Pół Karkonoszy z buta

Od kiedy wróciliśmy w nasze rodzinne strony parę lat temu wisiało nad nami pragnienie powtórnego przejścia “naszej” części Karkonoszy. “Naszej”, czyli liczonej od Śnieżki do Szrenicy.  “Powtórnego”, bo za młodu już raz to zrobiliśmy.  

Zaczynamy o 9 rano, gdy tylko rusza wyciąg z Karpacza na Kopę. Tym razem ani Śnieżka, ani Dom Śląski nas nie interesują, ale popatrzeć warto. Dom Śląski na Równi i sama Śnieżka

Choć tak blisko, na Śnieżkę nie wchodzimy. Mamy inne plany, a Śnieżka na nas poczeka. Jeszcze się nie zdarzyło, by na kogoś nie poczekała. 

Gdy poprzednim razem tu byliśmy zaledwie parę dni temu, zrobiłem serię zdjęć trójce krzyżodziobów świerkowych, ale karta pamięci zawiodła i zdjęcia przepadły. Wiedziałem więc, że na Równi pod Śnieżką mogę się ich spodziewać – i nie zawiodłem się. 

Mogłem nieco przymknąć przysłonę i wydłużyć czas dla lepszej ekspozycji, ale z ptakami już tak jest, że nigdy nie ma dość czasu. Wartość dokumentacyjna fotografii jest dla mnie ważniejsza niż wyrafinowanie artystyczne.

Na Równi – trochę w dół, trochę w górę, głównie płasko

Poprzednim razem zeszliśmy z Głównego Grzbietu przez Strzechę do Samotni. Tym razem oglądamy Kotły Małego i Wielkiego Stawu z grani – jedne z najpiękniejszych widoków Karkonoszy. 

Stąd widok na Wschodnie Karkonosze i… Ślężę. Trzeba się tylko dobrze przyjrzeć ostatniej warstwie. Nigdy wcześniej nie widziałem Ślęży z tak daleka. W linii prostej to jakieś 70-80 kilometrów. 

Tłoku przy Samotni jeszcze nie ma. Jest parę minut po 10 rano – ani ci z dołu idący z Karpacza, ani ci z góry idący z górnej stacji wyciągu jeszcze nie zdążyli tam dojść. 

Wspinamy się – trawersujemy Smogornię i Małego Szyszaka

Ptactwo dziś nie dopisuje. Tym bardziej cieszy widok kopciuszka, który wydaje się być równie zainteresowany mną, co ja nim.

Zadziwiająca jest plastyczność tego gatunku. Ze skalistych gór się wziął, obecnie zasiedla krajobraz przemysłowy i wiejski, coraz więcej kopciuszków zostaje u nas na zimę. Lęgi na wysokości 1300 m n.p.m. wydają się być jednak ekstremalnym osiągnięciem.

Nad Kotłem Wielkiego Stawu stało kiedyś schronisko – jedno z nielicznych na Śląskim Grzbiecie z takim widokiem. Niestety spłonęło tuż po wojnie. Tu stało

Nasz następny cel – Słoneczniki. Te ostańcowe skałki mówią nam jak bardzo erozja nadgryzła góry 

A poniżej Pielgrzymy i paskudny krajobraz przy Zbiorniku Sosnówka 

Rozpowszechnia się zwyczaj budowania w górach małych kamiennych bałwanków. Czasami nawet całkiem ładnie wpisują się w krajobraz. Więc i ja czasem je stawiam, choć nie wiem po co 

Karkonoski Sfinks? 

Chyba na Ptasich Kamieniach to zdjęcie zostało mi zrobione

Mamy trzy kilometry i niecałą godzinę do Przełęczy Karkonoskiej. 

Mały Szyszak – jak i wiele innych karkonoskich kulminacji, szlak omija sam szczyt. Ledwo widoczne białe słupki pokazują przebieg granicy

Zanim zobaczymy Przełęcz Karkonoską widzimy już przeciwległe wzniesienie ze schroniskiem Petrovka po czeskiej stronie. Wkrótce tamtędy będziemy szli. 

Już widać Spindlerovą Boudę

Schodzimy do Odrodzenia na południową kawę i słodkie  

Dowód wizyty w schronisku

Materiał, na którym pieczątkę zrobiłem, nieco pomięty i znoszony.

Po kawie idziemy do sąsiedniego czeskiego schroniska dla zaspokojenia pragnienia. Choć nazwa schronisko już nie bardzo przystaje do tego obiektu – to całkiem przyzwoitej klasy górski hotel z różnorodną ofertą i restauracją. Duży kontrast w porównaniu z bardzo minimalistycznymi schroniskami petetekowskimi po polskiej stronie. 

Czasami w górę, czasami w dół

Rzut okiem wstecz na Odrodzenie pod Małym Szyszakiem

Pisałem już kiedyś o tych słupkach granicznych? Pewnie tak, ale co szkodzi powtórzyć się.

Stoją one na dużej części naszej południowej granicy. Z jednej strony mają wyryte litery CS, z drugiej D. Bo to od 1918 roku czechosłowacko-niemiecka granica była. Po aneksji Sudetów w 1938 roku granica ta stała się nic nie znaczącą wewnętrzną granicą pomiędzy dwoma niemieckimi prowincjami Czech (od 1939 Protektoratu Czech i Moraw) i Dolnego Śląska.  Siłą rzeczy literki CS się zdezaktualizowały. Słupków jednak nie zmieniono  – ważniejsze rzeczy Rzesza miała na głowie.  

 
 

Z kolei po 1945 zdezaktualizowała się literka D. Łatwo ją było jednak przerobić na polskie P poprzez przedłużenie pionowej kreski. Wróciło natomiast znaczenie literek CS – dobrze się stało, że nikt pospiesznie w 1938 ich nie przerobił. Eile mit Weile mówi stare niemieckie przysłowie.

W 1992 roku zniknęła z mapy w całkiem aksamitny sposób Czechosłowacja. Znaku CS nie dało się już tak elegancko zmienić, jak to uczyniono wcześniej z literką D po północnej stronie. Nie likwidując trwale wyrytych znaków CS i D, zamalowano je na biało a czarną farbą domalowano literki C i P. A słupek stoi tam jak stał i myśli sobie, kiedy i jakie zmiany czas jeszcze przyniesie.   

Przypomina mi to inne słupki graniczne w innych górach: lata temu, wchodząc na Howerlę – najwyższą górę Ukrainy w Karpatach – również szliśmy przez jakiś czas wzdłuż słupków ze znakami P i CS. Tam granice Drugiej RP sięgały.

Przez Wielkiego Szyszaka pierwszy widok na Kotły  

Spośród kilku zaledwie gatunków na tej wysokości najliczniejsze były pierwiosnki i pustułki

Na krawędzi kotła

Kwitną wrzosy, w uszach aż szumi od bzyczenia pszczół, trzmieli innych owadów.

Jak nisko fotograf może upaść dla jednej dobrej klatki

Moje ćwiczenia z głębią ostrości. Całkiem udane, uważam.

Odpoczywany chwilę w skałkach przy przekaźniku i podziwiamy widoki. Ponad  karkonoski horyzont wystaje izerska wieża Ještěd

Zostawiamy Kotły w tyle. Naszym następnym celem jest Szrenica.

Nieoczekiwany widok – sportowe awionetki

Wydaje się już niedaleko

Na samą Szrenicę nie wchodzimy. Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy jeszcze zdążyć na ostatnie wagoniki zjeżdżające do Szklarskiej, ale postanawiamy trzymać się oryginalnego planu, czyli zejść do Przełęczy Szklarskiej w Jakuszycach. Trzeba jednak coś poważnego zjeść – zatrzymujemy się na pierogi w Schronisku na Hali Szrenickiej. Spod tego schroniska lepiej już widać Góry Izerskie niż Karkonosze. Wysoki Kamień po prawej i obły szczyt Kamienicy na ostatnim planie. 

Tablica przypomina, że jesteśmy w domu cietrzewia. Ponoć reintrodukcja gatunku w naszych górach po obu stronach granicy ma się dobrze. 

Tuż poniżej Hali Szrenickiej wchodzimy w las

Mimo że to ciągle Karkonosze, klimaty już zdecydowanie izerskie.

Mijamy start tor saneczkowy – nie miałem pojęcia o jego istnieniu

Spośród drzew wyłaniają się już czubki Owczych Skał

Równie ciekawe z profilu i en face

Jeszcze nieco schodzenia przez las a potem już szeroką drogą do Jakuszyc.

Po nieco ponad ośmiu godzinach i pokonaniu ponad 27 kilometrów kończymy wycieczkę w pobliżu Polany Jakuszyckiej, czyli tam, gdzie Karkonosze przechodzą w Góry Izerskie. Tak się składa, że całe Karkonosze mają około 54 kilometrów – przeszliśmy więc równo połowę pasma. Trzeba będzie pomyśleć o zobaczeniu wkrótce i drugiej połowy. 

Więcej zdjęć za chwilę do obejrzenia w Galerii.