Niewiele ponad tydzień po pierwszej króciutkiej wizycie na Stawach Przemkowskich jestem tam ponownie – tym razem sam, bo o nieludzkiej porze trzeba było wstać, by o wschodzie słońca po dwóch godzinach jazdy być na miejscu. Ale warto było i – uprzedzając wypadki – po niedługim czasie będziemy tam ponownie już w komplecie.
Prognoza zapowiadała słoneczny wschód około 6:30 – lekko tylko pochmurny, mglisty, z temperaturą nieco tylko powyżej zera. Czyli idealne warunki obserwacyjne i fotograficzne. Jeszcze w drodze, o brzasku, robię z samochodu pierwsze zdjęcia komórką, bo widoki robią się pyszne. Ale wyszły słabo, więc nie publikuję. Na miejscu, czyli na początku kładki prowadzącej do wieży, jestem w dokładnie o wschodzie. Zdjęcie w kierunku zachodnim – tam jeszcze noc.
Zdjęcie w kierunku wschodzącego słońca pokazuje już wstający ponad mgłami dzień
Spacer kładką do wieży to niemal kilometr – sporo, gdy się targa dwie lornetki, statyw, lunetę, lustrzankę z telezoomem, drugie śniadanie i trochę ciepłej odzieży. Przy takim bagażu i bez tego ostatniego elementu robi mi się ciepło.
Jeszcze przed dojściem do wieży słyszę z oddali nadlatujące stado. Na szczęście lustrzanka wisi na szyi przygotowana. Stado nadlatuje, cykam kilka fotek i przy kolejnej już wiem, że mijają mnie łabędzie krzykliwe.
To pierwsze krzykliwe tej jesieni – choćby dla nich warto było tu przyjechać.
Nieco po siódmej jestem na wieży, rozstawiam sprzęt. Na wodzie na zachód od wieży widać już jakieś ptactwo, ale światło jeszcze słabe. Dużo ciekawsze rzeczy dzieją się po przeciwnej stronie – ponad morzem mgieł wschodzi słońce
Dziwne rzeczy się dzieją – słońce wschodzi coraz wyżej, dając coraz więcej światła, ale momentami zasłaniają je chmury, a wtedy wszystko nagle ciemnieje. I jednocześnie gęstnieje mgła.
Na wodę zaczyna padać już dostatecznie dużo światła, by i rozpoznać gatunki i doświetlić matrycę.
W pierwszych promieniach kormorany ogrzewają skrzydła
Dzięki dobrej widoczności i bezwietrznej pogodzie całkiem nieźle udaje mi się próba digiscopingu: na uschniętym drzewie siedzi grupa kormoranów pilnowana z góry przez rybołowa.
Co chwilę zerkam na wschód – spektakl trwa
Przerwa śniadaniowa, odpoczywa też sprzęt
Całkiem udane ptasie zdjęcia
Mnogość ptactwa wodnego
Blisko mnie siada dzięcioł średni
Gdzieniegdzie mgła się rozrzedza
A gdzie indziej gęstnieje i osiada
Wypatrzyłem miejsce, z którego na otwartą przestrzeń mgła napływa – gdzieś za tym laskiem musi odbywać się produkcja mgły
Dzięcioł zielonosiwy
Ręce mi trochę zmarzły, muszę się ruszyć. Koło dziewiątej schodzę z wieży i idę do samochodu. Po drodze słyszę wąsatki. Najpierw widzę jedną
A potem większą bandę – w przeszłości widywałem wąsatki tylko pojedynczo lub w parach, więc widok kilkunastu wąsatek naraz bardzo cieszy.
Bażancica, a może młody bażant na mojej drodze
Całkiem inny widok wieży niż o świcie.
Przejeżdżam samochodem w inne miejsce Stawów Przemkowskich, by dostać się w poliże tamy na Szprotawie i tam poszukać możliwości dalszych spacerów brzegami stawów na dzisiaj i na przyszłość.
Parę minut piechotą i jestem nad Szprotawą
Pozujący na kładce rower należy do starszego ode mnie pana, mieszkańca okolicy, który na kilkanaście minut dołączył do mnie i opowiedział mi co nieco o współczesnej historii tych stawów. Niegdyś rezerwat z ograniczonym wstępem, dziś nieco już zarośnięty trzciną zespół stawów hodowlanych o powierzchni niemal 1000ha dzierżawionych przez kolejną osobę. Widać ślady gospodarki rybackiej, nie widać starań o co najmniej niepogarszanie się warunków dla ptactwa. I wchodzenie na teren rezerwatu jest już codzienną praktyką, a co wygodniejsi wjeżdżają tam nawet i samochodami. Szkoda… Za parę lat stawy się wypłycą i całkowiciezarosną trzciną.
A tymczasem cieszę się krajobrazami i ptactwem.
Wystraszona moim nadejściem czapla biała
Wśród dziesiątek czapli białych szukałem innych pokrewnych czapli – złotawej lub nadobnej. Ale nie znalazłem.
Pierwsza moja fotografia kobuza – piękny to ptak, jak i wszystkie sokoły.
Parę kilometrów groblami stawów zrobiłem, choć nieco w pośpiechu, bo do domu na południową kawę trzeba było zdążyć. Opisywać więc nie będę – przyjedziemy tu wkrótce razem.
Z braku przybocznego fotografa do Galerii wyjątkowo wrzucam własne zdjęcia.