W menu potrawy z własnych ryb: karp, tołpyga, jesiotr i amur w wielu postaciach. Na obiad i na śniadanie. Można też zamówić mięsa i makarony, ale po co wtedy aż tu jechać?
Pierwszego dnia czasu mamy mało. Robimy tylko godzinny spacer główną drogą mijając kilka stawów. Mimo zmierzchu, słyszymy i widzimy sporo ptaków: w trzcinach hałasują potrzosy i rokitniczki, na wodzie najlepiej widoczne są łabędzie nieme, łyski i perkozy dwuczube, na łące pasą się jeszcze gęsi tundrowe i gęgawy, w powietrzu widzimy bielika, czaple siwe i jedną wronę siwą. Najciekawsze obserwacje zostały na koniec. Na najbliższym stawie pływał samotnie łabędź krzykliwy. Jeszcze miesiąc temu zrobiłby na mnie ogromne wrażenie, gdyby nie to, że to już kolejna obserwacja tego gatunku w tym roku – cieszy, ale już bez sensacji. Nowością była mewa czarnogłowa. W małym stadzie śmieszek pojedynczy osobnik już na pierwszy rzut oka wydawał się odmienny – zamiast brązowo-czekoladowego kaptura na głowie ta miał kaptur dłuższy i zdecydowanie czarny. To mewa czarnogłowa.
Okazji do fotografowania było niewiele – mżyło cały czas, szkoda moczyć sprzęt. Ta jedna tylko czapla miała szczęście załapać się na fotkę.