Pieszo przez Mierzeję

Po dość wyczerpującej wycieczce rowerowej dziś wyprawa pieszo-samochodowa w tempie relaksacyjnym. Przejeżdżamy przez Krynicę, ustępując pierwszeństwa pieszym

Zaczynamy od Góry Pirata. Tym razem chcę tam chwilę posiedzieć, by przyjrzeć się akcji drapoliczenia. Dyżur ma akurat młody chłopak, chyba student, który pozwala mi na wejście na najwyższą platformę zarezerwowaną dla członków Drapolicza. Przez pół godziny wypatrujemy razem – z większych rozpoznawalnych ptaków lecą głównie sójki, stado za stadem, nisko nad koronami drzew. Kręcą się też kormorany, ale to chyba lokalne przeloty z noclegowisk na żerowiska. 

Wróblaków, głównie chyba zięb, jerów i czyży, których nie jestem w stanie dobrze rozpoznać, lecą tysiące. W stadach od kilkudziesięciu to setek osobników. Po kilka stad na minutę. Niewiarygodne zjawisko, którego wcześniej nigdy nie widziałem. Mógłby tam siedzieć przez tydzień, ale z kimś, kto lepiej niż ja jest w stanie oznaczać gatunki w locie.

Zostawiamy samochód na parkingu leśnym i dalej idziemy plażą w kierunków granicy.

Z powodu silnego wiatru, ptasio niewiele się dzieje. Jakaś śmieszka

Piaskowce

Plażą docieramy do płotu granicznego. Teraz wchodzimy na ścieżki leśne i trzymamy się bliżej Zalewu.

Pasażer na gapę

W barze w Nowej Karczmie podziwiamy cudownie odnalezioną relikwię – symbol czasu wstawania z kolan małego zakompleksionego człowieczka. 

Port rybacki nad Zalewem

Jaka to melodia?

Przeszliśmy pewnie kilkanaście kilometrów. Wracamy do Kątów na wczesnowieczorny obiad. Ale przedtem zaglądamy do sklepu rybnego. W ofercie ryby świeże i wędzone w większości pochodzące z własnych połowów na Zalewie: są liny, sandacze, płocie, okonie, karasie, leszcze, węgorze… 

Jutro rano przed wyjazdem mamy zamiar zrobić tu większe zakupy, więc w głowie robię już listę.

Nie był to fotograficznie bogaty dzień, ale i tak warto zajrzeć do Galerii