Pierwsze kaczki za płoty

Gdy kończy się jeden rok, zaczyna się drugi. A gdy kończy się jeden Wielki Rok, też zaczyna się kolejny równie wielki? Chyba nie, bo zabawa w ptasi Wielki Rok z założenia odbywa się raz na parę lat, by odróżnić zwykły ptasi rok od Wielkiego właśnie. Ale co zrobić, gdy chodzenie na ptaki, ich obserwowanie i liczenie weszło w krew? Trzeba wejść płynnie w nowy Wielki Rok! 

Dodatkową motywacją jest niezwykła o tej porze aura. Zwykle spędzalibyśmy styczeń na biegówkach, ale co zrobić, gdy za oknem przedwiośnie? Trzeba robić wycieczki. Najlepiej tam, gdzie zimuje ptactwo. 

Po pierwsze ptaki nie trzeba się ruszać z domu. Do karmników zlatują się cztery gatunki sikor, mazurki, różne ziarnojady, czasem podleci kos, dzięcioł duży czy sójka, nad domem przeleci kruk, myszołów a nawet stado żurawi. I tak mamy już z piętnaście gatunków oglądanych przez okno. Ale po ptactwo wodne trzeba się przejechać nieco dalej od domu – pierwszą ptasią wycieczkę w tym roku odbyłem sam na Niedów. 

Zanim do Niedowa dojechałem zaintrygował mnie taki widok na zachodnim horyzoncie. Czechy, godzina 6 rano, a więc nie świt jeszcze, ani nie brzask nawet. Co to?

To łuna nad Bogatynią. I raczej nie nad kopalnią, czy elektrownią, a pewnie nad tamtejszymi szklarniami pomidorowymi.

Na skarpę nad Zalewem Witka dojechałem dużo za wcześnie – zamiast obserwacji było więc długie nasłuchiwanie głosów ptaków dochodzących z wody i z brzegu: odzywały się bogatki, strzyżyk, gęgawy, czaple i krzyżówki.  

Na świt musiałem poczekać prawie godzinę, a na wschód słońca prawie dwie.

W świetle dnia pierwsze pojawiły się łabędzie nieme

Potem czaple białe i siwe, kormorany, krzyżówki i perkozy dwuczube. Niewiele gatunków, ale dobre i to. 

Był to czas pełni.

Przejechałem na drugie stanowisko w Spytkowie. Za każdym razem przechodząc przez tę wieś widzę sporo dzikiego ptactwa wokół domów – jakoś szczególnie dobre tu warunki widać mają. Z pomostu w Spytkowie można obserwować dużą część tafli zbiornika i zwykle sporo ptactwa. Pierwsze dały o sobie znać trzy gęsiówki egipskie – wylądowały na wodzie z głośnym gęganiem blisko mnie.

Moja historia obserwacji tego gatunku nie jest dostatecznie długa by cokolwiek twierdzić na pewno, ale wydaje mi się, że widuję ich coraz więcej i w coraz to nowych lokalizacjach. Prawdziwie ekspansywny gatunek. A przez to coraz mniej obcy.

Na wodzie dominowały kormorany

A z nimi perkozy, krzyżówki, nieme,… I tyle. Bardzo chciałem zobaczyć bielaczka – widziałem go tutaj rok temu i wiem, że był tu widziany zaledwie parę dni temu. Ale nic z tego – widocznie nie doszła do niego wiadomość, że przyjeżdżam.

Słońce w końcu już parę stopni nad horyzontem  

Dzień wstał słoneczny, bezwietrzny – mógłbym tam parę godzin jeszcze siedzieć, ale byłem umówiony na późne śniadanie. Będzie jeszcze dużo okazji, by posiedzieć nad Witką dłużej.

Kolejna wycieczka jeszcze tego samego dnia, ale już na osiem łap i cztery nogi – pojechaliśmy z psami przez Maciejowiec na Pilchowice.

Z budynku w pobliżu maciejowieckiego pałacu została tylko ściana szczytowa

Przejeżdżąjąc mostem na Bobrze w Pilchowicach, widzę kilka ptaków na wodzie. Zatrzymujemy się na moment. Niespodzianka! Tym bardziej zaskakująca, że niespodziewana. Oprócz spodziewanych krzyżówek widzę również kilka kokoszek i perkozka.

Kokoszka (w centrum kadru; z lewej to krzyżówka)

I perkozek

Z cyklu “Widoki nieoczywiste”. Co to?

A to?

Jesteśmy już pod zaporą od strony, gdzie Bóbr po oddaniu energii spadku wraca do swego koryta. 

Często w tym miejscu widywałem licznie zimujące ptactwo wodne, ale tym razem jest tylko pięć łabędzi niemych, jeden/jedna nurogęś i ….  

… zimorodek siedzący na szczycie kolektora wylotowego.

Na tafli zbiornika sporo krzyżówek, kilka nurogęsi, trzy łabędzie nieme, jeden kormoran. Tu nigdy dużo ptaków nie było.

Zabawa wodą, światłem i cieniem 

Kolejny dzień, niedziela, też ładnie się zapowiadał. Niebo nad naszym domem wstało różowe

Postanawiamy przejechać się po raz pierwszy do Parku Krajobrazowego Chełmy na Pogórzu Kaczawskim. A przy okazji, bo to tylko rzut maronim patykiem stamtąd, nad zbiornik Słup na Nysie Szalonej koło Jawora. 

Pocysterskie stawy koło Muchowa okazują się być w rękach prywatnych i niedostępne. Ale spacer, choć po szronie i błocie, był fajny. Widzimy stąd Czartowską Skałę – pozostałość jednego z licznych tu kiedyś wulkanów. Jesteśmy w końce w Krainie Wygasłych – na szczęście – Wulkanów.

Mieliśmy na nią wejść, ale zostawiliśmy sobie tę przyjemność na cieplejsze dni. Spodobało nam się tam – w Chełmy jeszcze wrócimy. 

Maroni na chłód chyba nie narzekał – żadnemu patykowi nie przepuścił!

Ładny z niego niżełek. Gdy dorośnie, czyli gdy tułów i głowa dogonią długie łapy, stanie się wyżełkiem.

Dojeżdżamy do tamy na Nysie Szalonej. Na pobliskim polu widzę duże stado czapli białych i siwych, bażanta, kruki i wrony siwe.

Bogactwo ptactwa na zbiorniku Słup jeszcze większe. I przerasta mnie. Nie sposób ogarnąć i zliczyć całą tę zbieraninę. Zwłaszcza że duża część ptaków znajduje się daleko od brzegu – nawet dla lunety to spore wyzwanie. Wśród pospolitych kormoranów, krzyżówek, łysek, mew białogłowych i perkozów dwuczubych próbuję wyszukać rzadkie gatunki: nury, szlachary, bielaczki. I znajduję dwa szlachary!  I stadko ogorzałek! To już całkiem cenne obserwacje. 

Jest południe, do domu wrócimy dopiero na obiad, więc pora na kawę. Tak się składa, że przypadkiem miałem ze sobą i kawę, i dwie filiżanki, i słodkie do kawy, i miskę dla Maroniego, i smakołyk dla Sunny. A więc piknik na plaży

Znad lasu wyleciał drapol. Początkowo zlekceważyłem go, bo wyglądał na najpospolitszego naszego ptasiego drapieżnika, czyli myszołowa. Ale moją uwagę zwróciło jego jaśniejsze, nietypowe nawet dla bardzo zmiennych osobniczo myszołowów, upierzenie. Migawka aż się zagrzała. I dopiero w domu na podstawie zdjęć ustaliłem, że był to myszołów włochaty. Znacznie mniej liczny niż nasz typowy “myszak”. Przylatuje do nas na zimę z północy i wschodu. Choć słabej jakości, jest to moje pierwsze zdjęcie myszołowa włochatego, na podstawie którego można zidentyfikować gatunek.  Co cieszy bardzo!

I tak zaczął się Wielki Rok 2023. Po 9 dniach tego roku mam już na koncie 65 gatunków. To sporo, bo w zeszłym roku po całym styczniu miałem ich pięćdziesiąt parę. No ale pogoda dopisuje bardziej niż rok temu. 

Celu na ten rok sobie nie stawiam. Nie jeśli chodzi o liczbę gatunków, bo zeszłorocznego rekordu 222 gatunków nie przeskoczę. Ale chciałbym przynajmniej być bardziej systematyczny i notować co najmniej 25 obserwacji dziennie. Bo im bardziej się oko trenuje nawet na pospolitych gatunkach, tym większa szansa, że wśród nich dostrzeże się te rzadsze.