Choć drapoliczenie poprzedniego dnia zaczęło się bardzo wcześnie, skończyło się środkowym popołudniem – miałem więc czas i coś zjeść, i zaliczyć kolejny zachód słońca na plaży, i zregenerować siły przed dniem kolejnym. A dzień kolejny też zaczął się bardzo wcześnie – na wschód słońca chciałem być już na wschodniej części Mewiej Łachy. Czyli wstać znowu trzeba było tuż po 4 rano – oprócz czasu na śniadanie i dojazd samochodem do Mikoszewa czekał mnie jeszcze pieszy ponad półgodzinny marsz Przekopem Wisły.
Tenże Przekop Wisły o brzasku
Na słodkowodnym Jeziorze Mikoszewskim – które było słoną zatoką Bałtyku jeszcze w połowie ub. wieku – nocuje dużo ptactwa wodnego, głównie gęsi. Jednym z powodów, dla których tak wcześnie chciałem tu być dziś rano, był poranny rozlot gęgaw. W ciągu paru minut stada liczone w setkach najpierw robią dużo hałasu dziobami, nawołując się do startu, potem włączają nogi i skrzydła, robiąc nimi jeszcze więcej hałasu aż w końcu wzbijają się w powietrze. Po zatoczeniu rundy nad jeziorem i nabraniu wysokości odlatują na dziennie żerowiska. Temu zjawisku właśnie się przez parę minut przyglądałem dokładnie w momencie, gdy wschodziło słońce. Parę minut po 6 rano było.
Po kolejnych paru minutach byłem już nad brzegiem morza. Słońce zdążyło podnieść się parę stopni ponad horyzont. Bezwietrznie, powierzchnia morza niczym lustro.
Pierwsze rozłożenie sprzętu. Było na co patrzeć. I na wodzie bezpośrednio przed obiektywem i na odległej mierzei w tle.
Biegus rdzawy złapany jeszcze w ciepłych kolorach poranka
Biegus zmienny we własnym kółku
Biegus krzywodzioby już w niemal pełnym białym świetle dnia
i sieweczka obrożna
Zbiorowym bohaterem dnia zostały szlamniki. Było ich ze trzydzieści tego dnia – chyba tylko biegusów zmiennych było więcej. Ale szlamniki – jako większe i równie niepłochliwe – wdzięczniejsze do obserwowania i fotografowania były.
Dużo ciekawych lub ładnych zdjęć szlamników mi się zrobiło. A że wpis nie może być zbyt długi, nadmiarowe fotki umieściłem w Galerii – już tam są, zapraszam.
Mały biegus i duży szlamnik bardzo zajęte tym samym
Szlamniki
Zabawnie wyglądało stadko biegusów stojących nieruchomo na jednej nodze, ogrzewających się w pierwszych promieniach ciepłego słońca.
Ale były czujne – przez cały czas któryś zerkał na mnie jednym okiem
Wracamy do szlamników
Tak wcześnie rano mało osób było na plaży – oprócz paru ptasiarzy tylko jeden zbieracz bursztynów. Nikt nam więc ptaków nie płoszył, mieliśmy je tylko dla siebie.
Początkowo planowałem zostać tu nawet do obiadu, ale późnym porankiem zmęczenie zaczęło brać górę. Ostatnie zdjęcie szlamnika i odwrót.
Gdy szedłem wzdłuż Wisły, towarzyszył mi przez krótki czas taki stwór
Po drodze jeszcze kawa i wczesnym popołudniem jestem z powrotem w hotelu. Sporo dnia jeszcze przede mną – choć prognoza pokazuje ryzyko opadów, już mam plan kolejnej wycieczki na dzisiaj. Ale o tym w następnym odcinku.