Wyszło mi tak, że choć krótka wycieczka to była, zasłużyła na osobny, krótki wpis.
W Piaskach vel Nowej Karczmie byłem. W miejscu na Mierzei Wiślanej, gdzie Polska płotem z cienkiego drutu się kończy. Samochód zostawiłem na najdalszym możliwym parkingu, plażą około trzech kilometrów się przeszedłem i wróciłem lasem.
W Piaskach tylko piaski. Pusto po horyzont – tam idę.
Ptaków na brzegu przy tak wietrznej pogodzie też niewiele. W tej sytuacji nawet młoda śmieszka cieszy.
Lecąc nad wodą mijają mnie nieliczne ptaki i małe stada. Najczęściej kormorany
Już na nie uwagi prawie nie zwracam, ale z braku innych obiektów zdarza mi się je jeszcze czasem sfotografować. I dobrze, bo niektóre kormorany po dokładnym obejrzeniu zdjęcia w powiększeniu okazują się np. nurami czarnoszyimi.
Rzadko nury widuję i jeszcze nigdy wcześniej nie zrobiłem im zdjęcia. Już się wycieczka opłaciła!
Nadlatująca siewnica
Czasem nieudane zdjęcie dokumentacyjne okazuje się niezłym zdjęciem impresjonistycznym.
Po trzech kilometrach spaceru plażą dochodzę do pasa granicznego. Lubię to miejsce, bo ptaki je lubią. Nie niepokojone przez nikogo licznie zwykle odpoczywają na plaży. Za każdym razem liczę na jakąś niespodziankę. Była i tym razem
Dwa ostrygojady! Do tej pory widziałem ten gatunek tylko parę razy i zawsze pojedynczo. Mimo sporego dystansu nie dały się fotografować. Na szczęście obiektyw tym razem szybko złapał ostrość na odlatujące ptaki
Ścieżką wzdłuż granicy idę na drugą stronę Mierzei.
Zaczęło padać, widoczność spadła, więc na tej wycieczce to już koniec ptaszenia.
Przeczekuję największy deszcz pod drzewem.
Wracam ścieżką leśną. Takie grzyby tu mają
U nas takich nie ma. To chyba złotoborowik wysmukły. Czyli też borowik. Jadalny.
Dochodzę do miejsca, gdzie zacząłem spacer. Jak i wtedy, na wywyższeniu stoi grupa ptasiarzy uprawiająca seawatching, czyli wyglądanie ptaków nad morzem.
Dziś pogoda idealna na to, by z głębi morza przywiało ptaki rzadko na nasze wybrzeże zalatujące: rozmaite gatunki burzyków, wydrzyków, nawałników, alek, głuptaki itd. Przystanąłem przy nich na chwilę. Niektóre osoby rozpoznałem – znam ich profile i strony w internecie. Z całej Polski byli.
Co chwilę padała jakaś komenda, np. „rybitwa na przyboju” albo „wydrzyk na jedenastej na linii horyzontu”. A wtedy wszystkie lunety, lornetki, obiektywy i głowy obracały się we wskazanym kierunku. Ponoć niezły plon dziś zebrali. Ale stali tak na wietrze od rana! Nie dla mnie takie zawody – może godzinę bym wytrzymał.
Wracam do Krynicy. Będę miał czas na jeszcze jeden późnopopołudniowy spacer plażą.