Niewiele ponad tydzień po pierwszej króciutkiej wizycie na Stawach Przemkowskich jestem tam ponownie – tym razem sam, bo o nieludzkiej porze trzeba było wstać, by o wschodzie słońca po dwóch godzinach jazdy być na miejscu. Ale warto było i – uprzedzając wypadki – po niedługim czasie będziemy tam ponownie już w komplecie.
Prognoza zapowiadała słoneczny wschód około 6:30 – lekko tylko pochmurny, mglisty, z temperaturą nieco tylko powyżej zera. Czyli idealne warunki obserwacyjne i fotograficzne. Jeszcze w drodze, o brzasku, robię z samochodu pierwsze zdjęcia komórką, bo widoki robią się pyszne. Ale wyszły słabo, więc nie publikuję. Na miejscu, czyli na początku kładki prowadzącej do wieży, jestem w dokładnie o wschodzie. Zdjęcie w kierunku zachodnim – tam jeszcze noc.