun

Pod domem wiosna, choć wstał pochmurny, mglisty, wilgotny. Wiemy jednak, że w górach już świeci słońce. Jedziemy do Jakuszyc, gdzie jeszcze zima i dużo śniegu

Widok z Zakrętu Śmierci zapiera dech. Jeszcze poranne ale już ostre słońce oświetla zaśnieżone góry, a w dole, gdzie powinna być Szklarska Poręba, ktoś rozlał mleko. 

Punkt dziewiąta meldujemy się na Polanie. Jak się później okaże, to ostatni moment – słońce za godzinę, dwie zacznie tak mocno grzać, że śnieg na nasłonecznionych częściach tras przestaje się ślizgać.  

Na trasach trwa rozłożony w czasie tegoroczny Bieg Piastów. Sprytnie to wykombinowali, by uratować imprezę. Dzięki temu też i trasy są na co dzień wyśmienicie przygotowane, bo codziennie ktoś startuje.

Dziś zaczynamy od trudnego – wbieg na Samolot. To tylko nieco ponad kilometr, najlepsi osiągają tu czasy rzędu 3-5 minut, nam zajmuje to dziesięć. Śnieg, temperatura i słońce tworzą idealną mieszankę – narty mają taki ślizg, że leciutko pod górę idą. 

Na zatłoczonym zwykle szczycie dziś pusto.  

Tym przyjemniejszy zjazd. Bijemy własne rekordy prędkości. Chwila moment i jesteśmy przy Orlu.

Tu też pusto. 

Przed nami prawie 4km podejścia do Rozdroża pod Cichą Równią. Niewielki to tym razem wysiłek. Po drodze przystanek na Jeleniej Łące przy kamieniu upamiętniającym Michelsbaude – który to kamień półtora roku temu osobiście odsłanialiśmy.

Z Rozdroża pod Cichą Równią zjazd na Polanę. A właściwie to miał być zjazd, ale tu właśnie słońce świeciło od rana najmocniej (płd-wsch. ekspozycja, bardziej otwarta przestrzeń) i nartki już nie niosły. Do mety jakoś doczłapaliśmy.

I ludzi już dużo więcej. Kolejny wypad do Jakuszyc jeszcze w tym tygodniu – tym razem wyjedziemy jeszcze wcześniej.