Sucho w naszym lesie, grzybów nie ma… To znaczy są, ale w ilościach, które nie kwalifikują się na grzybobranie.
Można co najwyżej spacerując o poranku z psami – jak my to codziennie robimy – do czapki trochę nazbierać. Na śniadanie do jajecznicy, na obiad do zupy grzybowej czy sosu grzybowego lub w końcu minimalny nadmiar zamrozić. Nie suszymy, bo zapasy zeszłoroczne jeszcze się nie skończyły.
Borowiki ceglastopore już się kończą i są zastępowane borowikami szlachetnymi i podgrzybkami. Z rzadka koźlarz się trafi – i to raczej szary czyli babka, niż czerwony,
A z niejadalnych grzybów trafiłem ostatnio na młode owocniki niszczycy anyżkowej. Jest to huba o miękkim, gąbczastym na tym etapie rozwoju miąższu. I powinna pachnieć anyżkiem, ale nie sprawdziłem.
No i mamy szczyt owocowania maliny leśnej. Kilka garści co poranek prosto z krzaka jeszcze przed śniadaniem – pycha!
A i pierwsze jeżyny nadają się już do jedzenia. W słońcu dojrzewały – słodkie są.