Niemal pusto w każdym kierunku. Na dłuższą zasadzkę nie mamy czasu, więc schodzę z wieży rozczarowany.
Czas wracać do Wrocławia. Tę niewielką rezerwę czasową, jaką mamy, zostawiamy na spontaniczne obserwacje w drodze. Będziemy jednak wracać drogami, przy których większych stawów już nie będzie, więc wiele sobie nie obiecuję.
Nie patrzymy na mapę, więc jeszcze jeden staw wyskakuje nam z nienacka. Reakcja może być tylko jedna – cofam i wychodzę bez sprzętu na krótki rzut oka. Parę sekund wystarczy, by się zorientować, że dużo tu ptactwa różnorakich gatunków. A pierwszym, który mi się rzucił w oczy to łabędź krzykliwy! Wracam do samochodu, porządnie już parkuję, zabieramy cały nasz sprzęt i ustawiamy na brzegu stawu. Jesteśmy – jak to później sprawdziłem na mapie – na Skoryczysku, już bliżej Trzebnicy niż Milicza.
Łabędź podejrzewany o bycie krzykliwym postanowił sprawdzić naszą cierpliwość: dziób – główny odróżniający go od niemego element – schował w pióra. A wszystkie inne łabędzie wokół niego to łabędzie nieme. Może się jednak pomyliłem…