.. czyli wieczór fotograficzny na Stawach Młyńsko.
Choć złota godzina w naszej szerokości geograficznej trwa tylko trzy kwadranse, nasza piątkowa jej wersja miała jakieś sto pięćdziesiąt minut. A mogła być i dłuższa, gdyby nie wyczerpujący się akumulator. Połów fotograficzny na dwa aparaty był całkiem udany, stąd i relacja nieco przydługa.
Jeszcze z samochodu strzelam do bażanta.
No tak. Dla mnie, jako konsumenta, obecność ptaków nad stawem rybnym jest gwarantem, że gospodarstwo jest prowadzone prawidłowo i ryby są zdrowe. Dlatego nie jem ryb ostatnio, bo czuć od nich fetor chciwości. Ale to oczywiście nie ma znaczenia w gospodarce globalnej.
Jacy właściciele stawów nie lubią się z ptactwem wodnym? Przecież mają w tym ptactwie naturalnego sprzymierzeńca – sanitariusza stawu i otoczenia stawu.
Ptaki pracują na korzyść stawu jako ekosystemu bez umowy o pracę, jedynie za pożywienie. To chyba nie jest wygórowana cena ?
Poza tym ptaki swoim pięknem przyciągają ornitologów i turystów, którzy chętnie będą podziwiać piękno przyrody, a przy okazji zjedzą świeżą, smażoną lub grillowaną rybkę. Tym bardziej, że powietrze nad wodą zaostrza apetyt. A jeszcze można zarobić na dodatkowych atrakcjach, np. konne przejażdżki wokół stawów, udostępnienie lunety ewentualnie lornetki i chatki obserwacyjnej lub tarasu widokowego odwiedzającym. Możliwości jest wiele. Ptaki wodne nie są szkodnikami.
Mnie nie trzeba przekonywać. Sam mam mały wiejski staw, na który zapraszam ptaki. Ale proszę posłuchać opinii właścicieli stawów rybackich, na których masowo żerują kormorany. Nie wiem, jaka jest przyszłość stawów koło Rębiszowa, ale jeśli ponownie prowadzona na nich będzie intensywna gospodarka rybacka, to ptaki mogą nie być tam mile widziane. Obym się mylił.
Z mojej obserwacji stron internetowych wynika, że wędkarze często uważają ptactwo wodne za intruzów nad stawami. Ale ptaki na tych zdjęciach wydają się temu przeczyć. TS
Raczej właściciele stawów nie lubią się z ptactwem wodnym. Po zachowaniu ptaków na Stawach Rębiszowskich można sądzić, że niektóre gatunki z wędkarzami wręcz się oswoiły. Łabędzie, łyski, krzyżówki czy perkozy podpływają dość blisko ludzi i na ich ruch nie reagują. Niektóre trzciniaki – pewnie te, które swe terytorium ustanowiły blisko stanowisk wędkarskich – też daja się podejść na kilka metrów. Nie wspomnę o jerzykach, które koło głowy co chwilą śmigają – ale one są już zdecydowanymi sprzymierzeńcami wędkarzy, bo zjadają mnóstwo owadów.