Nic-nie-ważąca mysikrólica

Zdarza się czasem, że o nasze duże okna uderzy jakiś zdezorientowany ptak. Najczęściej to sikorki, bo ich jest najwięcej i najbliżej człowieka żyją. Ale zdarzały się też pliszki, gąsiorki czy kopciuszki. Na szczęście kolizje z szybą zwykle nie są śmiertelne – ptak albo odlatuje o własnych siłach natychmiast albo spada na ziemię czy taras, otrząsa się i po chwili sam odlatuje. 

Czasem jednak ludzka interwencja jest konieczna. Gdy ogłuszony ptak upadnie pod okno i nie daje znaków życia, z pewnością zainteresuje się nim kot czy inny drapieżnik. I takiemu ptakowi należy pomóc. Obowiązuje w takim przypadku zasada trzech “c”:  cicho, ciemno i ciepło. Czyli pakujemy ptaszka do małego kartonu z dostępem powietrza i zanosimy do spokojnego i ciepłego pomieszczenia. Jedzenia i picia nie podajemy. Ptaszek – jeśli żyje – zwykle po paru godzinach dojdzie siebie i będzie gotowy do powrotu do swojego środowiska.

A piszę to, bo właśnie wypuściłem na wolność samiczkę mysikrólika. Wpadła ona w szybę już pod koniec dnia, więc całą noc spędziła u nas w domu i dopiero rano w pełni sił – choć pewnie głodna i spragniona – wróciła do pobliskich świerków, wśród których mysikróliki mieszkają. 

Pierwszy raz miałem w ręku mysikrólika. Jest to najmniejszy ptak Polski i Europy, waży zaledwie od 4.5 do 7g – samiczki bliżej 5. Czyli nic, taka kulka pierza wypełniona tylko powietrzem i życiem. 

A ile to 5 gramów? Tyle, ile waży moneta 1 zł.