Zamek Myśliwski

Z Nowego Zamku do Zamku Myśliwskiego.

Wczesne rozpoczęcie nawet i krótkiego październikowego dnia ma tę zaletę, że daje się łatwo podzielić na trzy wycieczki. Pierwszą zaliczyliśmy do śniadania, druga nieco dalsza zaraz się właśnie zacznie, zostawiając dość czasu na trzecią, najdalszą, popołudniową.

Za namową personelu Hubertówki, w której się noclegujemy i stołujemy (miejscowość Nowy Zamek), jedziemy do Zamku Myśliwskiego – to też była kiedyś miejscowość albo osada, gdzie do 2020 roku mieściła się restauracja Hubertówka. Dziś to chata leśna – ładna, duża, położona na leśnej polanie, ale oddalona od cywilizacji i jakiejkolwiek bitej drogi. Jak mogła tu kiedykolwiek funkcjonować popularna restauracja? Bez 4×4 z pewnością trudno tu było poza porą suchego lata dojechać.

Ale nie tam nasza południowa wycieczka się zaczyna. Przyjeżdżając w Dolinę Baryczy, miałem taki sprytny plan, by zrobić rybne zapasy na kilka tygodni, a może i na święta. Szukałem więc miejsc w Dolinie Baryczy, gdzie detalicznie świeżą rybę można kupić. I takie właśnie miejsce znalazłem  kilkaset metrów od naszej miejscówki. 

Zajeżdżamy do Zajazdu u Bartka

Jest to jeden z licznych przystanków na Kolorowym Szlaku Karpia. Możemy tu zamówić niemal każdą rybę słodkowodną – umawiamy się więc na odbiór w dniu wyjazdu jesiotra, węgorza, tołpygi, amura, karpi i linów. Część z nich już pod kątem kolacji wigilijnej.

Po przejechaniu prawie trzech kilometrów lasem i błotami, zostawiamy samochód pod Zamkiem Myśliwskim (zdjęcie z zasobów Barycz.pl)

Dzikie to dziś miejsce. Ale biorąc pod uwagę wyśmienitą kuchnię myśliwską i rybną serwowaną nam w nowej siedzibie restauracji, z pewnością miało ono wielu stałych klientów. Ale może nie dość nowych, bo niełatwo tu trafić – stąd decyzja o budowie nowej siedziby.

Przez tę dziurę w czasoprzestrzeni wchodzimy w las

Las…. – dużo powiedziane. Owszem, mało turystycznie uczęszczane to miejsce, ale widać, że trwa tu regularna gospodarka leśna, czyli hodowla w równych rzędach posadzonych desek.

Po przedarciu się przez pierwsze gęste zarośla, wędrujemy dalej szeroki duktem.

Naszym celem są ukryte w lesie stawy: Sarni, Brzesławicki i Górny. Z raportów ornitologicznych wynika, że ptasiarze rzadko tu zaglądają. Pewnie za względu na trudny dojazd, a nie z braku ptactwa. 

Staw Sarni jest spuszczony – nic się na nim nie dzieje.

Ale kolejny Staw Brzasławicki już na pierwszy rzut wiele obiecuje.

Na pierwszym planie łabędzie krzykliwe. A w tle gęsta zupa kacza. Z lornetką nie sposób oznaczyć gatunki. Więc co robimy? Wracamy pieszo do samochodu te dwa kilometry i przyjeżdżamy w to samo miejsce już wyposażeni w lunetę. Ale przedtem upewniamy się – jesteśmy poza rezerwatem, brak szlabanów i zakazu wjazdu, leśna droga wzdłuż stawów służy również lokalnemu ruchowi kołowemu. 

Mnóstwo ptactwa wielu gatunków mogę teraz dostrzec. Choć nic nowego, widoki cieszą oko. 

Po sąsiednim spuszczonym stawie chodzi lisek

Nasyciwszy obiektywy i oczy, jedziemy dalej leśnymi drogami. Zatrzymujemy się przy zabytkowym jazie

Niespodziewana niespodzianka! Te ustrojstwa służące niegdyś do regulacji poziomu wody przed jazem okazują się być jeleniogórskiej produkcji!  

Takie same przecież widzieliśmy już na Stawach Przemkowskich! Ot, taki miły dla jeleniogórskiego regionalisty akcent. 

A to co to? 

Mamy oczywiście do czynienia z odbiciem drzew w wodzie. Lecz co ciekawe, granic lustra wody wyraźnie nie widać przez co mózg ma przez chwilę problem ze zrozumieniem tego, co widzi oko. Czyż nie?

Żegnmy się w okolicami Zamku Myśliwskiego pysznym widokiem kowalika

Powyższe zdjęcie oraz wszystkie w Galerii są już autorstwa Dorotki – zapraszam do oglądania.