Stawy Rębiszowskie to również kraina bobra. A właściwie bobrów, bo musi ich tam być wiele.
Nie w samym stawach widać najwięcej ich śladów, ale na groblach i w ciekach okalających stawy. Tam, gdzie woda z wolna płynie i gdzie bobry tamy budują.
Mała jeziorko ograniczone widoczną w tle tamą.
Ciekawie jest obserwować zmiany w środowisku dokonywane przez bobry. Ścinane się drzewa, tworzą się nowe sadzawki.
Ptasi ruch na Stawach Rębiszowkich jeszcze niewielki. Choć w Przecznicy wietrznie, na stawach na szczęście prawie cisza – sam spacer i obserwacje ptasie tym przyjemniejsze.
Głównie dla żurawi tu przyszliśmy i się nie zawiedliśmy. Jedno małe stadko kołowało nad jednym stawem, drugie słychać było w innym końcu stawów. Jedyne zdjęcie wyszło niestety marnie.
Daleko od nas, niemal pod przeciwległym brzegu największego stawu widzieliśmy parkę nurogęsi i towarzyszącego im pojedynczego perkoza.
Dość wysoko nad wodą kręciły się trzy czaple białe. Przez moment wydawało się, że kołują wykorzystując prądy wznoczące. Nie widziałem jeszcze takiego zachowania u czapli.
Na indywidualną sesję fotograficzną zgodził się tej jedyny napotkany łabędź. Może z samotności właśnie..?
Będąc w pojedynkę i nie będąc zmusoznym do obroy partnerki czy gniazda, zachowywał się dość ufnie i podpływał blisko nas. Może przyzwyczajony do karmienia przez ludzi?
Obchodząc wokół dwa największe stawy, widzieliśmy jeszcze kosa, kilka bażantów i drobnicę ptasią, głównie sikorki. I kilku wędkarzy. Udany spacer.
Im bardziej nieoczywiste i nieoczekiwane spotkania, tym większe i przyjemniejsze bywa zaskoczenie…
O michałowickim Teatrze Naszym i ich animatorach słyszało się wielokrotnie… Gdy w szkole średniej jeszcze będąc, chodziliśmy do Teatru im. Norwida, Państwo Kutowie pod dyrekcją Pani Obidniak tam właśnie występowali. Pewnie wtedy po raz pierwszy się widzieliśmy. Na początku lat 90-tych Jadwiga i Tadeusz Kutowie postanowili sami zacząć sięreżyserować i w pobliskich Michałowicach założyli Teatr Nasz, który w przyszłym roku będzie obchodził już 30. rocznicę swego istnienia. A myśmy tam jeszcze nigdy nie byli!
W piątkowy wieczór nadrobiliśmy to niewytłumaczalne zaniedbanie i obejrzeliśmy jubileuszowy (a dokładnie sto piętnasty) spektakl „Geriatrix Show” autorstwa Tadeusza Kuty. Sala na ok. 130 osób wypełniona. Każdy widz przywitany przez Panią Jadwigę uściskiem ręki i odprowadzony na miejsce. Ponaddwugodzinne jednoaktowe przedstawienie mija szybko – wartka akcja, inteligentne dialogi Pana Tadeusza, wyśmienita gra aktorska, vis comica Pani Jadwigi i muzyczna oprawa Jacka Szreniawy sprawiają, że czas się nie dłuży.
(zdjęcia obok pochodzą ze strony teatru)
Niespodziewanie wysoka jakość w tak nieoczywistym miejscu. A że repertuar bogaty, będzie powód, by tu wracać.
Ale że nie samym teatrem człowiek żyje, Pan Tadeusz zaprasza po spektaklu na kolację do klimatycznej restauracji. Miejsca rezerwować trzeba wcześniej, najlepiej wraz z rezerwacją biletu. Myśmy skorzystali z zaproszenia jeszcze przed spektaklem, próbując aromatycznego grzańca „Mgła Magellana” wg receptury Pana Kuty.
Do licznych pogodowych zjawisk dziwnych i ekstremalnych tej zimy ostatnio dołączyła też trąba powietrzna. Nie trwała długo i powierzchni ziemi chybanie sięgnęła.
Pięknieje Wrocław, także ten najstarszy. Właśnie zakończono renowację Mostu Tumskiego – pierwszy raz go widziałem bez kłódek. Tak oświetlona Katedra robi jeszcze większe wrażenie.
Był czas, gdy córka śpiewała: „Wrocław to moje miasto rodzinne..”
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze piękna zima była, czyli chyba ze 3 dni temu, na wzmagającym się już wietrze, ale jeszcze nie orkanie, stado około czterdziestu kruków ćwiczyło latanie nad naszą łąką.
Piękny to widok, gdy ptaki dla zabawy robią różne ewolucje, raz mierząc się z wiatrem i lecąc w jego kieruku, a drugi raz lecąc z wiatrem, pozwalają się nieść z ogromną prędkością. U żadnych innych ptaków nie widziałem podobnych zachowań – wyraźnie widać, że takie latanie na silnym wietrze sprawia im frajdę i żadneg innego celu w tym nie ma.