Gdy kończy się jeden rok, zaczyna się drugi. A gdy kończy się jeden Wielki Rok, też zaczyna się kolejny równie wielki? Chyba nie, bo zabawa w ptasi Wielki Rok z założenia odbywa się raz na parę lat, by odróżnić zwykły ptasi rok od Wielkiego właśnie. Ale co zrobić, gdy chodzenie na ptaki, ich obserwowanie i liczenie weszło w krew? Trzeba wejść płynnie w nowy Wielki Rok!
Dodatkową motywacją jest niezwykła o tej porze aura. Zwykle spędzalibyśmy styczeń na biegówkach, ale co zrobić, gdy za oknem przedwiośnie? Trzeba robić wycieczki. Najlepiej tam, gdzie zimuje ptactwo.
Po pierwsze ptaki nie trzeba się ruszać z domu. Do karmników zlatują się cztery gatunki sikor, mazurki, różne ziarnojady, czasem podleci kos, dzięcioł duży czy sójka, nad domem przeleci kruk, myszołów a nawet stado żurawi. I tak mamy już z piętnaście gatunków oglądanych przez okno. Ale po ptactwo wodne trzeba się przejechać nieco dalej od domu – pierwszą ptasią wycieczkę w tym roku odbyłem sam na Niedów.
Zanim do Niedowa dojechałem zaintrygował mnie taki widok na zachodnim horyzoncie. Czechy, godzina 6 rano, a więc nie świt jeszcze, ani nie brzask nawet. Co to?