Lodówki i inne androny

Czasem jest tak, że człowiek musi inaczej się udusi. Mi od dłuższego czasu chodziła po głowie chęć odwiedzenia wybrzeża Bałtyku zimą. Z dwóch powodów – zobaczyć morskie i nadmorskie krajobrazy zimą oraz – i przede wszystkim – zobaczyć niewidziane nigdy wcześniej ptaki, które licznie na południowym Bałtyku zimują i tylko zimą są możliwe do zaobserwowania. Szczególny apetyt miałem na kaczki morskie: uhle, markaczki, lodówki i edrodony, latające “pingwiny”, czyli alki i nurzyki, a także parę innych rzadkich lub w ogóle nieobecnych na Dolnym Śląsku gatunków.

We wtorek rano sprawdziłem prognozę pogody dla Zatoki Puckiej -zanosiło się na spokojne okno pogodowe: bez mrozów i zjawisk ekstremalnych, ale też i bez słońca. Zdecydowałem i jeszcze tego dnia siedziałem w nocnym pociągu z Jeleniej przez Gdynię na Hel. Tym razem, z powodów rodzinno-organizacyjnych, na wycieczkę wybrałem się sam.

Już o świcie, gdy pociąg relacji Gdynia-Hel zbliżał się momentami do wód Zatoki Puckiej, z okna widziałem duże stada ptaków – głównie łabędzi i różnych kaczek. Apetyt rósł.

Po ósmej wysiadam na stacji Hel. Rezerwację w hotelu Admirał Nelson mam dopiero od popołudnia, ale uprzejmi gospodarze pozwalają mi zostawić bagaże i częstują śniadaniem. Przed dziesiątą w odpowiednim ubraniu i obciążony jak nigdy całym sprzętem optyczno-fotograficznym ruszam w teren.

Hotel położony jest kilkadziesiąt metrów od portu, więc tam kieruję pierwsze kroki.

Natychmiast uwagę zwraca unikatowego kształtu budynek kierownictwa portu.

Rzut oka na spokojne mimo silnego wiatru lustro wody w porcie. I już wiem, że patrzę na ptaki, których nie znam i nigdy wcześniej nie widziałem.

Chwilę mi zajmuje zrozumienie na co patrzę – to lodówki!

Dużo lodówek – w samym porcie naliczę ich ponad setkę. Piękne kaczki morskie. To pan lodówek i pani lodówka

Chcę dziś sporo miejsc obejść, więc długo w porcie nie zabawiłem. Ale wiem, że jeszcze tu wrócę. Rzut oka na miejsca, gdzie będzie rozgrywała się akcja najbliższych dwóch dni. 

Drewniane pomosty na plaży miejskiej i wiaty chroniące przed deszczem ułatwiają obserwację ptaków – choć nie po to pewnie zostały zbudowane.

Z portu rybackiego idę przez port wojenny do miejsca zwanego Hel-Wraki. Po drodze słyszę i przez moment widzę świstunkę ałtajską – aż muszę wieczorem sprawdzić w atlasie ptaków, czy to nie przewidzenie. 

Dochodzę do plaży w pobliżu oczyszczalni miejskiej – jest tu mnóstwo śmieciojadów i padlinożerców, czyli wron i mew.

Ale nawet i tu czekają niespodzianki. Wśród wyrzuconych na brzeg morskich traw widzę ruch – ptak w typie świergotka. 

Statystycznie rzec biorąc, powinien to być świergotek łąkowy spotykany niemal w całej Polsce. Inne świergotki o tej porze roku i w tym miejscu są widywane bardzo rzadko. Ale z wieczornej analizy zdjęcia wynika, że to świergotek nadmorski! 

W Polsce nieliczny, widywany tylko na wybrzeżu Bałtyku. Będąc dwa razy w ubiegłym roku na Wybrzeżu, nie udało mi się go zobaczyć. 

Jest zaledwie południe pierwszego dnia, a świergotek nadmorski jest już moim trzecim gatunkiem widzianym po raz pierwszy w życiu.

Dochodzę do wraków. Nazwa miejsca nie jest przypadkowa

W charakterze falochronów zatopiono tu kiedyś dwa okręty wojenne. Dziś zasiedlają je ptaki.

Na morzu trudno coś wypatrzeć – silny wiatr, wysoka fala. Wydaje mi się, że widzę jakieś czarne kaczki, ale nie ma szans na identyfikację gatunku. Idąc plażą w kierunku Jastarni, widzę w oddali stada ptaków dość blisko brzegu. Za daleko na wycieczkę jeszcze dzisiaj, ale zaczynam już w myślach układać plan na jutro.  Tą samą drogą wracam do Helu, loguję się w hotelu i ponownie ruszam w teren. Zaczynając od portu, idę tym razem w przeciwnym kierunku – na Cypel Helski. 

W porcie i okolicy widzę jeszcze więcej lodówek niż poprzednio. Przestałem liczyć przy 500. A warto było przeczesywać powierzchnię wody, bo wśród lodówek wypatrzyłem większe białe kaczki. 

I znów chwili mi trzeba było dla uświadomienia sobie, na co patrzę. To edredony!

Jeszcze piękniejsze od lodówek, czyż nie?

Idę brzegiem na cypel. Wiatr i fale coraz silniejsze 

Jeszcze przed samym końcem Mierzei Helskiej znajduje się Kopiec Kaszubów. Przypomina i o żyjących w naszym kraju Kaszubach i o tym, że tu zaczyna, a nie kończy się Polska.

Blisko cypla wzdłuż brzegu można poruszać się albo plażą albo po drewnianych pomostach poprowadzonych nad wydmami dla ich ochrony.

Mimo feryjnego sezonu, ani w samym mieście, ani na plaży ruchu turystycznego nie ma.

Ptakom pogoda nie przeszkadza. Na plaży dominują oczywiście mewy

Ale ciekawsze rzeczy dzieją się głębiej w morzu. Co chwilę widzę stada ptaków lecących nisko nad wodą – zwykle zbyt daleko, by rozpoznać gatunki. Ale niektóre rozpoznaję w lornetce – alki i uhle. Te ostatnie łatwo poznać po białej plamie za okiem – to je odróżnia od innych czarnych kaczek. 

Parę minut później udaje mi się zaobserwować je siedzące na wodzie niezbyt daleko od plaży. Na powiększeniu byłoby widać i białe plamy na głowie i żółte dzioby samców.

Dzień się kończy – zawracam do miasta, bo światła zaczyna brakować. Łapię jeszcze szlachary

Port o zachodzie słońca

Obiad jem w moim hotelu w takim oto otoczeniu

Choć to zaledwie późne popołudnie, po długiej podróży i wyczerpującym ekscytującym dniu, idę do pokoju. Przejrzeć zdjęcia, przypomnieć sobie wszystkie ptasie obserwacje, zaplanować kolejny dzień. I się wyspać.

Do Galerii wrzuciłem tym razem własne zdjęcia – zapraszam.